Fronda.pl: Niemcy proponują Polsce „partnerstwo” pod niemieckim przywództwem, próbując równocześnie zakłócać budowę elektrowni jądrowej na Pomorzu Zachodnim. Czy faktycznie Niemców irytuje uniezależnienie się i wzrost znaczenia Polski w regionie?

Arkadiusz Mularczyk (wiceminister spraw zagranicznych, poseł PiS): Dostrzegamy już od dłuższego czasu, że wobec Polski są podejmowane działania, które możemy określić działaniami o charakterze hybrydowym. W dużej mierze są one związane z aktywnością w tym zakresie Brukseli, czyli Komisji Europejskiej. Obserwujemy cały szereg działań pośrednich lub bezpośrednich wymierzonych przeciwko rozwojowi naszego kraju. I raczej nikt nie ma wątpliwości co do faktu, że za tymi działaniami na zapleczu stoi Berlin. Prowadzenie przez nasz kraj konsekwentnej polityki wzmacniania naszej pozycji zarówno politycznej na arenie międzynarodowej, jak i w dziedzinie gospodarczej oraz ekonomicznej - ewidentnie nie podoba się w Niemczech. Berlin zdaje się bardzo tęsknić za tym rodzajem polityki podporządkowania interesom Berlina , jaką Polska prowadziła w czasach rządów Platformy Obywatelskiej i wcześniej.

Der Spiegel pisze za to o ogromnym skandalu szpiegowskim związanym z przekazywaniem tajnych danych wywiadowczych agentom rosyjskiego FSB. Miał je przekazywać pracownik wywiadu i jednocześnie polityk oskarżanej o prorosyjskość partii AfD. Czy taka „wpadka” nie sprawia, że niemieckie propozycje przewodniczenia Polsce i Europie brzmią cokolwiek niepoważnie? 

Zdecydowanie tak właśnie jest, a opisany przez Pana przypadek szpiega rosyjskiego w Niemczech nie jest jedynym. Widać, że Niemcy mają świadomość, że tracą zarówno wiarygodność, a za tym inicjatywę w Unii Europejskiej. Wpłynęła na to na pewno w znacznej mierze niejednoznaczna postawa wobec wojny na Ukrainie. I po roku od momentu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji Berlin widzi już bardzo klarownie, że pozycja Niemiec drastycznie ucierpiała wskutek takiej, a nie innej postawy z powodu braku niesienia pomocy militarnej dotkniętej rosyjską napaścią zbrojną Ukrainie. To powoduje, że Niemcy starają się dziś przynajmniej w sferze werbalnej odzyskać pewnego inicjatywę wewnątrz Unii Europejskiej poprzez deklarowaną chęć pomocy Ukrainie. Wygląda to wszystko jednak dosyć kiepsko, by nie powiedzieć żałośnie. I raczej nie będzie Berlinowi łatwo odbudować na arenie międzynarodowej i w USA swój wizerunek, który tak bardzo ucierpiał na przestrzeni ostatniego roku. 

Z drugiej strony musimy też jednak pamiętać, że Niemcy dysponują tym swego rodzaju „lewarem” w postaci wpływu na Komisję Europejską, a przez to możliwością szantażowania innych państw członkowskich UE środkami unijnymi. Do tego szantażu nasi zachodni sąsiedzi uciekali się już przecież zarówno w odniesieniu do Węgier, jaki i do Polski. Poprzez ten mechanizm udaje im się zastraszyć wiele innych i nie tylko mniejszych krajów członkowskich Unii Europejskiej. I jest to na pewno swego rodzaju problem funkcjonowania UE.

Reasumując zatem, Niemcy nie mają dziś jakiegokolwiek moralnego mandatu do przeprowadzania poważnej reformy Unii Europejskiej czy też wydatnego zwiększania jej kompetencji w odniesieniu do państw członkowskich, w sytuacji gdy Berlin wskutek wieloletniego wspierania Rosji  i pozostawania z nią w bliskim sojuszu, ponosi co najmniej moralną, jak i polityczną odpowiedzialność za to wszystko, co dzieje się obecnie na Ukrainie. Oczywiście nie był to wyraz ich naiwności, jak dziś to chcą prezentować, lecz geopolitycznego wyboru Niemiec.

Dlaczego Niemcom tak bardzo przeszkadzają polskie plany budowy elektrowni jądrowej w Choczewie? Elektrownia ta ma powstać 250 km od niemieckiej granicy. Czy próby sabotowania tego projektu mają w ogóle jakiekolwiek uzasadnienie i realną możliwość powodzenia?

Jeszcze kilkanaście lat temu w polskim systemie prawnym bardzo poważnie traktowano wszelakie skargi różnych organizacji zajmujących się ochroną przyrody. Dziś natomiast zdecydowana większość społeczeństwa ma już jednak tę świadomość, że różnego rodzaju działania organizacji ekologicznych są często wpisane w działalność hybrydową mającą na celu blokowanie różnych inwestycji infrastrukturalnych czy energetycznych. I że działania te mogą być inspirowane przez obce państwa, bez względu na to czy będą to choćby Niemcy lub Rosja. Raczej nie ma już złudzeń co do tego, że taka aktywność organizacji ekologicznych rzeczywiście ma na celu ochronę przyrody. Tym bardziej, że przecież takie elektrownie działają również na terenie Niemiec czy też wielu innych sąsiednich krajów europejskich i nikomu to nie przeszkadza.

Czy tego rodzaju próby, które obserwujemy ze strony Niemiec wokół projektu polskiej elektrowni jądrowej to kolejny dowód na chęć powrotu Berlina do polityki „business as usual” z Rosją? 

