Gdy 55-letnia dziś Karin Bulland poszła do szkoły, dowiedziała się, że tylko nauki Marksa, Engelsa i Lenina mogą zbawić świat. Z tym przeświadczeniem żyła przez prawie czterdzieści lat. Jako wysportowana dziewczyna chętnie brała udział w akademiach, podczas których "zarażała" innych młodych ludzi do wiary w komunizm.

Sama nie przestała w niego wierzyć nawet wtedy, gdy jako członkini Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) i radna okręgu Altenburg pod Lipskiem widziała, jak jej towarzysze wykorzystują stanowiska do prywtnych celów. Stwierdziła, że winę ponoszą ludzie i z ich czynami zaczęła walczyć. Za swój najważniejszy cel uznała obronę tych, których zachowanie nie było zgodne z linią partii.

Prawdopodobnie dlatego w 1985 roku do jej biura wtargnęli dwaj mężczyźni, umieszczając ją w kaftanie bezpieczeństwa. Twierdzili, że wiozą ją do szpitala psychiatrycznego, by wyleczyć ją z epilepsji, na którą rzeczywiście cierpiała.

Jednak gdy chciała poskarżyć się na złe traktowanie, została zamknięta w pomieszczeniu bez okien i przypięta do pryczy. Przez wiele dni podawano jej leki oraz traktowano elektrowstrząsami – tak często, aż przestała mieć czucie w rękach i nogach. - Chcieli mnie zniszczyć, wymazać mój umysł – mówi 55-letnia dziś Bulland.

Nie wiadomo, czy wyszłaby z tego żywa, gdyby nie 9-letnia córka, która na własną rękę odnalazła ją w szpitalu. Informację przekazała swojej babci, u której mieszkała. Kobieta po wielu miesiącach starań wywalczyła uwolnienie Bulland. Ostatecznie komunistka wyszła ze szpitala po prawie trzech latach. Niestety, pobyt w skandalicznych warunkach nie pozostał bez skutków dla jej zdrowia. Od tego czasu jest bowiem przykuta do wózka inwalickiego i nie może poruszać lewą ręką.

Po tych wydarzeniach, Bulland wielokrotnie próbowała odebrać sobie życie. Jedną z prób samobójczych podjęła w marcu 1991 roku. - Jeśli jest ktoś, kto może mi pomóc, to proszę, niech da mi żyć! - miała wykrzyknąć po tym, gdy się nie udało. Dziś twierdzi, że tej samej nocy spotkała Jezusa. Następnego dnia z ciekawości kupiła Pismo Święte i natrafiła na fragment, w którym Chrystus uzdrowił dziecko-epileptyczkę. - Mój Panie i mój Boże, chcę być Twoim dzieckiem! - powiedziała wtedy.

Od tego czasu nie miała już żadnych ataków epilepsji, może także chodzić i ruszać ręką. - Opłaca się modlić za komunistów. Ja sama jestem taką wysłuchaną modlitwą – mówi dziś kobieta, która chętnie spotyka się z ludźmi i daje świadectwo swej wiary. Przeprasza ich też za to, co w okresie istnienia Niemieckiej Republiki Demokratycznej zrobili im wyznawcy "socjalizmu naukowego".

 

sks/Kath.net

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »