Fronda.pl: Kilkanaście dni temu minęło 9 lat od ogłoszenia przez papieża Franciszka encykliki „Laudato si”. W październiku ub. roku doczekała się ona kontynuacji w postaci adhortacji „Laudate Deum”. Papież Franciszek często mówi o „katastrofie klimatycznej”, zachęcając katolików do podejmowania działań mających jej zapobiec. Zmiany klimatu powinny być obecnie w centrum zainteresowania i działalności członków Kościoła katolickiego? Św. Jan Paweł II już w 1990 roku podkreślał w orędziu na XXIII Światowy Dzień Pokoju, że kryzys ekologiczny jest problemem moralnym. Polscy katolicy potrzebują dziś „ekologicznego nawrócenia”?

O. prof. Dariusz Kowalczyk SJ, Papieski Uniwersytet Gregoriański w Rzymie: Kościół wypowiada się na temat wiary i moralności. Przyroda (ziemia, woda, rośliny i zwierzęta), a raczej stosunek ludzi do przyrody, nie jest poza wiarą i moralnością. Wszak już pierwsze stronice Biblii opowiadają nam we właściwym dla nich rodzaju literackim, że wszystko, co istnieje, zostało stworzone przez Boga. Co więcej, Bóg powiedział do człowieka: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Słowa te nie oznaczają, że możemy lekkomyślnie robić z ziemią, co nam się podoba. Nie! Bóg jest Panem stworzenia, a człowiek ma zarządzać stworzeniem zgodnie z Jego wolą. Ekologia nie jest więc obca teologii. Tyle że Kościół ma zajmować się ekologią w wymiarze sobie właściwym. Magisterium Nauczania Kościoła nie ma samo z siebie kompetencji w sprawach, które dotyczą nauk ścisłych. Jeśli zatem chce zająć jakieś bardziej konkretne stanowisko, musi opierać się na ustaleniach naukowców różnych dziedzin. Z tym, że kwestie dotyczące na przykład klimatu są bardzo złożone. I nie ma tutaj – wbrew temu co większość mediów głosi – jakiegoś konsensusu. Ale główny problem polega na tym, że ekologia, która jest poważną interdyscyplinarną nauką, padła ofiarą ideologów i globalnych macherów oraz służących im mediów. W tej sytuacji bardziej niż „ekologicznego nawrócenia”, potrzeba nam „od-ogłupienia ekologicznego”. A Kościół musi bardzo uważać, by kierowany dobrymi intencjami, nie odgrywał roli leninowskiego „poleznyj idiot”, czyli pożytecznego idioty.  Dlatego z pełnym przekonaniem popieram rolników w Polsce i w Europie, którzy protestują pod hasłem „Zielony Ład do kosza!”.

Poparcie dla protestujących rolników wyrazili również biskupi w wielu europejskich krajach. Można by jednak odnieść wrażenie, że sprzeciw wobec Zielonego Ładu stoi w sprzeczności z nauczaniem Kościoła na temat moralnej odpowiedzialności za planetę. Dlaczego więc ten projekt jest tak negatywnie oceniany przez ludzi Kościoła? Gdzie jego założenia mijają się z tym, co Kościół głosi?

Odpowiedzialność człowieka za powierzone mu stworzenie to jedno, a ideologia klimatyzmu to drugie. Właściwie można mówić o neomarksistowskiej „religii” klimatyzmu. Polega ona na wierze, że zagraża nam ocieplenie klimatu tak straszliwe, że jeśli nic nie zrobimy, to wkrótce, za kilka lat, życie na ziemi stanie się niemożliwe, a jedynym rozwiązaniem jest zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, za którą odpowiedzialny jest człowiek. A to z kolei oznacza całkowite przemodelowanie gospodarki i finansów w kierunku coraz większego ich scentralizowania. Tymczasem nie ma żadnych niezbitych dowodów, że wzrost temperatury, oceniany w ostatnich 170 latach na 0,8 °C, jest rzeczywiście pochodzenia antropicznego, czyli będącego wynikiem działalności człowieka. Bardziej naukowa wydaje się być teza, że zmiany klimatyczne spowodowane są obecną fazą geologiczną. W przeszłości, kiedy jeszcze nie było przemysłu i samochodów, też były okresy cieplejsze i chłodniejsze. Warto przypomnieć, że od lat 50-tych, z kulminacją w latach 70-tych, wiele mówiono o grożącym światu ochłodzeniu. Jednym z najczęściej cytowanych wówczas tekstów był artykuł Newsweeka „The Cooling World” (Ochładzający się świat), który straszył, że ochłodzenie „może zwiastować drastyczne obniżenie produkcji żywności”. Dziś różnego rodzaju raporty na temat ocieplenia, to nie tyle teksty naukowe, co raczej „instrukcje polityczne”. I tu nasuwa się pytanie, dlaczego powstają takie raporty? By znaleźć odpowiedź, można prześledzić, kto na tym zarabia, a kto będzie zepchnięty na trwałe w niedorozwój. Sprawa jest jednak dużo bardziej poważna niż chciwość na pieniądze. Chodzi o przekonanie ludzi, że tylko jeden rząd światowy, oczywiście niemający nic wspólnego z normalną demokracją lub zasadą pomocniczości, jest w stanie stawić czoła globalnym problemom. Klimatyzm byłby więc jednym z elementów budowania nowego człowieka i nowego świata (stara pokusa węża z raju), w którym istniałaby wąska elita, trzymająca w ręku finanse, gospodarkę, media, władzę sądowniczą, a cała reszta – mniej lub bardziej wystraszona – czułaby się wdzięczna, że owa elita o nią dba i chętnie poddawałaby się kolejnym regulacjom i kontrolom wymyślanym w imię walki o klimat. Zniknęłaby klasa średnia, mali i średni przedsiębiorcy, a produkcja i handel znalazłyby się w rękach globalnych korporacji. Ideolodzy klimatyzmu chcą też radykalnego zmniejszenia liczby ludzkości, no bo opowiadają, że ludzie wydychają CO2, a to szkodzi planecie. Dlatego też propagują na różne sposoby aborcję i eutanazję. Paradoksalnie klimatyzm wiąże się też z gender/LGBT, która to ideologia sprzyja spadkowi dzietności i w ogóle ogłupianiu mas.

Prace nad Zielonym Ładem pokrywają się w Unii Europejskiej z pracami nad zmianami w traktatach, które mają jeszcze bardziej scentralizować wspólnotę europejskich państw. O ile udaje się wypracować rozwiązania integrujące państwa unijne w kwestiach gospodarczych, wspólnej polityki klimatycznej czy obronności, to wciąż nie istnieje nic takiego jak „tożsamość europejska”. Wraz z postępującym procesem – jak określił to niedawno abp Tadeusz Wojda – „pilotowanej sekularyzacji”, spoiwem dla Europejczyków przestaje być chrześcijańska wiara. Ideologia klimatyzmu ma potencjał, by zastąpić w tej roli chrześcijaństwo i stać się takim tożsamościowym czynnikiem, wokół którego zjednoczą się obywatele państw unijnych?

Neomarksistowskie ideologie liberalno-lewicowe są zasadniczo antytożsamościowe. Dlatego nie podobają im się normalne małżeństwa i rodziny, w których rodzice przekazują dzieciom wartości kryjące się w haśle: „Bóg, Honor, Ojczyzna, Rodzina”. Dlatego też nie lubią słów: naród, ojczyzna, patriotyzm, ojciec, matka. Klimatyzm, genderyzm, „tęczowa flaga”, religia „świętego migranta”, aborcjonizm, eutanazizm i inne tego rodzaju ideologie nie są w stanie tworzyć autentycznej tożsamości, ale służą raczej „praniu mózgów” i ślepemu podporządkowaniu globalnej kaście „starszych i mądrzejszych”. Służą kształtowaniu mas. Chodzi o produkowanie jednostek, które – pozbawione zakorzenienia, wyprane z tożsamości – będą o sobie na przykład mówiły, że są przede wszystkim Europejczykami, i będą gotowe całkowicie i szybko przyjąć komunikaty z „centrali” (Berlin-Bruksela). Takim ludziom da się wmówić globalne ocieplenie, a za chwilę globalne oziębienie. Albo że mężczyzna może urodzić dziecko, bo przecież jak kobieta w ciąży powie, że czuje się mężczyzną, to jest mężczyzną… Smutnym przykładem, do czego zmierza Europa, jest Konkurs Piosenki Eurowizji. Kolejne jego edycje są symbolem upadku kultury europejskiej. Obscena, ideologia i pseudo-estetyka trans/gender/LGBT, okultystyczno-satanistyczne odniesienia… I na siłę generowany entuzjazm europejskich mas. W książce „Historia antykultury” Krzysztof Karoń napisał: „Sztuka współczesna jest bez wyjątku wyrazem chaosu, przypadku, bylejakości, destrukcji, brzydoty i w ostatecznej konsekwencji – patologii i w tym znaczeniu nie jest ona kontynuacją, ale zaprzeczeniem całej sztuki wcześniejszej”. Można by dodać, że ideologia klimatyzmu jest wyrazem upadku nauki i skorumpowania naukowców.

Wspomniał Ojciec o kolejnych regulacjach i formach kontroli, które przestraszeni „katastrofą klimatyczną” ludzie będą z wdzięcznością przyjmować. Proponowane dziś przez światowe elity, mające zapobiegać zmianom klimatu rozwiązania oznaczają dla obywateli daleko idące ograniczenia dot. zużycia energii, konieczność rezygnacji z użytkowania gruntów i przeznaczenia ich na ugory, ograniczenie hodowli zwierząt, jedzenia mięsa, podróży samolotem, jazdy samochodem czy nawet zakupu nowych ubrań. Uzasadnione są obawy, że ochrona klimatu staje się pretekstem do przeprowadzenia kolejnego w historii zamachu na wolność człowieka?

