Fronda.pl: Najpopularniejszym hasłem pontyfikatu papieża Franciszka jest „synodalność”. Jednocześnie jednak to pontyfikat naznaczony wyjątkowo autorytarnymi decyzjami biskupa Rzymu, z których na pierwsze miejsce wysuwa się radykalne ograniczenie katolikom możliwości uczestnictwa w liturgii sprawowanej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Ostatnio tego autorytarnego oblicza doświadczył bp Joseph Strickland, którego usunięto z urzędu. Wierzy Pan Redaktor w informacje, wedle których powodem jego odwołania były nieprawidłowości finansowe w diecezji Tyler?
Paweł Chmielewski, publicysta PCh24.pl: Biskup Joseph Strickland został usunięty z całkowicie innych przyczyn. Wszczęto przeciwko niemu postępowanie w czerwcu tego roku; formalnie była to wizytacja apostolska. Papież podjął decyzję o jej przeprowadzeniu po tym, jak w maju bp Strickland napisał na Twitterze: „[…] nadszedł dla mnie czas, by powiedzieć, że odrzucam jego program podważania depozytu wiary. Idźcie za Jezusem”. Depozyt wiary to najważniejsze elementy wiary Kościoła. De facto bp Strickland oskarżył papieża Franciszka o notoryczną herezję. To bardzo poważny zarzut i o ile mi wiadomo, żaden z biskupów pozostających w regularnych stosunkach ze Stolicą Apostolską nie sformułował dotąd takiego oskarżenia. Abstrahuję od słuszności tego twierdzenia: wiadomo, że wokół wielu poczynań papieża trwa bardzo głęboka dyskusja. Nie dziwię się jednak, że ten wpis wywołał reakcję. Usunięcie bp. Stricklanda miało też oczywiście inny walor z perspektywy liberalnej części Kurii Rzymskiej. To znak wsparcia dla progresywistów w Konferencji Episkopatu USA. W Stanach znaczna część biskupów odrzuca dziś lewicowy program, a papież próbuje to zmienić wynosząc do godności kardynalskiej tych, którzy zdecydowanie sprzyjają synodalności w Kościele, a Demokratom w polityce. Cios w Stricklanda jest ostrzeżeniem dla nazbyt „prawicowych” biskupów.
Do wyjątkowo absurdalnej sytuacji doszło w Polsce po informacji o liście skierowanym przez abp. Stanisława Gądeckiego do papieża Franciszka, w którym przewodniczący KEP podzielił się swoimi obawami związanymi z rezultatami niemieckiej Drogi Synodalnej. Metropolita poznański zrobił dokładnie to, czego od biskupa wymaga obowiązek synodalności. Następnie od czci i wiary odsądzać zaczęły go środowiska tę synodalność promujące. Hasło „synodalność” staje się w Kościele narzędziem do forsowania modernistycznych postulatów i wykluczania biskupów tym postulatom się sprzeciwiających? W Kościele przyszłości będzie obwiązywała zasada „synodalność albo śmierć”, gdzie to pierwsze oznaczać będzie akceptację dla wszelkich „nowoczesnych” postulatów, a to drugie np. usuwanie z kościelnych urzędów w przypadku braku tej akceptacji?
Abp Stanisław Gądecki upomniał niemiecką Drogę Synodalną już w lutym 2022 roku. Wysłał wtedy list do szefa Episkopatu Niemiec bp. Georga Bätzinga. Wykazał mu de facto herezje – w takich obszarach jak moralność seksualna, model władzy w Kościele oraz kapłaństwo. List został przez Bätzinga wprawdzie odnotowany i abp Gądecki doczekał się odpowiedzi, ale jego ostrzeżenia zignorowano. Droga Synodalna szła i nadal idzie naprzód w stronę liberalnej Rewolucji. Dlatego abp Gądecki zdecydował się zwrócić do samego papieża. Zauważył, że Niemcy próbują wpłynąć na cały Kościół powszechny: przed rozpoczęciem Synodu o Synodalności w Rzymie wysłali do wszystkich biskupów świata maila z informacjami o swoich postulatach. Abp Gądecki ma rację, ale jego działanie wywołuje oczywiście sprzeciw. Progresiści mają nadzieję, że ich agenda reformistyczna zostanie łatwo przyjęta i wprowadzona w życie. Szef Episkopatu Polski to utrudnia, stąd ataki na jego osobę ze strony takich postaci jak ojcowie jezuici Jacek Prusak i Grzegorz Kramer czy publicysta Tomasz Terlikowski. Od ocen abp. Gądeckiego zdystansowała się również „Rzeczpospolita” piórem Michała Szułdrzyńskiego. W Niemczech zareagowano na interwencję abp. Gądeckiego z oburzeniem, a sam bp Bätzing zarzucił mu „przekroczenie uprawnień”. To oczywista bzdura. Każdy biskup ma obowiązek troszczyć się o Kościół powszechny i abp Gądecki to robi, próbując kontrować otwarcie i jawnie heretycki kurs niemieckiej Drogi Synodalnej.
