Fronda.pl: Rozpoczęła się pierwsza sesja XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Jest to chyba budzące najwięcej emocji wydarzenie w Kościele od zakończenia Soboru Watykańskiego II. Ojcu Profesorowi towarzyszy więcej związanych z nim obaw czy nadziei?
O. prof. dr hab. Dariusz Kowalczyk, jezuita: To prawda, że emocje są duże, ale – z drugiej strony – będąc w sierpniu w Polsce mogłem zauważyć, iż nie brakuje wiernych, a nawet księży, którzy synodem w ogóle się nie interesują. Nie mają ani nadziei, ani większych obaw z nim związanych. Być może tak się dzieje, bo osoby te nie widzą, aby poprzednie synody cokolwiek zmieniły w ich byciu katolikami, czy też duszpasterzami.
Jeśli chodzi o mnie, to oczywiście przeżywam w związku z synodem różnego rodzaju emocje. Niestety, jest w tym więcej obaw niż nadziei. Dlaczego? Między innymi dlatego, że przeczytałem „Dossier końcowe” Europejskiego Zgromadzenia Kontynentalnego Synodu, jakie odbyło się w Pradze, a także „Instrumentum laboris”, czyli roboczy dokument na sesję, która właśnie się rozpoczęła. Ponadto przejrzałem dokument końcowy tzw. Synodu niemieckiego, w którym przeraża m.in. przyjęcie języka ideologii gender/LGBT. Formalnie tekst ten nie będzie dyskutowany na Synodzie w Rzymie, ale wiadomo, że zwolenników niemieckiej drogi synodalnej na rzymskich obradach nie brakuje.
Pełni obaw są również kardynałowie, którzy przed rozpoczęciem Synodu skierowali tzw. dubia do papieża Franciszka. Pierwsze z nich dotyczy „reinterpretacji Objawienia Bożego zgodnie z modnymi zmianami kulturowymi i antropologicznymi”. Kiedy w poniedziałek pięciu kardynałów ujawniło swoją korespondencję z Ojcem Świętym, w Sacrofano rekolekcje dla uczestników Synodu głosił o. Timothy Radcliffe określany przez media jako „obrońca LGBT”. Papież Franciszek natomiast przed samym Synodem spotkał się z o. Jamesem Martinem, któremu udzielił prawa głosu w czasie Zgromadzenia. To sygnały, że na reinterpretacji Objawienia zgodnie z postulatami ruchu LGBT zależy nie tylko niemieckojęzycznym hierarchom, ale również Stolicy Apostolskiej i biskupowi Rzymu?
Boże Objawienie nie jest raz na zawsze danym, niezmiennym spisem obowiązujących prawd. W Jezusie Chrystusie mamy całą prawdę, ale ta prawda jest odkrywana i formułowana przez Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego. Dlatego Jezus nam powiedział: „Duch Prawdy doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13). Z tego jednak żadną miarą nie wynika, że możemy sobie tworzyć Kościół od nowa, wedle naszego widzimisię, o którym powiemy, że to głos Ducha. Rozwój doktryny ma miejsce, wystarczy wskazać na dogmaty maryjne, ale ów rozwój dokonuje się według zasady ciągłości. Dziś natomiast są środowiska w Kościele, które w imię nie tylko modnych, ale i potężnych ideologii, chcieliby w różnych miejscach tę ciągłość zerwać. Do takich ideologii należy gender/LGBT. To, co znajdujemy we wspomnianym końcowym dokumencie tzw. synodu niemieckiego, poraża swoim dalekim od języka Ewangelii, Tradycji i Magisterium zideologizowaniem. Czytamy tam m.in., że synod niemiecki rekomenduje Papieżowi i wszystkim biskupom, by „zagwarantować, aby osoby transseksualne i interseksualne w naszym Kościele mogły żyć swoim życiem i wiarą w to, że są takie, jakie są”. Ponadto „oparta na pozytywnym prawie naturalnym normatywna antropologia płci, a przede wszystkim jej legitymizowanie poprzez odniesienie do Rdz 1,27, muszą być zweryfikowane…”. A przecież Księga Rodzaju 1,27 stwierdza: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz […]: stworzył mężczyznę i niewiastę”. Co tutaj twórcy niemieckiej drogi synodalnej chcą weryfikować? Czyż nie chcą „ustalić”, że Panu Bogu podoba się ideologia gender/LGBT i chce, by kapłani błogosławili różnego rodzaju związki nieheteronormatwne, jak to się dziś mówi? To ma być rozwój rozumienia Objawienia? Nie! To jest dość obrzydliwa herezja. I już widać, że tą herezją zagrożony jest Synod w Rzymie.
