Fronda.pl: Powszechna dziś propaganda laicyzmu głosi, że wiara w Boga jest właściwa ludziom niewykształconym, czy wręcz ograniczonym intelektualnie. Na potrzeby tej propagandy ukuto obraz średniowiecza jako czasów „ciemnoty” i właśnie „średniowieczną ciemnotą” ateiści – czy raczej anty-teiści – określają ludzi wierzących. Co myśli sobie Pan Profesor, kiedy gdzieś w przestrzeni medialnej spotyka się z takimi głosami?
Prof. Grzegorz Karwasz: Słusznie zauważył Pan, że jest to medialne określenie sprawy. Z pewnością nie jest to prawda.
Zacznijmy w takim razie od kwestii deprecjonowania średniowiecza. Otóż starożytność wytworzyła ogromnie cenne dary umysłu: dzieła filozoficzne, dzieła literackie i dzieła naukowe. Była ona jednak zamknięta w pewnym wąskim kręgu Grecji i Rzymu. Tymczasem to średniowiecze stworzyło Europę. Średniowiecze udostępniło kulturę tym wszystkim krajom, które znalazły się w kręgu tego, co dziś nazywamy Europą – również Polsce. Bez średniowiecza bylibyśmy dzikim krajem. Wieki średnie, a w nich Kościół katolicki na Zachodzie i Kościół prawosławny na Wschodzie, przeszczepiły kulturę klasyczną do wszystkich krajów określanych dziś mianem krajów europejskich. Europę stworzyła więc wiara chrześcijańska. Krajów, do których ta wiara w średniowieczu nie dotarła, nie określamy dziś mianem Europy. To epoka wielu odkryć i wielu wynalazków. Jeśli ktoś twierdzi, że średniowiecze było „okresem ciemnoty”, niech zapinając koszulę pamięta, że to w średniowieczu wymyślono guziki. Był to bardzo ważny okres rozwoju kulturowego ludzkości, zwłaszcza Starego Kontynentu.
Przechodząc do drugiej części pytania, tej dotyczącej przedstawiania wiary i nauki jako rzeczywistości przeciwstawnych. To twierdzenia ludzi, którzy przedstawiają rzeczywistość w sposób uproszczony. Spójrzmy na największych naukowców. Isaac Newton, Albert Einstein, Max Planck – oni wszyscy byli ludźmi wierzącymi.
W jaki sposób łączyli swoją wiarę z pracą naukową?
Newton swoje najważniejsze dzieło o podstawach matematycznych filozofii przyrody - w którym opisał prawo grawitacji i prawa mechaniki, nazywane przez nas prawami Newtona – kończy bardzo ważnym dodatkiem zwanym scholium, w którym wyznaje wiarę w jednego, wszechmogącego Boga. To wyznanie zapisuje na trzech stronach, po łacinie, w sposób absolutnie jasny. Tak, aby nie było żadnych wątpliwości.
Max Planck był człowiekiem głęboko wierzącym. Pisał, że prawdziwym nieszczęściem dla ludzkości byłoby, gdyby przestała ona wierzyć w Boga.
Ojciec Alberta Einsteina był wyznania mojżeszowego, ale niespecjalnie praktykował wiarę. Siłą rzeczy sam Einstein nie był chrześcijaninem i nie wiemy dokładnie, jakie były jego przekonania religijne. Jednak on również pisał o wszechmogącym Bogu i wskazywał, że religia bardzo nas wspomaga.
Wszyscy ci naukowcy twierdzili więc, że wiara w Boga pomaga ludzkości, a nie ją ogranicza.
6 stycznia wspominamy Mędrców ze Wschodu, którzy dzięki swojej wiedzy, dzięki możliwościom ówczesnej nauki, rozpoznali w nowonarodzonym Jezusie „króla żydowskiego”. Katolicy, zgodnie z orzeczeniem Soboru Watykańskiego I twierdzą, że poznanie istnienia Boga jest dla człowieka osiągalne za pomocą samego tylko rozumu. Jak Pan Profesor widzi to soborowe orzeczenie? Współczesna nauka daje człowiekowi jakieś wskazówki, które prowadzą do poznania prawdy o istnieniu Boga?
Natychmiast odwołam się do wielkiego - a może największego – autorytetu, do św. Jana Pawła II. W encyklice z 1998 roku, jednej ze swoich ostatnich i najbardziej przemyślanych encyklik, pochodzący z Polski papież napisał: „wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku poznaniu Prawdy”. Będąc wybitnym teologiem i wybitnym filozofem, św. Jan Paweł II podkreślał, że człowiekowi jest potrzebna i wiara, i rozum.
