Sytuację wokół ustawy budżetowej przybliża dziś „Rzeczpospolita”. Na przedstawienie projektu budżetu na przyszły rok rząd ma czas do końca września. Obowiązek ten spełnił już gabinet Mateusza Morawieckiego, jednak z uwagi na zasadę dyskontynuacji projekt przepadnie. Nowy rząd będzie musiał przygotować więc nowy projekt.  Tymczasem Konstytucja przewiduje, że prezydent może skrócić kadencję Sejmu, jeżeli nie otrzyma ustawy budżetowej do podpisu w ciągu czterech miesięcy od przedłożenia projektu Sejmowi. Tutaj pojawia się spór konstytucjonalistów, ponieważ ustawa zasadnicza nie precyzuje, czy cztery miesiące należy liczyć od dnia wniesienia projektu przez ustępujący rząd czy od wniesienia nowego projektu. W tym pierwszym wypadku prezydent mógłby rozwiązać Sejm, gdyby większości parlamentarnej nie udało się do stycznia uchwalić budżetu.

„Rzeczpospolita” przypomina, że podobna sytuacja miała miejsce w 2006 roku, kiedy PiS stworzyło rząd mniejszościowy. Prezydent Lech Kaczyński stał wówczas na stanowisku, że czteromiesięczny termin liczy się od dnia złożenia pierwszego projektu budżetu. Sejm wówczas nie wyrobił się do stycznia i prezydent rozważał możliwość rozpisania nowych wyborów. Udało się tego uniknąć, kiedy Liga Polskich Rodzin i Samoobrona porozumiały się z PiS.

Czy taką możliwość pod uwagę obecnie weźmie również prezydent Andrzej Duda? Warto pamiętać, że tworzenie nowego rządu przez opozycję, jeśli ostatecznie się powiedzie, może trwać nawet do końcówki grudnia. Wtedy na złożenie projektu budżetu przed końcem roku rząd będzie miał kilka dni.