Decyzję podjął sędzia Dariusz Łubowski, który wyjaśnił, że przedmiotem postępowania nie było ustalenie winy bądź niewinności podejrzanego, a jedynie kwestia wykonania europejskiego nakazu aresztowania.
- „Sąd polski nie dysponuje w sprawie niniejszej żadnymi dowodami źródłowymi, albowiem niemiecka strona w ramach europejskiego nakazu aresztowania przesłała jedynie bardzo ogólne, formalnie wymagane w takim postępowaniu informacje dotyczące czynu. Niemiecki nakaz aresztowania jest formalnie poprawnie sporządzony, ale wbrew informacjom podawanym w niektórych mediach te dokumenty czy informacje przesłane przez stronę niemiecką dotyczące samego czynu, zmieścić można na jednej stronie papieru A4”
- zauważył.
W uzasadnieniu sędzia powołał się na koncepcję wojny sprawiedliwej.
- „Ukraińscy żołnierze i ci, którzy pracują w jej armii, nie mogą być uznawani za terrorystów czy sabotażystów, ponieważ realizując wszelkimi sposobami cel, jakim jest obrona ojczyzny, osłabiają wroga. Wysadzenie infrastruktury krytycznej dowolnego państwa w czasie pokoju, przez wrogie służby specjalne czy grupy terrorystyczne są sabotażem i stanowią przestępstwo sabotażu”
- wskazał.
- „Tego samego rodzaju działania podejmowane przez siły zbrojne w tym specjalne w czasie sprawiedliwej wojny, obronnej na infrastrukturze krytycznej agresora nie są sabotażem, a działaniem militarnym o charakterze dywersji, które nie mogą być przestępstwami. Ukraina, o ile to ona i jej siły specjalne w tym ścigany czego sąd nie przesądza, zorganizowała zbrojną misję zniszczenia rurociągów wroga, to działania nie były bezprawne. Przeciwnie, były uzasadnione, racjonalne i sprawiedliwe. Ściganemu, o ile był sprawcą zarzucanego czynu, przysługuje zdaniem sądu tak zwany „immunitet funkcjonalny”, który obejmuje czyn popełniony w związku z działaniem Ukrainy i nie ustaje wraz z ustaniem funkcji, gdyż czyn ten ze względu na urzędowy charakter przypisany może być jedynie państwu, na którego rzecz działał i tylko to państwo może ewentualnie ponieść ewentualność, Taką wykładnię można znaleźć w postanowieniu SN RP z 29 października 2010 roku. Czy wyroku europejskiego trybunału sprawiedliwości w Luksemburgu z 3 lutego 2012 roku Niemcy przeciwko Włochom”
- dodał.
Podkreślił również, że „jeśli to Ukraina rzeczywiście była organizatorem tego aktu dywersji, to tylko państwo ukraińskie, a nie Wołodymyr Ż. może ponosić odpowiedzialność za to zdarzenie”.
Ponadto, uzasadniając odmowę wydania podejrzanego Niemcom, sędzia wyraził wątpliwości, czy w sprawie tej można stosować niemieckie prawo.
- „Wysadzenie rurociągów NS 1 i 2 nie miało miejsca na terytorium ani wodach Niemiec, a z dala, w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm. Co najistotniejsza na wodach międzynarodowych”
- zauważył.
Zaznaczył też, że „zniszczenia rosyjskich gazociągów i pozbawienia wroga miliardów euro wypłacanych przez Niemcy za pompowany gaz miało głęboki sens militarny, ponieważ osłabiło potencjał zbrojny Rosji”.
Zwrócił uwagę, że poprzez funkcjonowanie gazociągów Nord Stream „państwo niemieckie współfinansowało tę agresję”. Dalej wskazał, że z prawnego punktu widzenia gazociągi nie są własnością Niemiec, a Rosji.
- „Niemcy usiłują ścigać Wołodymyra Ż. za zniszczenie rosyjskiej własności. Należy zadać przy tym retoryczne pytanie: Czy Ukraina, niszcząc krytyczną infrastrukturę Rosji, powinna najpierw sprawdzać strukturę własnościową celów i wybierać takie cele, których nawet mniejszościowym udziałowcem nie są Niemcy? Ponieważ w przeciwnym razie dowódcy i żołnierze ukraińscy będą ścigani przez władze niemieckie?”
- pytał retorycznie.