Maryja mówi o zwycięstwie Niepokalanego Serca w kategoriach niebieskiej gwarancji. To zwycięstwo jest pewnikiem. Ale jak do niego dojdzie? Jakimi drogami historia dotrze do tej przełomowej chwili? Czy w ogóle będzie to chwila? Może będzie to długi proces, na co wskazują niektóre słowa Siostry Łucji[1]? Pytania okazują się zasadne, szczególnie wówczas, gdy dostrzegamy, że Fatima, mówiąc o zwycięstwie, przekierowuje nasze myślenie na zupełnie nieoczekiwane tory.
Będzie tryumf!
Bóg zapewnia, że nadejdzie Jego zwycięstwo. Czy rzeczywiście – pytamy – będzie ono miało związek z pojawianiem się „nowego pokolenia” zapowiadanego w Fatimie i oglądanego w proroczej wizji przez św. Ludwika Grigniona de Montfort? Tak, jednoznacznie pisze o tym Siostra Łucja. Wiemy też, że „nowe pokolenie” stanowić będą ludzie „jak Maryja” – nawróceni i poświęceni Bogu, niemający punktów stycznych ze złem.
Znamy w ogólnym zarysie drogę, po której możemy dojść do godziny zwycięstwa. Używamy słowa „dojść”, bo wiemy, że to my nakręcamy Boży zegar. Jego wskazówek nie posuwa Bóg, jest to bowiem nasza rola, nasze zadanie. To od nas zależy, kiedy wybije południe.
Wygląda na to, że godzina triumfu mogła nadejść już w pokoleniu współczesnemu objawieniom fatimskim i takie właśnie były chyba Boże marzenia. Jednak ani pierwsze, ani następne pokolenia nie posunęły znacząco wskazówek fatimskiego zegara.
Pomińmy w tym momencie to wszystko, co nastąpi „przed końcem”, i zapytajmy: Jakie to będzie zwycięstwo?
Jakie będzie zwycięstwo?
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to zwycięstwo doczesne, bo jak uczył ostatni Sobór: „na cóż nam te wszystkie doczesne zwycięstwa, tak wielką okupione ceną, skoro nie znamy odpowiedzi na pytanie o wieczność?”.
Z pewnością – i jest to drugi fragment odpowiedzi, której poszukujemy – chodzi o zwycięstwo, które ma wymiar wieczny, bowiem w Niepokalanym Sercu Maryi znajdujemy odpowiedź ukierunkowaną na wieczność. Maryja nie płacze z powodu tragedii, nawet największych, jeśli mają one wymiar doczesny. Jej Niepokalane Serce jest wypełnione bólem z powodu klęski wiecznej, która dotyka tak wielu współczesnych ludzi. W ramach fatimskiego sekretu tłumaczyła ze smutkiem: „Widzieliście piekło, do którego idzie wielu ludzi”. To właśnie w tym kontekście padają słowa o zwycięstwie. W kontekście naszego życia wiecznego.
Te wskazówki każą nam wystrzegać się zasadniczego błędu: wiązania Fatimy z sukcesem doczesnym. Dla Maryi ważna jest nasza wieczność, nasze zbawienie, nasze zjednoczenie z Bogiem, a nie nasze szczęście doczesne, zawsze iluzoryczne i kruche. W perspektywie wieczności wszystkie sprawy na tym świecie mają wagę ziarenek maku…
Najpierw klęska?
Za chwilę się okaże, że jest to najważniejszy fragment poszukiwanej przez nas odpowiedzi na pytanie o kształt zwycięstwa. Wiąże się on z podstawowym pytaniem, jakie musimy zadać w tej teologicznej analizie. Brzmi ono: „Jaka jest ta prawdziwa Maryja?”, „Na czym polegało Jej zwycięstwo?”. Kluczem do odpowiedzi na te pytania okazuje się właśnie słowo „zwycięstwo”, które Matka Najświętsza zapowiada w ramach fatimskiego sekretu.
Pewnie tego na pierwszy rzut oka nie dostrzegamy, ale powiązanie tematów: „Serce” i „zwycięstwo” jest rewolucyjne! Słyszymy: „Na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje”. Zazwyczaj w naszym rozumowaniu zwycięstwo wiąże się ze szczękiem oręża, z bohaterskimi czynami, z pokonaniem przeciwnika. Tymczasem związanie triumfu z Niepokalanym Sercem Maryi wskazuje na coś diametralnie przeciwnego. To zaprzeczenie tego, co oznacza zwycięstwo w kategoriach świata. Fatima ogłasza, że zwycięstwo to nie sukces, nie pokonanie drugiego. Fatima mówi o czymś przeciwnym: o przegranej, o cierpieniu. O tym, że nie jest ono dziełem bohaterów.
Niemożliwe? Wystarczy pochylić się głębiej nad trzecią częścią fatimskiego sekretu. Nasz problem polega na tym, że instynktownie szukamy bohaterów. Uważamy, że są oni konieczni w historii świata. Także w Kościele, także w epoce apokalipsy, także w Rewolucji zwiastowanej w Fatimie. Myślimy, że to właśnie oni sprawią, iż historia znajdzie swe szczęśliwe zakończenie.
W ten sposób pojawia się w wielu z nas poczucie obowiązku bycia bohaterem lub przynajmniej wyczekiwanie na jego pojawienie się wśród nas. To nasz fatalny błąd! Chcemy być bohaterami albo przynajmniej mieć ich pośród siebie jako wodzów i przewodników. Czy zauważyliśmy, że mówimy o bohaterach, zamiast o świętych? Dlaczego to tak zgubny błąd? Ponieważ Maryja nie ma w sobie nic z bohatera. Nie ma nam do zaproponowania sukcesu i skuteczności. Nie jest bohaterem dla świata. Jej propozycja to zwycięstwo dokonane przez cierpienie. Nie wiąże się ono z osobistym sukcesem, lecz z gotowością oddania życia.
Powyższy fragment pochodzi z nowej książki Wincentego Łaszewskiego „Rewolucja Maryi”, którą kupisz tutaj: http://bit.ly/2LQL34F