Kiedy się mówi dziś o tym problemie, któż by przypuszczał, że chodzi o proceder mający więcej niż tysiąc lat? Czyżby wcześniej go nie było? Piotr przedstawił go jako na dobre zagnieżdżoną w owczarni Pańskiej chorobę moralną. Przy czym bardziej, aniżeli samych sprawców niemoralnych czynów, ojciec Damiani zamierzał zadenuncjować tych, którzy ich ukrywali, całą spiskową sieć, którą należało jak najszybciej wydobyć na światło. Kto chciałby w Liber Gomorrhianus odnaleźć pierwszy średniowieczny traktat o ludzkiej seksualności, poczuje się zawiedziony. Autor nie wdaje się w szczegółowe opisy grzechów, czując do nich wstręt i zażenowanie. Ogranicza się jedynie do wyliczenia czterech dominujących kategorii seksualnych nadużyć, jakich mieli dopuszczać się duchowni tamtej epoki. Chodzi o grzechy ciężkie, które w świetle Pisma Świętego stanowią występki przeciwko naturze. Kto ich się dopuszcza, winien, według św. Piotra Damianiego, być usunięty ze stanu duchownego. Według autora zagrożona został moralna kondycja Kościoła, toteż papież ma w obowiązku powziąć odpowiednie kroki. I to surowe. Ojciec Święty, jak się okazało, podziękował za cenny dokument, przyjął do wiadomości jego zawartość, po czym go zagubił. Mamy do czynienia z pierwszym znanym nam dossier dotyczącym nadużyć seksualnych, jakich mieli dopuszczać się duchowni, boleśnie raniący nie tylko ofiary, ale i samo zaufanie istniejące dotąd między pasterzami a owieczkami, zwłaszcza tymi młodymi. Niektórzy przypuszczają, że Ojciec Święty poczuł się niekomfortowo z takim sprawozdaniem, przeczuwając problemy, jakie mogą ukrywać pomieszczenia nawet samego Watykanu. W każdym razie papieżem, który zawieruszył dokument nie był Leon IX, któremu został powierzony ów cenny traktat (zmarły w 1054 roku), ale jego następca Aleksander II, który wstąpił na tron piotrowy dopiero w1061 roku. Zresztą papieżowi Leonowi księga Piotra Damianiego się podobała. Doceniał „święte oburzenie” jej autora, choć nie zamierzał wprowadzać w życie całej zasugerowanej w niej surowości. „Będziemy działać bardziej po ludzku (nos humanius agentes)” – miał powiedzieć. Zamierzał odsunąć od posługiwania w Koście jedynie tych, którzy grzeszyli „od dłuższego czasu i z wieloma osobami”, przymykając oko na jednorazowe wpadki lub błędy młodości. W każdym razie nie przeszkadzał mu jednoznaczny ton wywodów Damianiego. Tym bardziej, że dla tamtego podstawą osądu ludzkich czynów nie były względy socjologiczne czy estetyczne. Kierował się autorytetem Słowa Bożego. Skoro Biblia orzeka, że czyny te są złe – z tego powodu Onan musiał umrzeć, a mieszkańcy Sodomy i Gomory spłonęli w ogniu – sprawa jest przesądzona. Choć Księga Gomorejska nie została wprowadzona w praktykę kościelną co do litery, niemniej obudziła czujność co bardziej uczciwych hierarchów. Dzięki Piotrowi coś w Kościele zaczęło się zmieniać, pomimo typowej przy tego rodzaju wyzwaniach ostrożności wśród kościelnych przełożonych, przypominającej nieraz decyzyjny bezwład. Sodomici ostatecznie zostali usunięci z szeregów duchowieństwa katolickiego mocą postanowień Soboru Laterańskiego III: „Ktokolwiek nadal będzie żył w takiej niewstrzemięźliwości, która niezgodna jest z naturą, z powodu której «nadchodzi gniew Boży na buntowników» (Ef 5, 6) oraz pięć miast zniszczył ogniem (por. Rdz 19, 24-25), a zostanie to odkryte, jeśli jest duchownym, zostanie wyłączony ze stanu duchownego albo zmuszony do pobytu w klasztorze w celu odbycia pokuty. Niestety, problem powraca, w związku z tym dzieło św. Piotra Damianiego nabiera znów swej aktualności.
