Wielki Post to moment wsłuchania się w słowa Pana, otwarcia oczu i odczytania konkretnych znaków czasu. Ksiądz Robert Skrzypczak w swojej najnowszej książce „Kazania pasyjne” sięga wzrokiem do minionych wydarzeń, które dziś powinny być dla nas prawdziwą lekcją ufności w Opatrzność Pana Boga.
Przyszli więc do niej władcy filistyńscy, niosąc srebro w rękach. Tymczasem uśpiła go na kolanach i przy- wołała jednego z mężczyzn, aby mu ogolił siedem splotów na głowie. Wtedy zaczęła go obezwładniać, a jego siła opuściła go. Zawołała więc: „Filistyni nad tobą, Samsonie!” On zaś ocknąwszy się, rzekł: „Wyjdę jak poprzednio i wybawię się”. Nie wiedział jednak, że Pan go opuścił. Wówczas Filistyni pojmali go, wyłupili mu oczy i zaprowadzili do Gazy, gdzie przykuty dwoma łańcuchami z brązu musiał w więzieniu mleć ziarno (Sdz 16, 18–21).
Samson został nie tylko oślepiony i upokorzony, ale także wystawiony na pośmiewisko. Wiotki, żałosny, opuszczony, bezsilny. Sam w sobie był nicością. Jedynie z Bogiem miał potężną siłę. Jak wyjaśnić znaczenie tego tekstu dla nas, w kontekście tego, co przeżywamy?
Pozwólcie, że historię Samsona zestawię z kilkoma epizodami z naszych najnowszych dziejów. W zeszłym roku (kazanie ksiądz wygłosił w 2021 roku, przyp. red.) obchodziliśmy setną rocznicę niezwykłego, potężnego wydarzenia dla naszej wspólnoty narodowej, dla Kościoła w Polsce – rocznicę Cudu nad Wisłą z 1920 roku. „To zwycięstwo nie jest naszą zasługą. Byliśmy zbyt słabi” – mówili polscy wojskowi. Stalin uważał Polskę za „kontrrewolucyjne przepierzenie”. Lenin przygotował potężną armię, by na bagnetach i czołgach zanieść rewolucję bolszewicką i rozlać ją jak czerwoną zarazę po całej Europie. Wydał zarządzenie, że starcie z Polską ma się skończyć szybkim i miażdżącym zwycięstwem. Młody generał Michaił Tuchaczewski, który parł z sześćsettysięczną armią na Polskę, uważał, że „zniszczenie Polski to jest tylko kwestia czasu”, a potem pójdą dalej. Tak rozprzestrzeniać się miała „dżuma moralna”, jak ją nazywał prof. Marian Zdziechowski. Armia polska nie miała wówczas żadnej bojowej wartości, brakowało wszystkiego: sprzętu, wyszkolenia. Dlatego decydująca okazała się duchowa mobilizacja. „Kapłan ani podczas zarazy, ani podczas wojny uchodzić nie może – pisał biskup płocki Julian Nowowiejski – w takich razach trzeba być bohaterem”.
Co się dzieje? 19 czerwca 1920 roku na rynku warszawskim dochodzi do poświęcenia Polski i polskich sił zbrojnych Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Temu aktowi przewodniczy kard. Aleksander Kakowski oraz abp Achille Ratti, ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce. Biskupi polscy piszą błagalny list do papieża, proszą o rychłą kanonizację Andrzeja Boboli. 6 sierpnia rozpoczynają dziewięciodniową nowennę ku czci Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielnio- wa, organizują procesje z ich relikwiami i ogólnopolską krucjatę modlitewną. Polscy biskupi zwracają się do biskupów całego świata: „Bolszewizm jest żywym wcieleniem i ujawnieniem się na ziemi ducha Antychrysta. Prosimy dziś was, bracia, o szturm do Boga, o modlitwę za Polskę”. Piszą także do samego Ojca Świętego, prosząc: „módl się za Ojczyznę naszą”. Wzywają do tego, by „Polacy pozostawili wszelkie polityczne spory niesnaski, żeby się w tych dniach zjednoczyli, żeby się przed Bogiem wszyscy ukorzyli”. Tworzą się ogromne kolejki do spowiedzi, ludzie codziennie przyjmują Komunię Świętą. We wszystkich kościołach i jednostkach wojskowych odbywają się apele wzywające do nieustannej modlitwy. Po każdej Mszy Świętej odmawiany jest akt bezwarunkowego oddania się Jezusowi i Najczystszemu Sercu Dziewicy Maryi. Ludzie podejmują umartwienia, kapłani ruszają z duchową posługą do koszar, a także stają wraz z żołnierzami na pierwszej linii frontu. Księża Ignacy Skorupka, Jan Trzaska i Adam Zabłocki ruszają do boju wraz z wojskowymi, których wcześniej rozgrzeszali i z którymi wcześniej się modlili.
Dochodzi do dziwnego zachowania wroga. Podporucznik Bronisław Felczykowski notuje: „Bolszewickie hordy pod bohaterskim naporem naszych żołnierzy ustępują pola. Załamują się ich szeregi. Całymi kolumnami zawracają i uciekają w popłochu, rzucając broń i amunicję”. Podporucznik Kowalewski pisze:
„Kilkunastu bolszewików, ogarniętych panicznym strachem, zmyliło drogę i gnało teraz razem z nami, powtarzając co chwila oszalałym bełkotem: Boh, szto diełajetsia, spasi cudotworiec”.
Francuski generał Maxime Weygand, doradca szefa sztabu generalnego, napisał: „Cud, czy to znaczy zdarzenie, w którym objawia się ręka Opatrzności? Nie będę temu przeczył, bo podziwiałem w owym sierpniowym 1920 roku, z jaką żarliwością naród polski padał na kolana w kościołach i szedł w procesjach po ulicach Warszawy”.
Matka Boża objawiła się ponoć dwukrotnie. Po raz pierwszy 14 sierpnia pod Ossowem, gdy ks. Ignacy Skorupka w pierwszym szeregu, niosąc krucyfiks w dłoni, razem z żołnierzami uderzył na wroga, a następnie 15 sierpnia w Wólce Radzymińskiej. Tych zdarzeń polscy żołnierze nie widzą, nie zdają sobie z nich sprawy. Tymczasem o tym, co działo się po stronie rosyjskiej, opowiadał porucznik Pogonowski:
„Nie był to ani duch, ani zjawa. Bolszewicy wyraźnie widzieli Świętą Postać jako żywą osobę. Wokół Jej głowy jaśniała świetlista aureola, w jednej dłoni trzymała coś jakby tarczę, od której odbijały się wystrzeliwane w kierunku Polaków pociski, po czym powracały, by eksplodować na pozycjach atakującej armii. Wyraźnie widzieli, jak poły Jej szerokiego, granatowego płaszcza unosiły się i falowały na wietrze, zasłaniając Warszawę.”
Uciekający komuniści byli w stanie szoku nerwowego – tak notują polscy żołnierze – „mieli przerażone, wytrzeszczone oczy, szczękali zębami, zachowywali się bezrozumnie, usiłując schować się gdziekolwiek, choćby w psiej budzie. Na klęczkach błagali Polaków o ukrycie, otwarcie przyznając, że ratują się ucieczką przed Carycą – Matier Bożju”.
Fragment pochodzi z książki „Kazania pasyjne” ks. Roberta Skrzypczaka, Wydawnictwo Esprit