Kilkanaście dni po skierowaniu przez abp. Gądeckiego listu do papieża, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej przypomniał niemieckim biskupom, że zmiana nauczania Kościoła na temat moralnej oceny aktów homoseksualnych i dopuszczenie do kapłaństwa kobiet są niemożliwe. W ocenie Pana Redaktora, działania przewodniczącego KEP przyczyniły się do tej interwencji Watykanu?
Sądzę, że tak. Problem w tym, że reakcja Watykanu niewiele zmienia. We wrześniu 2022 roku biskupi z Belgii wprowadzili w swoim kraju błogosławienie związków LGBT. W tym roku oficjalnie zrobiło to samo już dwóch biskupów z Niemiec, a wielu innych od dawna zgadza się na takie błogosławieństwa, tyle, że nieformalnie. Papież – co mówię z dużym bólem – wydaje się na to przystawać. Na początku października Franciszek udzielił odpowiedzi pięciu kardynałom, którzy pytali go o różne kwestie, w tym dotyczące błogosławienia par LGBT. Konkluzją odpowiedzi papieża było pozostawienie tej sprawy do decyzji konkretnego duszpasterza.
Również w sprawie kapłaństwa kobiet sytuacja jest zagmatwana. Z jednej strony Watykan podkreśla, że sprawa została rozstrzygnięta przez św. Jana Pawła II, który potwierdził całą Tradycję Kościoła, zgodnie z którą do przyjęcia święceń kapłańskich zdolni są tylko mężczyźni. Z drugiej strony papież podsyca dyskusję na ten temat, powołując kolejne komisje ds. diakonatu kobiet, pozwalając aby tematyka diakonatu i prezbiteratu kobiet była dyskutowana na Synodzie o Synodalności. Co więcej we wspomnianej odpowiedzi na pytania pięciu kardynałów zasugerował, że w kwestii kapłaństwa kobiet są wprawdzie wyraźne wypowiedzi Kościoła, ale nie ma jeszcze jakoby dogmatycznego orzeczenia, więc jest tutaj możliwa jakiegoś rodzaju debata. To sprawia, że Niemcy czują się umocnieni na swojej Drodze Synodalnej, niezależnie od tego czy innego pisma z Watykanu. Te pisma pozostają świstkiem papieru, a liczą się konkretne decyzje i zmiany, które już są wprowadzane w życie.
Kiedy biskupi stający w obronie doktryny zaczynają być zwyczajnie usuwani z urzędów, w przypadku głoszących tezy otwarcie sprzeciwiające się Magisterium uczestników niemieckiej Drogi Synodalnej Watykan ogranicza się do zdawkowych upomnień, które i tak są później ignorowane. Odbiera Pan te upomnienia jako realną troskę o powstrzymanie rodzących się w Niemczech herezji, czy są to tylko interwencje pro forma?
Papież Franciszek skutecznie wspiera niemiecką Drogę Synodalną. W 2016 roku opublikował adhortację Amoris laetitia, w której zezwolił na udzielanie Komunii świętej rozwodnikom w powtórnych związkach, czego oczekiwał właśnie Kościół w Niemczech. W 2018 roku zgodził się na udzielanie Komunii świętej niektórym protestantom w Niemczech. W 2021 roku ogłosił globalny Proces Synodalny zainspirowany niemiecką Drogą Synodalną. W lipcu 2023 roku mianował na urząd prefekta Dykasterii Nauki Wiary kard. Victora Manuela Fernándeza, który jest teologicznie uformowany przez niemiecką szkołę myślenia. Od chwili nominacji dla Fernándeza Franciszek jednoznacznie zaostrzył „proniemiecki” kurs. Zwieńczeniem tego kierunku jest publikacja motu proprio Ad theologiam promovendam, gdzie mówi się o odejściu od „sztywnej teologii przy biurku” na rzecz „teologii konkretu życia”. To woda na młyn Niemców, Belgów i innych progresistów, którzy mogą dzięki temu deklarować, że „doktryna pozostaje niezmienna”, zarazem wprowadzając progresywne „rozwiązania duszpasterskie”, które łamią wszelkie kościelne reguły, jak błogosławienie par LGBT, chrzczenie dzieci adoptowanych przez takie pary, udzielanie Komunii św. protestantom i tak dalej.