Ta herezja już się urzeczywistnia. Od dawna w wielu miejscach na świecie odbywają się nabożeństwa, w czasie których błogosławi się związki homoseksualne. Do tej pory zdawało się, że biskupi dopuszczający takie praktyki działają w niezgodzie z biskupem Rzymu. W odpowiedzi na dubia kardynałów Franciszek wyraźnie jednak dopuszcza możliwość błogosławienia związków jednopłciowych, zastrzegając jedynie, że błogosławieństwa te nie mogą „nieść ze sobą fałszywego wyobrażenia o małżeństwie”. Franciszek podkreśla, że nie chodzi o akceptację grzechu, ale o troskę duszpasterską. Czy jednak dopuszczenie praktyki takich błogosławieństw nie jest tożsame z zerwaniem z dotychczasowym nauczaniem Kościoła i uznaniem aktów homoseksualnych za dopuszczalne, a nawet pożądane przez Boga? Jeśli przyłożyć do tych nabożeństw starożytną zasadę lex orandi – lex credendi, to odpowiedź zdaje się być twierdząca.
Przykro mi to stwierdzić, ale wszelkie usprawiedliwianie, uzasadnianie błogosławienia związków homoseksualnych w kościołach, wygląda mi na typowe „odwracanie kota ogonem”. Podkreśla się, że nikt nie chce zmienić pojęcia małżeństwa, tylko ogarnąć miłosierdziem osoby homoseksualne. Ale jednocześnie wprowadza się różne „łamańce” teologiczno-duszpasterskie, które w praktyce zamazują różnice, tak że to, co jest, a co nie jest małżeństwem, nie ma już właściwie znaczenia. Jednym z takich „łamańców” jest tzw. stopniowość prawa. To propozycja moralności rozłożonej na etapy, w zależności od postaw, upodobań i opinii ludzi. Relacje seksualne byłyby w takiej perspektywie zrelatywizowaną „formą komunikacji” i jako takie nie powinny być oceniane w świetle niezmiennych praw natury, których istnienie byłoby zresztą wątpliwe. W odniesieniu do małżeństwa „stopniowość prawa” pozwoliłaby na głoszenie koncepcji, że istnieją różne modele jedności: heteroseksualna, homoseksualna, poligamiczna, monogamiczna itp., i że wszystkie one mogą podobać się Bogu, nawet jeśli ideałem byłoby otwarte na potomstwo małżeństwo między mężczyzną a kobietą. Stopniowość prawa wiąże się z proporcjonalizmem, czyli formą etyki utylitarystycznej, która usprawiedliwia zło, jeśli pozwala ono na osiągnięcie jakiegoś dobra, które subiektywnie wydaje się ważniejsze niż popełnione zło. Jan Paweł II przypomniał w „Veritatis splendor”, że byłoby poważnym błędem uważać, iż „norma, której naucza Kościół, sama w sobie jest tylko «ideałem», jaki należy następnie przystosować, uczynić proporcjonalnym, odpowiednim do tak zwanych konkretnych możliwości człowieka: według «bilansu różnych korzyści w tym zakresie»” (nr 103). Mówi się, że w przypadku par homoseksualnych nie błogosławimy związku, tylko każdą osobę oddzielnie. A przecież wiadomo, jak to wszystko wygląda. Czerwony dywan, organy grają, elegancko ubrana para homo, ksiądz aktywista rozentuzjazmowany prawi o mocy miłości… i mnóstwo gości, dla których to jest po prostu ślub. Doszło do tego, że za odprawienie Mszy w tzw. rycie trydenckim księża są karani, ale za uroczyste błogosławienie par homoseksualnych nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. To naprawdę smutne, pełne zamieszania czasy…
Na analogicznej zasadzie Franciszek dopuścił wcześniej do Komunii świętej osoby rozwiedzione, które żyją w ponownych związkach, nawet jeżeli nie zachowują wstrzemięźliwości. 25 września taką wykładnię Amoris laetitia potwierdził prefekt Dykasterii Nauki Wiary kard. Victor Manuel Fernández, odpowiadając na pytania kard. Dominika Duki. Ta rewolucja ostatecznie się więc dokonała. Może ona pociągnąć za sobą zerwanie z doktryną o nierozerwalności małżeństwa?
