Historię kobiety opisał dziennika „ABC”. 54-letnia Belen od 20. roku życia zmaga się z nieuleczalną chorobą układy nerwowego. W 2015 roku nauczycielka języka angielskiego musiała przejść na wcześniejszą emeryturę. Codziennie uczęszczała na trzygodzinną rehabilitację. Sytuacja pogorszyła się w 2020 roku, kiedy w wyniku zakażenia koronawirusem musiała być hospitalizowana. Po wyjściu ze szpitala straciła władzę w obu nogach, musząc od tej pory poruszać się na wózku. Cierpi też na bardzo silne nerwobóle.
Od czerwca 2021 roku w Hiszpanii legalne jest tzw. wspomagane samobójstwo. Belan wyraziła takie pragnienie, a w ub. roku zgodził się na to zespół medyczny szpitala klinicznego w Santiago de Compostela.
O życie córki wciąż walczy jednak jej 79-letnia matka. W ub. czwartek kobieta nie otworzyła drzwi medykom, którzy mieli przetransportować ją do szpitala w celu podania śmiertelnego zastrzyku. Zdaniem matki nieprawdziwe są raporty medyczne, na podstawie których dopuszczono wspomagane samobójstwo.
- „Córka nie jest przykuta do łóżka, nie odczuwa ciągłego bólu, nie bierze leków przeciwbólowych, nie ma problemów z jedzeniem i piciem”
- wyjaśnia kobieta.
Wskazuje też, że żaden z lekarzy podpisujących „pełny kłamstw” raport, z wyjątkiem lekarza rodzinnego, nawet nie spotkał się z jej córką.
Do sądu trafił już wniosek o wstrzymaniu procedury eutanazji, a sprawą zajmuję się prokuratura.
- „Z zalegalizowaną eutanazją wszyscy jesteśmy w sytuacji ryzyka. Możesz chcieć walczyć o życie kogoś bliskiego, ale decyzja lekarska skończy z nim bez twojej zgody”
- zauważa przewodnicząca organizacji Prawników Chrześcijańskich Polonia Castellanos.