Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Mieliśmy ostatnio dwa dni mocnych ataków Rosji na Ukrainę i zamkniętą ambasadę USA w Kijowie. Czy konflikt się nasili? Czy raczej Rosja walczy o lepszą pozycję negocjacyjną przez przejęciem prezydentury przez Donalda Trumpa?

Generał Waldemar Skrzypczak: Po pierwsze ogólnie wydaje się, że Putin i Rosja wykorzystują się swoją szansę, ponieważ – po drugie – Rosjanie widzą, że Ukraina jest bardzo osłabiona , a oni mają przewagę strategiczną. Wreszcie po trzecie, Moskwa nie wie jeszcze, jakie będzie stanowisko Trumpa, bo moim zdaniem jego narracja się zmieni wobec tej, którą prezentował w czasie kampanii wyborczej. Dlaczego się zmieni? Dlatego, że jeżeli ograniczyłby pomoc Ukrainie i wycofał ze wsparcia Kijowa, oznaczałoby to, że Amerykanie przyznali się do klęski. To bowiem przecież Amerykanie stali za tą ideą wsparcia dla Ukrainy i oni nawoływali od początku wojny do pomocy temu krajowi wobec rosyjskiej agresji. Oni zbudowali tę koalicję wspierającą. Rezygnacja z tego byłaby w oczywisty sposób przyznaniem się do klęski przez Amerykanów, a tego nikt by nie chciał - Trump na pewno też nie będzie.

Rosjanie zatem chcą pokazać Trumpowi siłę. Po to są te uderzenia i działania, jak chociażby użycie rakiety międzykontynentalnej. Ma to nieść sygnał, że tamta strony dysponuje bardzo niebezpiecznym potencjałem, którym mogą chcieć wygrać wojnę z Ukrainą. Dla nich jest to kluczowa sprawa, tym bardziej, że oni jeszcze nie wiedzą – jak już mówiłem - jaka będzie strategia Trumpa i nawet liczą na to, że Trump będzie w stosunku do Putina bardziej układowy niż prezentował to Biden. Kreml bardzo na to liczy i dlatego Rosjanie prężą przed nim muskuły, żeby Trumpa utwierdzić w przekonaniu, że Rosja jest nadal niebezpieczna.

USA zgadzają się na użycie rakiet ATACMS i brytyjskich Strom Shadow. Czy ma to powstrzymać eskalację konfliktu ze strony Rosji?

To są średniego zasięgu. My cały czas mówimy o tym, żeby Ukraińcy mili prawo do wykonywania uderzeń głębokich, a do 300 kilometrów to nie jest jeszcze uderzenie głębokie.

Użycie tych rakiet na pewno zmienia pozycję Ukrainy. Ten potencjał jest obecnie liczony na kilkaset sztuk i dzięki nim Kijów może wykonywać uderzenia głównie na systemy dowodzenia oraz obrony powietrznej Rosji, bo one są kluczowe i strategiczne. To mocno sparaliżuje dowodzenie armią rosyjską i przeniesie się na inne systemy, jak chociażby wsparcia logistycznego, ponieważ zakłócenie systemu dowodzenia zakłóci działanie innych systemów, w tym właśnie wsparcie logistycznego, zaopatrywania, zasilania armii rosyjskiej, która w tej chwili jest w ofensywie.

Po raz pierwszy w historii – jak już Pan generał powiedział - Rosja użyła przeciwko Ukrainie pocisku międzykontynentalnego RS-26 Rubież, który uderzył w miasto Dniepr. Jak wiadomo, pocisk ten może także przenosić głowice nuklearne, choć tym razem zastosowano ładunek konwencjonalny. Czy to próba przed użyciem pocisku nuklearnego czy tylko straszenie jego użyciem?

Panie Redaktorze, Rosjanie mają w arsenale wiele różnych środków przenoszenia ładunków nuklearnych. Są to wspomniane już rakiety międzykontynentalne, ale też samoloty, okręty oraz środki artyleryjsko-rakietowe armii rosyjskiej przystosowane do wystrzeliwania ładunków o mniejszym wagomiarze i także w tym arsenale Moskwa posiada możliwości przenoszenia taktycznych środków jądrowych.

Rakiety międzykontynentalne natomiast są raczej przystosowane - i tak były konstruowane – do przenoszenia ładunków o dużej wadze, jeśli chodzi o ładunki jądrowe i oczywiście konwencjonalne.

Moim zdaniem Rosjanie pokazali w ten sposób, że systemy obrony powietrznej, którymi dysponują Ukraińcy, nie są zdolne zwalczać pocisków kontynentalnych, które pokonują odległości na dużej wysokości. W związku z tym to jest jakby sprawdzenie przez Rosjan, czy system obrony powierzchni, którym dysponują Ukraińcy, jest w stanie zwalczać rakiety międzykontynentalne. To jest poważny problem dla Ukraińców, ponieważ nikt nie wykrył startu tej rakiety. Rozpoznanie satelitarne, czy to wojskowe, amerykańskie, czy to komercyjne, które ma na usługach Ukraina, powinny start i przelot tego pocisku wykryć. Nie wykryto tego jednak i nie alarmowano. Dla Rosjan jest to zatem sygnał, że systemy rozpoznawcze, którymi dysponuje Ukraina lub te, które pracują na korzyść Ukrainy, nie są w stanie wykryć rakiety międzykontynentalnej, no bo jej nie wykryły.

