W kwestii konfliktu ukraińsko-rosyjskiego Janusz Korwin-Mikke zajmuje niezwykle kontrowersyjne stanowisko. Szef Nowej Prawicy otwarcie akceptuje agresywną politykę Kremla, w tym zmianę europejskich granic. W swoim oficjalnym oświadczeniu na ten temat napisał niedawno:
„W sprawie Krymu [Władimir Putin] postąpił słusznie, osiągnął sukces – i najwyraźniej uznał, że może teraz wyciągnąć jakieś dodatkowe korzyści. (…) Kongres Nowej Prawicy wzywa władze III RP by nie mieszały się w ten konflikt. Żadne z państw NATO nie zostało przez nikogo zaatakowane, nie mamy więc żadnych zobowiązań traktatowych – i nie mamy interesu, by wtrącać się w wewnętrzne sprawy naszego sąsiada. To nie nasza wojna. Domagamy się ogłoszenia désintéressement i prowadzenia polityki ścisłej neutralności”[1].
Atak Rosjan na najbliższego sąsiada Polski to zdaniem Korwin-Mikkego nie jest nasz problem. Teza, przyznajmy, dość niebywała. To jednak nie pierwszy raz, gdy szef Nowej Prawicy wypowiada się o kwestii ukraińskiej w ten sposób. Od samego początku wybuchu protestów na majdanie jasno daje do zrozumienia, że jest im zdecydowanie przeciwny. Nawet 10 kwietnia tego roku, a więc już po przyłączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej, szef Nowej Prawicy nadal utrzymywał, że demokratycznie wybranym prezydentem Ukrainy był Wiktor Janukowycz, a nowa władza została – uwaga – „zainstalowana przez Niemców za amerykańskie pieniądze”[2]. Skąd Korwin-Mikke czerpie takie informacje, trudno powiedzieć. Jest jednak pewne, że w ten sposób – niezależnie od powodów, jakie skłaniają go do wysuwania takich tez – wpisuje się w pełni w moskiewską retorykę.
Nieco wcześniej, bo 27 marca, szef Nowej Prawicy wyjaśnił, co powinien był jego zdaniem zrobić Wiktor Janukowycz po wybuchu protestów na Majdanie:
„Powinien był uciec do Charkowa, ogłosić, że na Zachodzie wybuchła rewolucja wspierana przez siły zewnętrzne, ogłosić wojnę domową - i ruszyć na Kijów. W tej wojnie zapewne by zwyciężył: w końcu był legalnym prezydentem, uznawanym przez cały świat, byłby sam mając przeciwko sobie śmieszną koalicję pp.Tymoszenko, Jaceniuka i Kłyczki (…) - no, a ciężki przemysł zbrojeniowy jest przecież na Wschodzie Ukrainy... W trzy miesiące byłoby po buncie banderowców”[3] – napisał.
Ponownie mamy tu do czynienia z oskarżeniami o zewnętrzną inspirację protestów w Kijowie. Ponadto powielona jest rosyjska teza o „buncie banderowców”. Tymczasem dla każdego obiektywnego obserwatora wydarzeń na Ukrainie jest jasne, że chociaż banderowcy brali udział w protestach, to stanowili jedynie jedną z wielu i de facto niewiele znaczącą siłę. Opisywanie tych protestów jako „banderowskich” to po prostu czysta propaganda.
20 lutego, a więc krótko po wybuchu ukraińskich protestów, Korwin-Mikke opublikował tekst zatytułowany: „Teraz pomówmy o Ukrainie poważnie”[4]. Szef Nowej Prawicy Polsce stworzenie koalicji polsko-ukraińsko-białoruskiej oraz zawarcie wojskowego paktu z Chinami. Jak sam podkreślił, byłoby to w obecnej sytuacji niezwykle trudne, a być może, ze względu na presję czasu, już niemożliwe. Jaka jest więc najlepsza jego zdaniem alternatywa? „Jeśli by to było nierealne, należy przeorientować polską politykę na pro-rosyjską” – stwierdził. Dodał, że „jest to trudne z uwagi na historyczno-histeryczne nastawienie większości społeczeństwa – ale jest to jedyna alternatywa”. Korwin-Mikke zdaje się zapominać, że nastawienie polskiego społeczeństwa ma podstawy nie tylko w historii, ale także w wydarzeniach ostatnich lat. Katastrofa TU-154M jak dotąd nie została przekonująco wyjaśniona i z konieczności musi rzutować na polsko-rosyjskie stosunki.
