Czy wierni wrócą po koronawirusie do kościołów, skoro słyszeli, że pójście na Mszę świętą jest działaniem wbrew piątemu przykazaniu? - pyta na łamach serwisu wpolityce.pl publicysta Grzegorz Górny. W jego ocenie jest wielka różnica między tymi biskupami, którzy mówili wiernym, że wprawdzie kościoły są zamknięte, ale to wielka tragedia i trzeba czekać na ich rychłe otwarcie - a tymi, którzy skupiali się na ochronie zdrowia i mówili, że pójście do kościoła to grzech...


"Przez kilka tygodni całe zastępy duchownych przekonywały katolików, iż udział w niedzielnej Mszy to w sumie nic ważnego. Powtarzali, że Bóg jest wszędzie, modlić można się w każdym miejscu i nie trzeba koniecznie chodzić do kościoła" - napisał Górny.
"Jeden z biskupów stwierdził nawet, że udział w wielkanocnej Mszy jest złamaniem piątego przykazania Dekalogu. Trudno w moralistyce o wytoczenie działa większego kalibru. To w sumie jak postawienie znaku równości między uczestnikiem Eucharystii a mordercą" - dodał.


"Dlaczego miesiąc temu życie ludzkie było ważniejsze niż obowiązek niedzielnej Mszy, a teraz nagle ten obowiązek okazuje się ważniejszy od ludzkiego życia? Dlaczego dwa tygodnie temu ktoś, idąc na Mszę, łamał piąte przykazanie, a dziś robiąc to samo, nie łamie już tego przykazania? Przecież obiektywna sytuacja nie zmieniła się" - czytamy w tekście.

"Jedyne, co się w tym czasie zmieniło, to nakazy i zakazy wydane przez władze. Okazuje się więc, że interpretacja Dekalogu warunkowana jest nie przez Kościół, lecz przez państwo" - wskazuje Grzegorz Górny.

bsw/wpolityce.pl