Podobnie jak wielu obywateli polskich, którzy głosowali na Karola Nawrockiego nie wiem jeszcze, jak ostatecznie będzie wyglądać ta prezydentura, jakie będą jej priorytety i jakie możliwości, a także jak się ukształtuje w najbliższych latach polska scena polityczna. Mogę natomiast i to chciałabym zrobić, opowiedzieć moim byłym współpracownikom, moim znajomym i przyjaciołom z Białorusi i Ukrainy o moich osobistych motywacjach, jakie skłoniły mnie do takiego, a nie innego wyboru.
Po pierwsze więc Szanowni Koledzy, jako polska obywatelka głosowałam na kandydata opozycji, ponieważ opowiadałam się w ten sposób PRZECIW polityce obecnego rządu. Polityce, która nie tylko zahamowała lub przynajmniej zaniedbała i wykastrowała zasadnicze dla mojego kraju projekty rozwojowe, takie jak ambitnie zaprojektowany CPK, czy możliwie jak najszybszy rozwój energetyki atomowej, która spowodowała całkowicie bezprecedensowe, siłowe przejęcie mediów publicznych (jakie by one wcześniej nie były ), ale i zdewastowała ten obszar którym ja się zajmowałam czyli budowę jednej z największych w Europie ( obok niemieckiej Deutsche Welle) platformy multimedialnej skierowanej na wschód, przede wszystkim na Białoruś, a przez ostatnie 8 lat także szerzej na Rosję i pozostałe byłe kraje ZSRR.
Po drugie głosowałam w przekonaniu, ze mój kandydat - Karol Nawrocki nie zaakceptuje ustawy, która jak planowano, miała usankcjonować bezprecedensowe czystki wśród polskich sędziów. W moim najgłębszym przekonaniu byłoby to prawo zgubne dla Państwa Polskiego i jego demokratycznego ustroju. Spytacie może czemu ta sprawa akurat teraz jest dla mnie tak ważna, przecież poprzedni rząd też "majstrował" przy ustroju sądów. To prawda, rząd PiSu chciał skończyć z pełną wszechwładzą sędziowskiej korporacji, jaka dotychczas była ustawowo zabezpieczona. Jednym się te zmiany mogły podobać innym nie. Od czasu jednak, gdy w 1989 r. niepodległa Polska przejęła bez wyjątków cały aparat sądownictwa PRL (wobec czego byłam krytyczna) i nie usuwała nawet tych sędziów, którzy wydawali polityczne wyroki, od tego czasu nikt nigdy, przez 30 lat, nie próbował pozbawiać raz mianowanego sędziego jego sędziowskiego statusu.. Zwyciężył wówczas argument, że nieusuwalność sędziów jest jednym z fundamentów niezawisłości sądownictwa. Jestem przekonana, że w polityce może się wiele zmieniać, ale jeśli system sądowniczy ( i tak w Polsce słabo wydolny) zostanie po 30 latach, całkowicie politycznie zinstrumentalizowany poprzez naruszenie jego najważniejszej zasady, to zagraża to całemu państwu. W dodatku czystka taka byłaby właściwie już nie do odwrócenia - trucizna zostaje wpuszczona w system raz na zawsze. Gdy przyjmie się raz taką logikę: jedni wyrzucają sędziów inni przywracają... (a może i wyrzucają innych?) każdy, poszczególny sędzia staje się potencjalnym przedmiotem politycznej rozgrywki.
Głosowałam też, Szanowni Koledzy, na Karola Nawrockiego, bo byłam przekonana, że nie podpisze ustawy nazywanej ustawą o mowie nienawiści, a w efekcie mogącej owocować istotnym naruszaniem wolności słowa. Nie chcę by o tym co jest, a co nie jest mową nienawiści mogła decydować jakaś bardziej lub mniej upolityczniona prokuratura ( ściganie z urzędu) i by w każdej chwili, w wyniku takiej decyzji służby mogły mi odebrać telefon czy laptop i sprawdzać wpisy wraz z tymi już wykasowanymi. Mam podstawy obawiać się, ze posłużyłoby to nie do realnego ścigania patologicznych hejterów (co przecież można robić także i dziś na podstawie obowiązujących przepisów, gdyby się tylko nieco postarać), a do uderzania w ideologicznych przeciwników i krytyków władzy.