Uważam, że Komunia dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych, niesakramentalnych związkach, to inna sytuacja, niż błogosławienie związków homoseksualnych. Ta druga kwestia dotyczy podstaw biblijnej, chrześcijańskiej antropologii. W tym pierwszym przypadku chodziłoby o dyscyplinę sakramentalną opartą na ocenie, czy dana osoba znajduje się w grzechu ciężkim, czy też nie. A sugestię, że „niesakramentalni” w pewnych złożonych sytuacjach mogą znajdować się blisko Boga, a zatem raczej nie w grzechu ciężkim, znajdujemy już w „Familiaris consortio”. Jednak sakramenty są rzeczywistością obiektywną i obiektywizowalną, a taką rzeczywistością nie jest pozasakramentalne działanie łaski i udzielanie się Bogu ludziom znajdującym się w różnych obiektywnie nieregularnych, nieuporządkowanych sytuacjach. Dlatego też nie jestem zwolennikiem Komunii dla „niesakramentalnych”. Byłoby to pomieszanie pozasakramentalnej rzeczywistości, która z natury jest subiektywna, z obiektywnym porządkiem sakramentów. Gdyby ktoś chciał pogłębić ten temat, to zapraszam do przeczytania mojego tekstu: „Niewidzialna łaska, widzialny znak sakramentalny w kontekście dyskusji o możliwości dopuszczenia do Komunii świętej osób rozwiedzionych żyjących w związkach niesakramentalnych. Komunia duchowa”.
Co do doktryny o nierozerwalności małżeństwa, to zgadzam się z tym, że nawet jeśli Kościół będzie ją oficjalnie dalej głosił, to Komunia dla osób rozwiedzionych żyjących w związkach niesakramentalnych sprawi, iż de facto owa „nierozerwalność” poważnie się rozmyje stając się deklaracją bez praktycznego znaczenia. Czy już dokonała się w tym względzie rewolucja? Jeśli tak, to taka pełzająca. I to jest dosyć niepokojące. Bo w Kościele w takich sprawach oczekiwałbym jasnych, jednoznacznych przekazów. Z drugiej strony nie widzę i nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę rzesze „niesakramentalnych” przyjmujących Komunię na Mszy niedzielnej. Poza tym bez względu na to, co się mówi, wielu ludzi po prostu wyczuwa, że Komunię można przyjmować nie z pożytkiem, ale na zgubę. Znam „niesakramentalnych”, którzy w swoim sercu uważają, że są blisko Jezusa, ale właśnie dlatego nie pretendują do przyjmowania Komunii sakramentalnej.