Wydaje się, że jest chyba na to jeszcze trochę za wcześnie. Jednak opinia publiczna, zarówno w Niemczech, jak i w innych krajach europejskich wciąż zdecydowanie potępia rosyjską agresję na Ukrainę. Oczywiście musimy też mieć jednocześnie świadomość, że w wielu krajach europejskich, również a może nawet przede wszystkim w Niemczech, bardzo aktywnie funkcjonuje rosyjska dezinformacja, pewien rosyjski resentyment, jak i rosyjskie wpływy biznesowe. Myślę jednak, że na dzień dzisiejszy nie ma już możliwości do szybkiego powrotu do prowadzenia biznesu z Rosją, bo sprawy związane z wojną na Ukrainie poszły już po prostu za daleko. Musimy też brać pod uwagę pewnego rodzaju presję wywieraną przez Stany Zjednoczone na Niemcy, które nie są w stanie w sposób otwarty przeciwstawić się USA. Sądzę więc, że na chwilę obecną powrót do tego, co było przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji jest mało prawdopodobny.

Zobaczymy jednak, jak potoczy się sytuacja na ukraińskim froncie, na jakich warunkach kiedyś ta wojna się zakończy oraz kto zastąpi u władzy na Kremlu Władimira Putina, bo prędzej czy później przecież to się stanie. Od tego wszystkiego będzie zależała również postawa Niemiec. Natomiast nie ulega wątpliwości, że zależy im na powrocie do dawniejszych relacji biznesowych z Rosją. Fakty też są takie, że wciąż jest wiele, często znanych firm w Europie Zachodniej, które nadal współpracują z Rosją i czerpią z tego tytułu pokaźne profity.

Czy Polska w obliczu niepisanego sojuszu Niemiec i Rosji podejmuje właściwą decyzję, stawiając ze wszystkich sił na transatlantycką współpracę z USA?

Na pewno jest to kluczowy element naszego bezpieczeństwa. Natomiast myślę, że jednak przede wszystkim musimy liczyć na samych siebie i po prostu wzmacniać swój potencjał militarny, jak i gospodarczy przede wszystkim rozbudowując własne zdolności obronne. Zresztą to wszystko staramy się robić bardzo intensywnie. A inwestując również we własne zasoby energetyczne, czy też dywersyfikując źródła pozyskiwanej energii - nie jesteśmy już więcej podatni na rosyjski szantaż energetyczny. To wszystko jest niezwykle istotne. Ale oczywiście nasza obecność w NATO oraz ścisły sojusz ze Stanami Zjednoczonych to oczywiście kluczowy element dla naszego bezpieczeństwa.

Czy podczas poniedziałkowych konsultacji polsko-słowackich w Nowym Sączu, w których brał Pan udział, przewinął się również temat odszkodowań wojennych od Niemiec, który konsekwentnie nagłaśnia Pan w imieniu naszego kraju na szczeblu dyplomatycznym i arenie międzynarodowej? I czy możemy liczyć w tym wymiarze na jakiekolwiek wsparcie ze strony Słowacji, naszego bliskiego sąsiada, jak pokazują badania bardzo pozytywnie postrzeganego przez Polaków, który jednak zarazem ma za sobą przecież diametralnie odmienną od Polski historię z czasu drugiej wojny światowej?

Staram się podczas zarówno oficjalnych konsultacji, jak i nieoficjalnych różnych rozmów prowadzonych na arenie międzynarodowej, ten temat podnosić. I większość polityków europejskich ma już świadomość, że Polska ten temat odszkodowań wojennych od Niemiec oficjalnie podnosi. Musimy też jednocześnie brać pod uwagę i ten fakt, że w Unii Europejskiej mamy do czynienia jednak z wyraźną dominacją ekonomiczną i polityczną Niemiec. I wiele krajów najzwyczajniej w świecie po prostu nie chce wchodzić w zatargi z Berlinem. Jestem w stanie to jak najbardziej zrozumieć, choć przeczy to oficjalnej narracji o rządach prawa i praworządności w UE co nie zmienia faktu, że i tak będziemy ten temat konsekwentnie podnosić na arenie międzynarodowej, aż do czasu złamania oporu politycznego i moralnego w Niemczech.

Natomiast dla mnie w tej chwili niezwykle istotne jest budowanie pewnego rodzaju świadomości międzynarodowej, że temat ten jest aktualny i jest nadal nieuregulowany przez stronę niemiecką. Ale wszystko to jest niewątpliwie pewnym procesem, który musi potrwać i mocniej zakorzenić w świadomości decydentów na arenie międzynarodowej. Musi w świadomości zarówno polityków, mediów, jak i społeczeństw europejskich utrwalić się przekonanie, że nie jest to temat wyłącznie historyczny, ale realny i jak najbardziej odnoszący się do obecnej polityki. 

Zresztą niejednokrotnie podczas spotkań na szczeblu dyplomatycznym zapraszam moich gości z różnych krajów do odwiedzenia choćby Muzeum Powstania Warszawskiego, co sprawia, że bardzo wielu z nich ma wówczas możliwość bardzo dogłębnie pojąć istotę problemu, który my dzisiaj podnosimy w kontekście odszkodowań wojennych za doznane przez Polskę krzywdy od Niemiec w czasie drugiej wojny światowej. Niemcy natomiast muszą zrozumieć, że nie jest to temat sezonowy tylko problem, który będziemy konsekwentnie i ofensywnie na arenie międzynarodowej podnosić oraz że będą oni ponosić bardzo ciężkie straty wizerunkowe, jeśli tego problemu z Polską w sposób odpowiedni nie uregulują. 

Bardzo dziękuję za rozmowę.