25 lat swojego życia poświęciłam budowaniu, jak najlepszych relacji ze wschodnimi sąsiadami Polski - a jeśli nie dało się ich budować z rządami, to starałam się pracować nad porozumieniem obywateli. Reprezentując Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich na forum Europejskiej Federacji Dziennikarzy starałam się zwracać uwagę zachodnich mediów na dramatyczną sytuację dziennikarzy białoruskich w reżimie Łukaszenki, później wraz z kolegami i współpracownikami z SDP pracowałam nad porozumieniem związków dziennikarskich polskiego i ukraińskiego. Zasiadając w Komitecie sterującym EFJ zabiegałam o to by po agresji rosyjskiej w 2014 r. kolejny zjazd Federacji nie odbył się, jak to zaplanowano, w Moskwie. Wtedy zresztą przegrałam. 8 lat temu, zachodnioeuropejskich kolegów, którzy dziś tak bardzo są przeciw wojnie, bardziej przekonała argumentacja przedstawicielki reżimowego związku rosyjskiego...
Potem założyłam i prowadziłam Biełsat - który z czasem rozrósł się i stał ważnym, wolnym głosem w regionie. Czemu to się udało? Dlatego, że tworząc tę stację, nie realizowaliśmy koncepcji powstałej w zaciszu gabinetów i ministerstw i nie byliśmy ot po prostu wielojęzyczną częścią korporacji TVP, a dlatego, że wykorzystaliśmy twórczo polskie, unikalne "know how" w dziedzinie walki o wolność. Bo staraliśmy się znaleźć te płaszczyzny, gdzie interes krajów regionu jest WSPÓLNY. Bo stworzyliśmy medium, w którym jego współtwórcami, a nie tylko najemnymi pracownikami byli Białorusini, Ukraińcy, wolni Rosjanie. Takie, dla którego chcieli ryzykować, bo uważali że pracując w nim, walczą za swoją sprawę i dla tej sprawy ostatecznie ponieśli wielkie ofiary.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że dobre relacje miedzy państwowe zwłaszcza pomiędzy Polską a Ukrainą i mocne polskie oddziaływanie i pozytywny wizerunek wśród sąsiedzkich społeczeństw są dla interesu Polski, dla polskiej racji stanu kluczowo ważne (chociaż jak to zostanie wykorzystane zależy ostatecznie od polityków). Według mnie miarą tego, jak ważne są te relacje, jest to jak bardzo obawia się ich ( i zawsze historycznie się obawiała) imperialna Rosja - główny rozsadnik niestabilności i wojny w regionie, poważne zagrożenie dla polskich interesów. Są też ważne, bo przenoszą środek ciężkości europejskiej polityki - na wschód. Gdy mówimy o wspieraniu Ukrainy w sprawiedliwej wojnie przeciwko najeźdźcom, warto też pamiętać, że nasz sąsiad posiada dziś największą i najsprawniejszą armię w Europie, a współpraca może tu być korzystna dla obu stron.
Nie wiem i nie napiszę wam, jaki stosunek do tych, bardzo ważnych, spraw będzie miał ostatecznie prezydent Nawrocki. Niemniej musicie zdawać sobie sprawę Koledzy, że w Polsce za praktyczny wymiar bieżącej polityki odpowiada w większości nie prezydent, a rząd. Gdy dziś już niemalże dzieci na Ukrainie straszy się prezydentem Nawrockim, warto pamiętać, że wszelkie kontrakty zbrojeniowe, akcje pomocowe i sprawy ekonomicznej współpracy (albo rywalizacji) koordynuje rząd i rząd za nie odpowiada. I to rząd może coś zasadniczego tu zrobić lub nie zrobić. Jeśli popatrzeć na to co obecny rząd zdołał zrobić przez ostatnie półtora roku w sprawach pomocy dla Ukrainy i wspierania wolności na Białorusi ( a tyle było przecież z Waszej strony nadziei) - to trzeba sobie otwarcie powiedzieć: bardzo niewiele, a na wielu polach nastąpił nawet regres (zapomniano nawet o prostym wsparciu dla białoruskich więźniów politycznych). Czujecie ten regres z pewnością w wielu przypadkach na własnej skórze. I mając tego świadomość, nie bardzo rozumiem czemu tak przeraża Was zwycięstwo opozycyjnego kandydata na prezydenta Polski, choćby nawet oświadczył w kampanii, że będzie przeciwny przyjęciu Ukrainy do NATO - co wg mnie jest zasadniczo sprzeczne z podstawowymi interesami Polski, ale która to sprawa i tak nie stanie na agendzie przed końcem wojny.