Współczesna nauka nie stoi w sprzeczności z religią, a współczesna religia nie wchodzi w kompetencje współczesnej nauki. Są to oddzielne przedmioty operacji ludzkiego umysłu, które nie są w relacji sprzeczności, ale wzajemnie się uzupełniają.
Jeśli mógłbym jednak zapytać o te naukowe przesłanki, które prowadzą do poznania istnienia Boga. Wczoraj pożegnaliśmy papieża Benedykta XVI, dla którego relacje wiary i rozumu były jednym z głównych zainteresowań. Były dla niego tak ważne, że poświęcił im sporo miejsca w swoim testamencie. „Często wydaje się, że nauka - z jednej strony nauki przyrodnicze, a z drugiej badania historyczne (zwłaszcza egzegeza Pisma Świętego) - są w stanie zaoferować niepodważalne wyniki sprzeczne z wiarą katolicką” – zauważył papież. Takie przekonanie towarzyszyło wielu fizykom w XIX wieku, kiedy to zdawało się, że wkrótce fizyka odpowie na wszystkie pytania i człowiek nie będzie już potrzebował Boga. Wielkie odkrycia XX i XXI wieku brutalnie zweryfikowały tę pewność dziewiętnastowiecznych naukowców. Zmianę tę papież odnotowuje w kolejnym zdaniu, pisząc: „byłem z daleka świadkiem zmian w naukach przyrodniczych i widziałem, jak rozpływały się pozorne pewniki sprzeczne z wiarą”. Na gruncie filozofii i teologii możemy wypracować jedynie pewne argumenty, dzięki którym jesteśmy w stanie w sposób racjonalny uzasadnić wiarę w istnienie Boga. Nauki te nie dają nam jednak narzędzi, aby móc Jego istnienie udowodnić. Fizyka ma takie narzędzia? Uważa Pan, że nastanie dzień, w którym nauki przyrodnicze będą w stanie bez cienia wątpliwości udowodnić istnienie transcendencji?
Byłby to bardzo pechowy dzień. Bardzo pechowy, ponieważ wiara pozostaje takową dlatego właśnie, że jest wiarą. Nie jest pewnością i nie jest dowodem naukowym. Włoski pisarz, z którym św. Jan Paweł II napisał książkę „Przekroczyć próg nadziei”, Vittorio Messori stwierdził, że gdyby dowody na istnienie Pana Boga były absolutnie niepodważalne, gdyby coś takiego jak dowody na istnienie Boga istniało, to wszystkich wypadałoby ubrać w mundurki i wszyscy równym szeregiem poszliby do nieba. Ale tak nie jest. Wiara wymaga tego właśnie, abyśmy wierzyli. Jest czymś więcej niż pewnością naukową.
Nauka nie podważa dogmatów wiary. Wspomniał Pan XIX wiek. Otóż po powstaniu teorii Newtona pojawiły się pomysły, że można przewidzieć bieg wypadków wszechświata i żadna wiara nie jest do tego potrzebna. Kiedy Napoleon zapytał Laplace'a, czy w związku z tym można przewidzieć bieg wojny i czy Pan Bóg jest nam potrzebny, ten odparł, że ta hipoteza nie jest niezbędna. Ale nie wyraził się jasno, że Pan Bóg jest zbędny.
Ta pewność nauki w XIX wieku i przekonanie, że rozwiążemy wszystkie zagadki - takie przekonania zawsze się pojawiają. Nam też się wydaje, że wszystko albo mnóstwo rzeczy wiemy. Pod koniec XIX i na początku XX wieku fizycy byli przekonani, że Ziemia ma 50 mln lat. Wyliczono, że tyle energii starczyłoby Słońcu na świecenie. Geologowie twierdzili tymczasem, że Ziemia ma co najmniej 2 mld lat. Rację mieli oczywiście geologowie, a fizycy się absolutnie pomylili. Natychmiast po ich obrazoburczych stwierdzeniach pojawiła się teoria kwantów i teoria względności Einsteina, która całkowicie wywróciła to, co wiedzieliśmy w fizyce poprzednio. Fizycy mają więc powody ku temu, aby nie być specjalnie przekonanymi co do swojej bezgranicznej mądrości. To po pierwsze. Po drugie, nawet gdy znamy równania ruchu wszechświata, to ilość zmiennych jest tak ogromna, że nie jesteśmy w stanie tego policzyć. Komputer musiałby mieć więcej atomów niż ma wszechświat, czyli komputer byłby całym wszechświatem, co znowu jest absurdem.
