W nocy z piątku na sobotę doszło do dwóch eksplozji w rejonie zatoki Lazurnej, zaledwie dziesięć kilometrów od centrum Władywostoku. W wyniku wybuchów uszkodzona została infrastruktura doprowadzająca wodę, prąd i gaz do garnizonu 155. Brygady. Zniszczenia wywołały pożar i czasowy chaos komunikacyjny – władze wyłączyły mobilny internet i łączność w okolicy, by zapobiec rozprzestrzenianiu się informacji o zdarzeniu. Działo się to w czasie obchodów 165. rocznicy założenia miasta.
To kolejny incydent wymierzony w ten sam garnizon. 30 maja również doszło tam do eksplozji, których autorstwo przypisano ukraińskim służbom specjalnym. Wydaje się, że Ukraina prowadzi konsekwentną kampanię odwetu wymierzoną w jednostki szczególnie brutalne podczas inwazji.
Symbolicznym ciosem był też śmierć generała Michaiła Gudkowa, byłego dowódcy 155. Brygady, który zginął 2 lipca w ukraińskim ataku rakietowym w obwodzie kurskim. Gudkow był znany z bezwzględnego stylu dowodzenia, niezważania na straty i brutalnych operacji. Pod jego komendą brygada odpowiadała za działania m.in. w Buczy, Irpieniu i Hostomlu – miejscach, które świat zapamięta jako symbole rosyjskich zbrodni wojennych.
Zbrodnie te obejmowały egzekucje cywilów, gwałty i tortury. Nic dziwnego, że – według analiz Instytutu Badań nad Wojną – 155. Brygada była zmuszana do wielokrotnej odbudowy stanu osobowego po wyniszczających walkach.
Ukraińska determinacja w uderzaniu w jednostki odpowiedzialne za okrucieństwa nie słabnie – a działania wywiadu wojskowego HUR daleko wykraczają już poza front europejski. Sabotaż pod granicą z Koreą może być jasnym sygnałem: żadna zbrodnia nie pozostanie bez odpowiedzi.