Fragment wstępu ks. Roberta Skrzypczaka
Autorytet św. Pawła
Wychodzi już jednak na środek sam niezrównany kaznodzieja i słysząc o tym występku obwieszcza wyraźnie i powiada w Liście do Efezjan: „Bo to wiedzcie, rozumiejąc, iż wszelki porubca albo nieczysty, albo łakomiec (co jest bałwochwalstwem) nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga”. Jeśli więc nieczysty nie ma żadnego dziedzictwa w niebie, na mocy jakiego zuchwalstwa miałby otrzymać godność w Kościele, będącym przecież Królestwem Bożym? Czy ktoś, kto zlekceważył prawo Boże, popadając w haniebne występki, nie bałby się wzgardzić urzędem, wspinając się do duchownych godności? I niczego sobie nie uzbiera, bo nie boi się wzgardzić Bogiem we wszystkim. Do tych jednak na pewno skierowane jest specjalnie to prawo, przez których jest gwałcone, o czym zaświadcza Paweł, pisząc do Tymoteusza: „Wiedząc to, iż zakon nie jest ustanowion sprawiedliwemu, ale niesprawiedliwym i niepoddanym, niepobożnym i grzesznym, występnym i splamionym, ojcobójcom i matkobójcom, mężobójcom, wszetecznikom, pokładającym się z mężami, sprzedawcom ludzi, kłamcom i krzywoprzysiężcom, i jeśli się co innego zdrowej nauce sprzeciwia”. Prawo to więc ustanowiono dla pokładających się z mężami, aby nie ośmielali się hańbić święceń. Przez kogo – pytam – prawo to jest przestrzegane, skoro gardzą nim szczególnie ci, dla których zostało ustanowione? Jeśli zaś osobistość być może uważana jest za pożyteczną, słusznym jest, aby – im roztropniej słynie z gorliwości o pomysły – tym pilniej zachowywała nakazy autentycznego prawa. Ten, kto lepiej wie, ohydniej grzeszy. Nieuchronnie ten zasługuje na mękę, kto z roztropności, gdyby chciał, mógłby uniknąć grzechu. Jak bowiem powiada święty Jakub: „Umiejący tedy ma dobrze czynić, a jeśli nie czyni, ma grzech”. Prawda zaś potwierdza: „Ale który nie wiedział, a uczynił co godnego karania, mało będzie karany.
A od każdego, któremu wiele dano, wiele żądać będą, a któremu wiele zlecono, więcej będą chcieć od niego”.Tak więc jeśli w wykształconym jakimś mężu mąci się ład karności kościelnej, dziwnym byłoby, gdyby go strzegł ignorant. Jeśli zatem jakiś biegły w sposób nieuporządkowany prowadzony jest do święceń, zdaje się w pewnej mierze, jakby następcom i – rzekłbym – prostszym wytyczał ścieżkę błędu, którą sam zechciał deptać nadętą, pyszną stopą. Podlega sądowi nie tylko dlatego, że zgrzeszył, ale że przykładem zuchwalstwa swego zachęcił też innych do naśladowania grzechu. Kto bowiem przejdzie mimo z zamkniętym uchem, a nawet kto nie drży cały w środku, słysząc, co o takich Apostoł, niby potężna trąba, grzmi w słowach: „Dlatego podał Bóg pożądliwościom serca ich ku nieczystości, aby między sobą ciała swe sromocili”. A dalej: „Dlatego podał je Bóg w namiętności sromoty. Bo niewiasty ich odmieniły używanie przyrodzone w ono używanie, które jest przeciw naturze. Także i mężczyźni, opuściwszy przyrodzone używanie niewiasty, zapalili się w swych pożądliwościach jeden ku drugiemu, mężczyzna z mężczyzną sromotę płodząc, a zapłatę, która była słuszna, błędu swego na sobie ponosząc.
A jako się im nie podobało mieć w znajomości Boga, Bóg wydał ich zmysłowi bezrozumnemu, aby czynili to, co nie przystoi”.
Fragment książki Księga Gomory - Wydawnictwo AA.