Czy więc nauka potwierdza to, co mówi religia? „Wielki wybuch” – „Big Bang” – nazywa się tak, bo w połowie XX wieku wybitni angielscy astronomowie byli przekonani, że początek wszechświata jest jakimś absurdalnym pomysłem w rodzaju wielkiego dzwonu. Trochę się z tego naśmiewano. Mówiono „Big Bang” – „Big Ben” [zwyczajowa nazwa wieży zegarowej Elizabeth Tower w Londynie – red.]. Wkrótce się jednak okazało, że wszechświat miał początek i dziś wiemy to z absolutną pewnością. To stwierdzenie fizyki zakończyło tysiąclecia dyskusji filozoficznej. Platon twierdził, że wszechświat został stworzony, natomiast Arystoteles nie był co do tego przekonany. W XII wieku Uniwersytet w Paryżu ryzykował rozwiązaniem, bo filozofowie twierdzili, że wszechświat nie miał początku i jest wieczny. Do połowy XX wieku był to jeden z najważniejszych sporów nauki, który był też sporem pomiędzy teistami i ateistami. Otóż fizyka stwierdziła, że to Biblia ma rację – wszechświat miał swój początek. Podobne przykłady moglibyśmy mnożyć i mnożyć, aż nie starczyłoby nam czasu na rozmowę.
A wracając do śp. Benedykta XVI, to on, zanim jeszcze został papieżem, napisał, że przez ostatnie czterysta lat wiara ustępuje pod naporem nauki, i że może się to skończyć cofnięciem się w pustkę. Tak nie jest! Nauka i wiara to dwie, nieco rozłączne obszary, a ich granice bezustannie się przesuwają: to w kierunku wiary, to w kierunku nauki. Jak dzień i noc na obracającej się ziemskiej kuli.
Mało kto polemizuje dziś ze sformułowanym przez Galileusza paradygmatem, wedle którego Biblia „uczy nas, jak iść do nieba, a nie jak ono się porusza”. Zdaje się, że jednym z najpoważniejszych źródeł konfliktu pomiędzy wiarą a nauką jest dosłowne interpretowanie opisów stworzenia świata z Księgi Rodzaju. W jaki sposób Pan, jako fizyk, czyta dwa pierwsze rozdziały tej księgi? To tylko poetycka opowieść, której celem jest wskazanie na Boga jako Stwórcę, czy w opowieści tej kryje się więcej prawdziwych szczegółów na temat powstania wszechświata?
Najpierw dokładnie zacytujmy Galileusza. Pisał on, że Pan Bóg przemawia do człowieka na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest Pismo Święte spisane pod natchnieniem Ducha Świętego. Drugi sposób to Natura, przyroda. I tutaj stwierdza Galileusz, że Natura jest najwierniejszą wykonawczynią poleceń Pana Boga. O ile człowiek może coś zrobić lub nie, to piłka zawsze spadnie, a nigdy sama nie podskoczy – bo takie jest prawo grawitacji. Galileusz jasno więc wskazuje, że Pan Bóg przemawia do nas za pomocą praw Natury.
Przechodząc do pytania, Biblia z całą pewnością nie jest wyłącznie opisem poetyckim. Wówczas zaprzeczylibyśmy stwierdzeniu Galileusza, wedle którego Biblia jest narzędziem, za pomocą którego przemawia do nas Duch Święty. A jest to stwierdzenie twórcy współczesnej nauki, jak definiuje Galileusza angielska Wikipedia. Czy jednak Biblia dostarcza nam jakichś szczegółów na temat powstania wszechświata? Przypomnijmy sobie, jak ta Biblia się rozpoczyna.
„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami”. (Biblia Tysiąclecia)
Wydaje się to absurdalne. Jeszcze bardziej absurdalne jest, że trzeciego dnia Bóg ponownie… stwarza ziemię. Co tymczasem mówi nam współczesna fizyka, co mówi kosmologia? Ano mówi, że na początku powstała materia. Wybitny kosmolog, który jako pierwszy wskazał na powstanie wszechświata – był przy okazji katolickim kapłanem – Georges Lemaître stwierdził, że przed powstaniem materii nie było czasu i przestrzeni. Aby zmierzyć czas i przestrzeń, potrzebne nam są dwa atomy. Dopiero wówczas możemy zmierzyć ich odległość. Pierwszym elementem namacalnego przez nas świata była więc materia. To była bardzo dziwna materia. Z naturalnym zdziwieniem popatrzyłby Pan na mnie, gdybym powiedział, że były to kwarki ciężkie III generacji typu top i bottom. „Co ten profesor opowiada?” – pytałby Pan. A w jaki sposób wytłumaczyć to człowiekowi sprzed 3 tys. lat, który nie znał takich pojęć jak kwarki czy fotony? Oczywiście, trzeba powiedzieć, że pierwszym elementem wszechświata była ziemia! To jest najtrafniejsze określenie. Gdybym dziś miał najprościej wyjaśnić, co powstało na początku wszechświata, to powiedziałbym to, co mówi Biblia – powstała materia, czyli ziemia.