Generalnie jednak założenie jest takie i Amerykanie do tego byli przygotowani, że monitorują położenie tych międzykontynentalnych systemów uderzeniowych od miejsca startu przez trasę przelotu po to, żeby m.in. ta tarcza, którą mają w oparciu o Polskę w Redzikowie, mogła w właściwym czasie zareagować. Nie wykryto zatem we właściwym czasie tego pocisku, co utwierdza Rosjan w przekonaniu, że ich rakiety są skuteczne i że mogą przy użyciu tych rakiet jeszcze bardziej demolować Ukrainę.

Reasumując, dla Moskwy jest to test, który ma sprawdzić, czy ten system obrony powietrznej, który posiadają Ukraińcy, jest skuteczny. Moim zdaniem Rosjanie utwierdzili się w przekonaniu, że te rakiety mogą być tymi, które np. będą w stanie uderzyć na Kijów, czyli na ukraińskie centra dowodzenia politycznego, łącznie z demolowaniem metra, gdzie wielu się chroni itd. Także tutaj mają Ukraińcy wielki problem, bo nie zwalczyli te rakiety, a ona może zrobić dużo więcej szkód na Ukrainie, niż do tej pory były w stanie inne środki rakietowe wykorzystywane przez Moskwę.

Według doniesień agencji Interfax, która powołuje się na informacje uzyskane od ukraińskich służb specjalnych, Rosja już opracowała plan dotyczący "rozwiązania kwestii ukraińskiej". W ramach tego planu Ukraina miałaby zostać rozczłonkowana, a jej miejsce na mapie świata przestałoby istnieć. Rosyjski resort obrony zamierza zaprezentować swoją wizję podziału Ukrainy nowej administracji USA pod przewodnictwem Donalda Trumpa.
Według Interfax-Ukraina, szczególnie "dyskusyjnymi terytoriami" miałyby stać się zachodnie obwody Ukrainy, takie jak wołyński, rówieński, chmielnicki, lwowski, iwanofrankowski, tarnopolski, czerniowiecki oraz zakarpacki. Przyszłość tych regionów miałaby być rozstrzygnięta w wyniku negocjacji Rosji z sąsiednimi krajami, w tym Węgrami, Rumunią i Polską.
Jak należy interpretować takie doniesienia?

Zastanawiam się, Panie Redaktorze, jakie tereny Putin zdefiniował jako sporne. O ile dobrze pamiętam, Polska nie rości sobie żadnych pretensji terytorialnych do Ukrainy. Jest to więc nawet nieudolna próba wciągnięcia Polski do tej gry. Podkreślę - nieudolna. My nie rościmy sobie pretensji i o tym nasi politycy wyraźnie powiedzieli, że nie mamy zakusów na podział Ukrainy. I bądźmy konsekwentni, bo tego na pewno nie będzie, więc tutaj się Rosjanie ośmieszają tą próbą wciągnięcia nas w tą grę nerwów, tak bym to nazwał.

Jeśli chodzi o Rumunię, to moim zdaniem jest podobnie, jak w przypadku Polski. Jedynym zagrożeniem mogą być dla Ukrainy w tym przypadku Węgrzy, którzy mają pretensje do Rusi Zakarpackiej, czyli do tego regionu, gdzie mieszka jakaś społeczność pochodzenia węgierskiego i o tym już Orban wielokrotnie mówił. Jest to więc to próba wykorzystania tych, którzy sprzyjają Rosji, między innymi poprzez próbę podziału Ukrainy. Uważam, że nie ma takiej opcji. Nikt się nie powinien zgodzić na jakikolwiek podział Ukrainy i w ogóle nad tym nie powinno być żadnej dyskusji. Nie wolno dyskutować nad podziałem Ukrainy.

Ukraina jest dla nas suwerennym państwem, w granicach tych, w których była przed rozpoczęciem wojny i my nad inną Ukrainą nie będziemy dyskutować. Tak więc próby dyskusji nad podziałem Ukrainy są w niczym nieuzasadnione i to jest – tak bym to określił - szalona samobójcza polityka Kremla, który szuka rozpaczliwie jakiegoś rozwiązania, które moim zdaniem nie ma żadnego odniesienia do rzeczywistości i do zamiarów państw, które wspierają Ukrainę.

Jeszcze sprawa dwóch przeciętych kabli na dnie Bałtyku. Jak się okazuje, kapitanem chińskiego statku towarowego Yi Peng 3, który prawdopodobnie za tym stoi jest Rosjanin. Media podają, że zrobił to celowo za pomocą ciągniętej po dnie kotwicy albo też użył trału dennego.

Czy Rosjanie chcą sparaliżować łączność i Internet w północnej Europie? Jaki jest cel takich działań?

Tam jest kilkadziesiąt metrów głębokości i kable te są układane w specjalnych rowach kablowych na dnie morza, co minimalizuje ryzyko uszkodzeń mechanicznych. Wykluczyłbym więc raczej użycie kotwicy. Gdyby nawet kotwica zahaczyła ten kabel, to przez jakiś czas ciągnęłaby go za sobą, co natychmiast zostałoby wykryte przez specjalne czujniki.

Moim zdaniem użyto raczej specjalnego drona albo robota, które mogą być wyposażone w specjalne narzędzia tnące. Co było prawdziwą przyczyną, tego nie wiem, ale zapewne za jakiś czas wykaże to już prowadzone dochodzenie.

Uprzejmie dziękuję Panie Generale za rozmowę.