W trakcie wieczornego patrolu podwrocławskich miejscowości policjanci ruchu drogowego zwrócili uwagę na zdezelowanego fiata. Autem podróżował obywatel Bangladeszu, na co dzień mieszkający w Kiełczowie. Niewłaściwy stan techniczny auta, które w dodatku nie zostało poddane obowiązkowemu badaniu technicznemu, było zaledwie jedną z nieprawidłowości, które podczas kontroli stwierdzili mundurowi.
W miarę jak interwencja się rozwijała, policjanci znaleźli kolejne nieprawidłowości. Szybko wyszło na jaw, że auto nie zostało poddane obowiązkowemu badaniu technicznemu, jednak coś innego przykuło większą uwagę policjantów. "Dokumenty", którymi 26-letni kierujący fiatem posługiwał się jako prawami jazdy wzbudziły, jak się później okazało, uzasadnione podejrzenia co do ich autentyczności.
Przydatne w tej sprawie okazało się ogromne doświadczenie policjantów, którzy w swoich rękach mieli nie jedno oryginalne, jak też podrobione dokumenty. Mundurowi zauważyli, że blankiet "bengalskiego prawa jazdy" nie posiada części zabezpieczeń wymaganych dla tego typu dokumentu, druk jest niskiej jakości, a ogólny wygląd okazanego prawa jazdy różni się od oficjalnego wzoru. Jednocześnie na awersie, w górnej części, brak jest wymaganego, widocznego pod lupą, mikrodruku, a na rewersie mikroczipu. Sam kierujący przyznał się, iż uprawnień do kierowania pojazdami nigdy nie posiadał, a blankiet, który wzbudził podejrzenia policjantów co do jego autentyczności kupił w swojej ojczyźnie za równowartość około 40 zł. Dużo więc, bo aż 500 zł, wydał natomiast na kartę klubową, którą posługiwał się jako międzynarodowym prawem jazdy.
26-latek z ulicy trafił prosto do policyjnego aresztu. Odpowie teraz przed sądem, który może skazać go na karę nawet 5 lat pozbawienia wolności.