Przywykliśmy do zachowania w polskich przekładach określenia „Duch Boży”. Biblia Jerozolimska daje nam dokładniejszy przekład, tłumacząc hebr. „rûah 'elohîm” jako „wiatr Boga”. Pierwszej materii towarzyszył więc jakiś wicher.
Oczywiście, był to chaos materii. Nie było atomów, nie było gwiazd, nie było galaktyk. Nie było drzew, nie było Słońca. Był tylko chaos materii. Jakieś przemiatające się wichry, które przerzucały materię z jednego końca wszechświata na drugi. Niewielkiego wszechświata, który najpierw był wielkości pomarańczy, później wielkości naszej galaktyki.
Gdybym miał więc dziś w prosty sposób opisać, jak powstał wszechświat, nie potrafiłbym opisać tego dokładniej, niż zrobiono to w Biblii.
Musimy jednak przy tym pamiętać, że Biblia nie jest opisem fizycznym stworzenia świata. Jest opisem, który dostarcza nam jakichś, niezbyt jasnych informacji. Od nas zależy, jak my te informacje przyswoimy i zinterpretujemy. Św. Augustyn napisał, że każde pokolenie musi od początku przeczytać zapis Biblii. Bo każde pokolenie, każdy z nas i w każdym wieku wie co innego. Sto lat temu nie było pewności na temat powstania wszechświata. Dzisiaj mamy taką pewność. Ale pojawiają się kolejne pytania: co było przed, co jest poza wszechświatem itd. Każdy z nas musi sobie sam odpowiedzieć na te pytania. I to właśnie nazywamy wiarą. Mówimy dziś o Trzech Mędrcach. Mędrcem nie jest ten, kto za pomocą teleskopów ogląda komety. Mędrzec to ten, który myśli.
Nauka służy więc religii w poznaniu dzieła stworzenia. Człowiek został przez Boga zaproszony jednak nie tylko do poznawania Bożego dzieła, ale również do uczestnictwa w jego tworzeniu. Dzięki postępom nauki dziś to uczestnictwo jest niezwykle szerokie. Przed świętami Bożego Narodzenia z Torunia nadeszła przykra wiadomość o śmierci dr. Grzegorza Osińskiego, który włożył wiele wysiłku w ukazanie zagrożeń ideologii transhumanizmu. To zagrożenia związane z pokusą „ulepszania” człowieka. Znane do tej pory z literatury fantastyczno-naukowej pomysły stają się coraz bardziej osiągalne dla ludzkich możliwości. Stąd moje pytanie: tak jak nauka służy religii w poznaniu świata, tak tutaj znajdujemy przestrzeń, w której nauka potrzebuje religii? Pewne narzucane przez religię ograniczenia, które zabraniają człowiekowi stawiać się w miejscu Boga, są pożądanym balastem i chronią przed katastrofą, czy są jedynie zbędnym obciążeniem, które należy odrzucić?
Śp. Grzegorz Osiński był moim współpracownikiem. Niezwykle go ceniłem i cenię jego dzieło. Rzeczywiście, wybitny naukowiec o twórczym umyśle i wspaniały dydaktyk. Jest to wielka strata.
Odpowiadając na pytanie. Tak, jesteśmy współtwórcami świata. Katechizm Kościoła Katolickiego głosi w paragrafie 302, że Pan Bóg stworzył świat, ale dzieło stworzenia nie wyszło z Jego ręki skończone. Ten proces stwarzania wciąż trwa i nazywamy go Bożą Opatrznością.
Świat cały czas powstaje, a my jesteśmy jego współtwórcami. Ponownie odwołując się do Księgi Rodzaju, zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Bóg udzielił nam ogromnych, prawie nieskończonych możliwości. Ograniczają nas jedynie, mówię to jako fizyk, czas i przestrzeń. Bo myślą sięgamy natychmiast do granic wszechświata, a jedynie ciałem nie możemy tam dolecieć. To jedynie czas i przestrzeń ograniczają nas w naszym dziele tworzenia świata.
