Pomimo, że decyzja o przestawieniu produkcji na topory nie jest skokiem technologicznym, to dyktator zaczyna dostrzegać realia rynku. Dotąd przekonywał, że popyt na traktory powinien istnieć, przypominając czasy radzieckie, kiedy były one potrzebne. Niepowodzenia w sprzedaży zrzucał na nieudolnych dyrektorów fabryk, surowo ich karząc – dwóch z nich trafiło do więzienia, jeden za brak wyników, a drugi za próbę sprzedaży zalegających traktorów po obniżonej cenie.
Inspiracją do zmiany produkcji były zakłady Legmasz w Orszy, które Łukaszenka wizytował w maju. Podarowano mu tam białoruski topór, który dyktator uznał za wyjątkowy. Rozkazał więc masową produkcję toporów w Mińskiej Fabryce Traktorów, proponując aż sześć różnych rozmiarów.
Nie wiadomo, czy nowa „toporna” produkcja zyska międzynarodowe uznanie, czy podzieli los białoruskich traktorów, które stały się niechcianym produktem. Spekuluje się, że Łukaszenka może liczyć na klientów w rosyjskiej armii lub w grupie Wagnera, mając nadzieję, że topory staną się częścią ich wyposażenia. Jak pokazuje jednak historia białoruskiej gospodarki pod rządami Łukaszenki…. sukces nie jest gwarantowany.