Korwin-Mikke w tym samym tekście zasugerował jeszcze, że w przypadku odrzucenia koncepcji prorosyjskiej „można pogodzić się z rolą wasala Niemiec”. Albo klientelizm wobec Moskwy, albo wobec Berlina. Czy naprawdę, prócz abstrakcyjnego sojuszu polsko-białorusko-ukraińskiego, nie ma innego wyjścia?
Zastanawiające jest tu zwłaszcza całkowite pominięcie istnienia Stanów Zjednoczonych i NATO, które w wizjach polityki zagranicznej poważnych partii politycznych są zupełnie podstawowe. Tymczasem cały omawiany tekst szefa Nowej Prawicy ułożony jest w ten sposób, by przedstawić rzekome osamotnienie i wyjątkowe zagrożenie Polski. Korwin-Mikke porównał tu politykę sanacji, która nie potrafiła skutecznie zapobiec katastrofie II wojny światowej, do polityki braci Kaczyńskich. „Zdumienie b-ci Kaczyńskich, że uporczywie i namiętnie przez Nich zwalczani Niemcy i Rosjanie zaczęli dogadywać się ponad naszymi głowami – może budzić jedynie politowanie” – napisał Korwin-Mikke. Mamy tu do czynienia nie tylko z niedostrzeganiem istnienia Stanów Zjednoczonych oraz NATO, ale także z fałszowaniem obrazu sytuacji w Europie. Niemcy nie tylko, tak jak Polska, należą dziś do NATO i Unii Europejskiej, ale dodatkowo nie rządzi w nich skrajnie agresywny Adolf Hitler. Już choćby z tych tylko przyczyn polityka braci Kaczyńskich, polegająca także na niechęci do ścisłego wiązania z Niemcami lub Rosją, nie może zostać po prostu skrytykowana z pozycji polskiej klęski w II wojnie światowej. Dlaczego Korwin-Mikke zdaje się w ogóle tego nie dostrzegać i proponuje Polsce politykę nie suwerenną, lecz klientelistyczną?
Interesującą propozycję odpowiedzi na to pytania przedstawił swego czasu poseł PiS, Zbigniew Girzyński[5]. W bardzo ostrożnych słowach zasugerował, że Korwin-Mikke mógłby być… rosyjskim agentem. „To środowisko polityczne w pewnym zakresie odwołuje się do dziedzictwa przedwojennej endecji. I powiem to jako historyk… Żadne środowisko przed wojną nie było tak zinwigilowane przez agenturę sowiecką wówczas jak endecja. I myślę, że w tym zakresie niewiele się zmieniło”. Nie chciał wprost odpowiedzieć na pytanie Bogdana Romanowskiego, czy Janusz Korwin-Mikke jest „agenturą rosyjską”. Zapewnił jednak, że środowiska z nim związane prezentują na portalach społecznościowych „najbardziej prorosyjskie stanowisko”. „I myślę, że nie przez przypadek” – skwitował.
Jakkolwiek odnieść się do możliwości zarysowanej przez posła Girzyńskiego, jest faktem, że poglądy Janusza Korwin-Mikkego są jawnie sprzeczne z poważnie pojmowanym interesem państwa polskiego. W przypadku szefa Nowej Prawicy nie tylko błędne ujęcie polityki zagranicznej może być dla Polski szkodliwe. Dochodzi tu także szereg ważnych kwestii gospodarczych i światopoglądowych. Sztandarowe koncepcje Korwin-Mikkego, a więc radykalny kapitalizm i pozbawienie obywateli socjalnego zaplecza państwowego są koncepcjami nie tylko kontrowersyjnymi. W świetle nauki społecznej Kościoła katolickiego nie wydają się po prostu możliwe do przyjęcia. Sami sobie Państwo odpowiedzcie na pytanie: czy chcemy, by środowisko Nowej Prawicy miało realny wpływ na Polskę?
Tadeusz Grzesik
[1] http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/oswiadczenie_ws_sytuacji_na_ukrainie/2177
[2]http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/dr_jozef_goebbels_lekcja_manipulacji/2157
[3] http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/jak_w_dkracji_traktuje_sie_wielkosc/2147
[4] http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/teraz_pomowmy_o_ukrainie_powaznie/2121
[5][5] http://www.tvn24.pl/jeden-na-jeden,44,m/tusk-przytulal-sie-do-putina-dzis-mowi-o-rozbiorze-ukrainy,406882.html