Wyjątkowo jednoznacznie kard. Parolin wypowiedział się jednak, kiedy dziennikarze pytali go o dokument, w którym niemiecka Droga Synodalna dopuszcza błogosławienie par jednopłciowych. „Wydaje mi się, że Stolica Apostolska już się wypowiedziała na ten temat w sposób bardzo jasny. Był dokument Kongregacji Nauk Wiary. Takie jest stanowisko Rzymu” – powiedział purpurat. Po stanowisku KNW ukazała się jednak wspomniana już przez Pana odpowiedź Franciszka na dubia kardynałów z lipca, gdzie stwierdził on, że „roztropność duszpasterska musi właściwie rozeznać, czy istnieją formy błogosławieństwa, o które prosi jedna lub więcej osób, które nie przekazują błędnej koncepcji małżeństwa”. Czym jest w rzeczywistości to słynne zdanie, które liberalne media podawały jako oficjalną zgodę Kościoła na takie błogosławieństwa? To jedynie niefortunne sformułowanie Franciszka czy jasny sygnał, że chce on, aby Kościół poszedł w tym właśnie kierunku?
Kongregacja Nauki Wiary wydała w 2021 roku dokument, w którym przypomniano o zakazie błogosławienia par homoseksualnych. Watykaniści sugerowali od samego początku, że Franciszek nie był zadowolony z publikacji tego tekstu. Do jego ogłoszenia doprowadziła konserwatywna frakcja w Kurii Rzymskiej. Głównym twórcą dokumentu miał być abp. Giacomo Morandi, podsekretarz Kongregacji. Franciszek wkrótce wyrzucił go z pracy, czyniąc go biskupem marginalnej włoskiej diecezji. To był jasny sygnał, że watykaniści mieli rację. Gdy przekształconą już „Dykasterię” Nauki Wiary objął kard. Fernández, sprawy poszły błyskawicznie naprzód. Fernández realizuje to, o czym od dawna marzyli progresiści, a co było niemożliwe, kiedy prefektem Kongregacji/Dykasterii Nauki Wiary byli tacy ludzie jak kardynałowie Gerhard Müller albo Luis Ladaria. Rewolucja idzie teraz naprzód pełną gębą.
Zacytowane zdanie papieża Franciszka jest jednoznaczne. Kwestia pobłogosławienia pary jednopłciowej została pozostawiona w gestii danego duszpasterza. To znaczy, że jeżeli do księdza przychodzi para homoseksualna i prosi o błogosławieństwo dla swojego związku, on ma osobiście zdecydować, czy go udzieli czy nie, biorąc pod uwagę cały kontekst. Dokładnie tak od lat robili Niemcy. Oczywiście Niemcom marzyło się jeszcze więcej: chcieliby wydać oficjalne wytyczne duszpasterskie i liturgiczne w tej kwestii; to papież zablokował. To jednak mała pociecha, skoro skutecznie pary LGBT i tak można teraz błogosławić powołując się na kwestię „rozeznania” wskazaną przez Franciszka w odpowiedzi na dubia.
„Niesynodalnym” i „niebraterskim” wysłanie listu do papieża określił szef niemieckiego episkopatu, który żali się, że abp Gądecki nie wspomniał mu o swoim zamiarze. Tyle tylko, że jak już Pan Redaktor zauważył, zanim przewodniczący KEP zwrócił się do papieża, już w lutym ub. roku napisał list do bp. Bätzinga, dzieląc się swoimi wątpliwościami. Nie został wysłuchany. „Synodalność oznacza słuchanie i dialog, i to jest to, czego chciałbym od Ks. Arcybiskupa doświadczyć” – pisze niemiecki hierarcha. Ma Pan jeszcze nadzieję, że twórcy niemieckiej Drogi Synodalnej zdecydują się posłuchać upominających ich głosów i zrezygnują ze swoich heretyckich postulatów?
Nie ma takiej szansy. Konferencja Episkopatu Niemiec wdrożyła już wiele z tych postulatów w życie. Niemcy są przekonani, że uda im się nie tylko obronić „stan posiadania”, ale jeszcze ekspandować i rozszerzyć swoją rewolucje na inne kraje. Do tego celu mają służyć kontynentalne gremia synodalne. W lutym tego roku w Pradze zebrali się biskupi i świeccy z całej Europy, by debatować razem o przyszłości Kościoła w Europie. Ten format spotkań ma ulec rozbudowie i wzmocnieniu. Na Synodzie o Synodalności w Rzymie ustalono, że tego rodzaju synodalne gremia kontynentalne miałyby zostać zakotwiczone w prawie kościelnym i być może zostałyby obdarzone jakimś autorytetem. W ten sposób liberalna większość europejskich hierarchów – bo to nie tylko Niemcy, ale również Belgowie, Austriacy, Szwajcarzy, Holendrzy, część Włochów, Irlandczyków czy Francuzów – będą mieć szansę na zyskanie większości i modelować katolicyzm na całym kontynencie. To wielkie niebezpieczeństwo również dla Polski, o którym wciąż mówi się zbyt mało. Trzeba to zmienić i przeciwdziałać powstaniu tego rodzaju synodalnego kolektywu europejskiego.