We Włoszech podczas Covidu mogłem zaobserwować, że jak ludzi się odpowiednio nastraszy, to gotowi są znosić różne ograniczenia i jeszcze chętnie doniosą na tych, którzy ograniczeniom się nie poddają. Dla Włochów prawo do pracy jest święte, ale łyknęli bez żadnego sprzeciwu rozporządzenia, że bez kolejnych szczepień nie można iść do pracy, i to bez względu na jej rodzaj. Dziś pojęcie wolności coraz bardziej się degeneruje. Wielu poddaje się bezmyślnie coraz liczniejszym rozporządzeniom, a wolność utożsamiają z prawem do aborcji i wszechobecnością ideologii gender/LGBTplus. Nazywam to wolnością od pasa w dół. Tyle że tak naprawdę jest to zniewolenie. Nasuwa się tutaj pytanie, czy można liczyć na to, że społeczeństwa ockną się powoli z tego ideologicznego ogłupienia, czy też potrzeba jakiegoś mocnego wstrząsu, abyśmy zaczęli iść w innym kierunku. Pożyjemy, zobaczymy, ale – nie będąc pesymistą – wydaje mi się, że zmierzamy ku jakiemuś wstrząsowi. Póki co, do ludzi nie dociera, co oznacza wprowadzenie Zielonego Ładu. Oburzą się albo popukają w głowę widząc wybryki „Ostatniego pokolenia”, ale głosują na ludzi, którzy świadomie generują tego rodzaju ogłupienie. Sięgam niekiedy do 13 rozdziału Księgi Apokalipsy. W apokaliptycznym języku opowiada on o tymczasowym triumfie zła: Smoka i jego dwóch Bestii. Czytamy między innymi, że „nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia Bestii” (Ap 13,17). Dziś łatwo można sobie wyobrazić domknięty polityczno-finansowo-medialny system, w którym – bez używania fizycznej przemocy – wszyscy są poddani jednemu europejskiemu, a potem globalnemu rządowi, a jeśli ktoś chciałby wyjść z takiego systemu, to nie będzie mógł nic kupić, ani nic sprzedać. Ideologia klimatyzmu byłaby ważnym ogniwem takiego nowego, orwellowskiego świata.

Na koniec chciałbym jeszcze odejść od ideologii klimatyzmu i wrócić do tego, czego na temat dbałości o środowisko naturalne uczy Kościół. Ze strony katolickich środowisk zaangażowanych w kwestie klimatyczne pada pod adresem Kościoła w Polsce zarzut o to, że wspomniane na początku dokumenty papieża Franciszka nie cieszą się właściwym zainteresowaniem, nie są elementem niedzielnych homilii czy szkolnych katechez. Co w ocenie Ojca Profesora w sposób szczególny należy wydobyć dziś z tych dokumentów? Co zasługuje na szczególne dowartościowanie i podkreślenie w codziennym życiu Kościoła?

Niestety, nie brakuje środowisk, które są zaangażowane w kwestie klimatyczne, ale w sposób niewiele odbiegający od ideologii klimatyzmu, która jest po prostu szkodliwa. Być może to właśnie ta sytuacja zniechęca duszpasterzy i katechetów, by wsłuchać się w autentyczne, katolickie wołanie o „nawrócenie ekologiczne”. Moim zdaniem warto podejmować pojęcie „ekologii integralnej”. W encyklice „Laudato si'” czytamy: „Ekologia integralna wymaga, aby poświęcić trochę czasu na odzyskanie spokojnej harmonii ze stworzeniem, na refleksję o naszym stylu życia i naszych ideałach, na kontemplację Stwórcy, który żyje pośród nas i w tym, co nas otacza, a którego obecności «nie powinno się wytwarzać, lecz odkrywać, odsłaniać»”. Sądzę, że w świetle hasła „ekologia integralna” można podjąć nowe wyzwania, ale także odczytać na nowo stare tematy, jak aborcja, antykoncepcja, metoda in vitro, poszanowanie życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Bo czyż „ekologia” nie oznacza życia w zgodzie z naturą? Aborcjonizm oraz produkowanie dzieci w próbówkach, przy pomocy surogatek, na pewno nie są ekologiczne. I warto byłoby o tym na różne sposoby mówić. Nauczanie Franciszka na tematy ekologiczne ma tę dużą wartość, że pokazuje, iż ekologia nie może być zawłaszczona przez jakąś opcję ideologiczną, na przykład lewicowo-liberalną, z czym mamy obecnie do czynienia, ale winna być odnoszona do wartości podstawowych, wypływających z natury, a także – w przypadku chrześcijan – z Objawienia.