Prominentny polityk PO, którego decyzja odnośnie Marszu Niepodległości wywołała lawinę krytyki pod jego adresem, najwyraźniej poczuł się wywołany do tablicy, by wyjaśnić motywy swego działania uderzającego w wolność zgromadzeń.
Trzaskowski stwierdził za pośrednictwem mediów, że przyczyny jego odmownej decyzji „są dość prozaiczne”.
Prezydent polskiej stolicy tłumaczył się m.in. zbyt dużą liczbą zgłoszeń od tego samego organizatora, przedwczesnym terminie zawiadomienia oraz „paraliżem centrum Warszawy”.
Ów „paraliż” jednak niespecjalnie już przeszkadzał politykowi PO, który samego siebie określił niegdyś mianem „dupiarza”, w przypadku organizacji w mieście parad LGBT czy choćby maratonów.
Wygląda na to, że choć Rafał Trzaskowski chce zakazać maszerowania polskim patriotom, to jednak sam niestrudzenie zdaje się kontynuować swój niezłomny marsz – wiodący m.in., poprzez zdejmowanie krzyży w warszawskich urzędach - ku zaprzepaszczeniu swoich szans w nadchodzących wyborach prezydenckich. O ile oczywiście zostanie do nich dopuszczony przez Donalda Tuska.