Synodalnym dyskusjom towarzyszy również temat kapłaństwa kobiet. Wciąż pojawiają się dyskusje na temat tego, czy oświadczając w 1994 roku, że Kościół nie ma władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom, św. Jan Paweł II nauczał ex cathedra. Papież Franciszek twierdzi, że doktrynie wyrażonej przez Jana Pawła II „nikt nie może publicznie zaprzeczyć”, ale jednocześnie ocenia, iż „może być ona przedmiotem badań”. Jakaś władza w Kościele, na podstawie tych badań może więc w przyszłości dopuścić kobiety do święceń kapłańskich? Słowem, św. Jan Paweł II zamknął tę kwestię ostatecznie, czy jakaś furtka jeszcze istnieje?
Sądzę, że nie ma niebezpieczeństwa, iż będzie się realnie próbować wprowadzić kapłaństwo kobiet. Nauka katolicka mówi za Pismem świętym o jedynym kapłaństwie Chrystusa i uczestniczącym w nim powszechnym kapłaństwie wiernych. Jezus jednak, powołując Dwunastu, ustanowił też kapłaństwo urzędowe, czyli hierarchiczne, służebne, tj. biskupów i zależnych od nich prezbiterów. To kapłaństwo różni się od kapłaństwa powszechnego „istotą, a nie stopniem tylko, są sobie jednak wzajemnie przyporządkowane; jedno i drugie bowiem […] uczestniczy w jedynym kapłaństwie Chrystusowym” (LG, 10). W kapłaństwo hierarchiczne wchodzi się poprzez sakrament święceń, który obejmuje trzy stopnie, obok wspomnianych biskupstwa i prezbiteratu jest jeszcze diakonat, tyle że ten ostatni stopień jest „nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi” (LG, 29). Diakonat zatem nie oznacza kapłaństwa hierarchicznego, którego członkowie m.in. celebrują Msze i sprawują sakrament pojednania. Z tego wynika, że można by rozmawiać o diakonacie kobiet, ale nie o prezbiteracie i biskupstwie, czyli nie o kapłaństwie. Prawdopodobnie ten właśnie temat pojawi się na Synodzie, ale nie sądzę, aby Papież Franciszek był zwolennikiem wprowadzenia diakonatu kobiet. Pożyjemy, zobaczymy.
W przeddzień rozpoczęcia Zgromadzenia Synodalnego papież Franciszek włączył do Kolegium Kardynalskiego metropolitę łódzkiego, który z nominacji papieskiej weźmie udział w Synodzie. Moment, w którym Ojciec Święty wręczył kard. Rysiowi kardynalski kapelusz odczytuje Ojciec Profesor jako jakąś zapowiedź szczególnej jego roli w tym Synodzie? Jakie ma Ojciec oczekiwania wobec polskiej delegacji?
Zapewne kard. Ryś pasuje Papieżowi Franciszkowi do jego wizji Kościoła i dlatego uczynił go kardynałem. Nie widziałbym jednak w tym zapowiedzi, że arcybiskup Łodzi będzie miał na Synodzie jakąś szczególną rolę. Będzie miał mniej więcej taką rolę, jak inni kardynałowie. Polska delegacja złożona jest z różnych ludzi i każdy z nich będzie zapewne postępował na Synodzie według swego sumienia i swej najlepszej wiedzy. Ufam, że staną po stronie tych, którzy myślą o Kościele w kategoriach nowych natchnień Ducha, które jednak zawsze są w ciągłości z nauczaniem Chrystusa, jakie znajdujemy na kartach Ewangelii, z Tradycją i Magisterium Kościoła. Na koniec warto zauważyć, że uczestnicy Synodu nie będą mogli informować o swoim widzeniu przebiegu obrad. Poza tym, to jest dopiero pierwsza sesja, a druga odbędzie się za rok. Przed nami zatem ciekawy czas… A jeśli nas niepokoi wiele rzeczy, to tym bardziej przypominajmy sobie słowa Jezusa: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33); „Zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18); „Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20); „Duch Prawdy doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13).