Pan Bóg dokonał przy tym bardzo ryzykownej operacji. Dał nam mianowicie wolną wolę. Możemy wybierać, co chcemy realizować. Bóg nie narzuca nam, aby nasze działanie było absolutnie po Jego myśli, na korzyść świata. W kategoryczny sposób Bóg zakazał nam jednak stawiać się w Jego pozycji. Z opisu stworzenia świata przejdźmy trochę dalej, do podanego przez Księgę Rodzaju opisu wygnania człowieka z Raju. Zwróćmy uwagę, za co zostaliśmy z tego Raju wyrzuceni. Przecież nie dlatego, że Ewa zjadła jabłko, ani nie dlatego, że wąż ją pokusił. Wedle Księgi Rodzaju zostaliśmy wygnani z Raju za zjedzenie owocu z drzewa poznania dobra i zła. Pan Bóg zabronił człowiekowi decydować o tym, co jest dobre, a co jest złe. W filozofii to pole badań etyki. Pan Bóg zabronił zastępować Jego etykę naszą etyką. Wszelkie filozoficzne próby zastąpienia Pana Boga poprzez etykę stworzoną przez człowieka kończyły się bardzo kiepsko. Wspomnijmy XX wiek, kiedy „wielcy przywódcy”, a w rzeczywistości wielcy zbrodniarze postanowili zastąpić etykę Pana Boga własnymi rozporządzeniami. To jest największe nieszczęście, jakie może się zdarzyć.
Pan Bóg nie zabrania nam więc współtworzyć świata, ale zabrania nam decydować na temat moralności. To bardzo ważne stwierdzenie, które nam nieco umyka. A tym właśnie był owoc z drzewa poznania dobra i zła.
Opisanych przez św. Mateusza Mędrców ze Wschodu do Betlejem miała doprowadzić gwiazda, która „szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię”. Uczeni przez wieki zastanawiali się, co to mogła być za gwiazda. Myśli Pan Profesor, że jakaś gwiazda rzeczywiście istniała?
Moi koledzy astronomowie - zresztą również z Torunia, z Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej - zastanawiają się nad tym. Kilka lat temu jeden z kolegów, przy okazji wykładu wigilijnego, rozważał różne hipotezy, co to za gwiazda mogła być. Mogło to być jakieś połączenie się planet. W tych dniach na niebie wieczorem bardzo jasno świeci Jowisz. Mogło to być więc zbliżenie się Jowisza i Saturna, które miało miejsce jakieś trzy lata przed naszą erą. Być może właśnie to zjawisko zostało opisane jako „Gwiazda Betlejemska”. Mogła to być jakaś kometa – nie wiemy jaka – która raz wpadła w układ słoneczny, w pobliże Ziemi i zaświeciła. Mógł to być wybuch jakiejś supernowej w naszej galaktyce, ale nie wiemy jakiej, bo nie ma jej śladów.
Czy to ma jednak jakiekolwiek znaczenie? To nie ma żadnego znaczenia! Znaczenie uroczystości Objawienia Pańskiego jest takie, że Pan Bóg, który wcześniej był w pewnym sensie zarezerwowany dla jednego tylko narodu, nagle stał się Panem Bogiem całej ludzkości. Dlatego nazywamy tych Mędrców Kacprem, Baltazarem i Melchiorem, że chcemy wskazać, iż byli to Mędrcy ze Wschodu, Mędrcy z całej ziemi, z całego znanego wówczas człowiekowi wszechświata. Oni podążali, aby złożyć Jezusowi hołd i dary. Pamiętajmy o teologicznym znaczeniu tych darów, które były zapowiedzią Królestwa Chrystusa, ale również Jego śmierci. Święto Trzech Króli jest więc pięknym świętem, ale pięknym z uwagi na wymiar teologiczny. Świętujemy to, że Pan Bóg objawił się całemu światu.
Prof. dr hab. inż. Grzegorz Karwasz jest kierownikiem Katedry Dydaktyki Fizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 1985–2006 prowadził prace badawcze i dydaktyczne na Wydziale Fizyki i Wydziale Inżynierii Uniwersytetu w Trydencie. Prowadził również prace w zakresie fizyki atomowej i jądrowej w Detroit, Berlinie, Canberze (Australia) i Gunsan (Republika Korei). Jest ekspertem naukowym Unii Europejskiej i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej ONZ. W 2019 roku wydał w Rzymie książkę „Scienza e Fede. Un breve manuale”, traktującą o relacjach pomiędzy wiarą a nauką.