Tomasz P. Terlikowski: Maria Magdalena była pierwszą feministką?
Paweł Lisicki: Według niektórych współczesnych feministek, tak. Maria Magdalena, ich zdaniem – a są to całkiem poważne, przynajmniej jeśli chodzi o formalny status, panie profesor, które pracują w Harvardzie czy Princeton – mogła być najważniejszym uczniem Pana Jezusa. W pierwotnej gminie chrześcijańskiej tuż po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, to ona odgrywała rolę przywódczą...
… a co z Piotrem?
Od samego początku, wedle tej narracji, istniał konflikt o władzę między nią a Piotrem. Oboje walczyli o to, kto będzie przewodził rodzącemu się Kościołowi.
Jednym słowem już wtedy mieliśmy do czynienia z walką płci?
Oczywiście, że tak. Śladem tej walki płci są zaś same zapisy Ewangelii, które zdaniem tych pań, prowadziły do usuwania Marii Magdaleny, co miało doprowadzić do zwycięstwa Piotra. W ten sposób interpretowane są przez nie rozmaite fragmenty z Ewangelii Łukasza czy Jana.
Jakie to fragmenty?
Choćby informacja, zawarta tylko w Ewangelii św. Łukasza, o tym, że z Marii Magdaleny wyszło siedem demonów. Ta informacja ma być ich zdaniem elementem kampanii oczerniania Marii Magdaleny.
Tyle, że idąc tym tropem można powiedzieć, że dowodem na oczernianie św. Piotra przez tradycją wojujących ewangelicznych feministek, jest informacja o tym, że on się trzykrotnie zaparł Jezusa czy przekaz o tym, że sam Jezus powiedział do niego „idź precz szatanie”?
Oczywiście, na pewnym poziomie debaty, można powiedzieć wszystko. A niestety feministyczne odczytywanie Ewangelii jest jednym z wielu przykładów, czytania Ewangelii wbrew nim samym. Feministki twierdzą, że już w pierwotnym źródle przekaz został zafałszowany, a to, co było w nim wielkie i ważne, czyli postać Marii Magdaleny, zostało w nim pomniejszone, a nawet zapomniane.
A na jakiej podstawie to twierdzą?
Taką opinię wyprowadzają z własnej wizji chrześcijaństwa, które ich zdaniem było ruchem radykalnie egalitarnym. One idą śladami teologii wyzwolenia, i tak jak przedstawiciele tamtego ruchu uznawali, że głównym celem chrześcijaństwa było wyzwolenie ludzi z ucisku społecznego i ekonomicznego, tak one podkreślają, że najważniejszym celem Jezusa było wyzwolenie kobiet z ucisku obyczajowego czy płciowego.
Ja jednak wrócę do pytania, na jakiej podstawie naukowej one to twierdzą? Bo jeśli nawet pierwotne źródło zostało zafałszowane, to albo one mają jakąś bezpośrednią łączność z Panem Bogiem, który objawia im co Jezus chciał powiedzieć, albo mają jakieś podstawy naukowe, żeby tak twierdzić?
One uprawiają coś, co się nazywa egzegezą milczenia. To jest naukowa chucpa, ale nią się właśnie posługują. Feministki wskazują na przykład, że w pierwszym źródle dotyczącym zmartwychwstania, czyli w Liście św. Pawła do Koryntian, jako świadkowie zmartwychwstania nie są podane kobiety, w późniejszych zaś zapisach ewangelicznych one występują, to ma to być dowód na ostrą walkę płci, jaka toczyła się od samego początku w gminie chrześcijańskiej. Ta walka była zresztą, ich zdaniem, stopniowo przez kobiety przegrywana.
Zaraz, zaraz, ale przecież kolejność powstawania pism i pojawienie się w nich kobiet, świadczy – nawet gdyby posługiwać się ich logiką – o czymś przeciwnym, bo kobiety z czasem w przekazach nie tylko się pojawiły, ale stały się również pierwszymi świadkami tego wydarzenia?
To prawda, logika podpowiada, że gdyby było tak jak twierdzą feministki, to rzeczywiście w Ewangeliach nie powinno być nawet wzmianki o kobietach, a przecież wiemy, że one są. Ale feministyczna egzegeza nie bierze także pod uwagę charakteru i specyfiki poszczególnych dokumentów. To, co św. Paweł pisał do Koryntian, to nie jest po prostu opowieść biograficzna, ale to oficjalny przekaz wiary, coś, co miało się ostać jako świadectwo, zwłaszcza w konfrontacji z niewierzącymi. W starożytnym judaizmie zaś świadectwo kobiety były całkowicie pozbawione wartości. Trudno więc, by apostołowie chcąc przekonać wierzących Żydów i pobożnych pogan odwoływali się do świadectwa, które natychmiast zostałoby odrzucone.
W każdym razie, nie wikłając się już w te wyjaśnienia, trzeba powiedzieć, że gdy feministki widzą, że najpierw kobiet w pismach chrześcijańskich nie ma, a potem się pojawiają, to uznają, że wynika z tego, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że ktoś coś chciał ukryć, że toczyła się walka, i że ostatecznie w tej walce silniejszy wygrał ze słabszym.
Ale historycznie nie wygrał, bo kobiety nie tylko pojawiły się na kartach Ewangelii, ale nawet są istotnymi świadkami zmartwychwstania.
Ich zdaniem, gdyby kobiety wygrały, to mielibyśmy zupełnie inny Kościół, z kobietami kapłankami i biskupkami.
Równie dobrze można by twierdzić, że jeśli chodzi i narracje ewangeliczne to zwyciężyło lobby kobiece, bo pod krzyżem stoją same kobiety i jeden Jan, co jest okrutnie antymęskie, bo sugeruje, że mężczyźni to tchórze i mięczaki...
Przykro mi, ale nie potrafię zrozumieć logiki feministek, i nie mogę ci jej w całości wyjaśnić. Ale trochę tej logiki odsłania książka „In Memory of Her” Schuessler Fiorenzy. Jej autorka wprost we wstępie przyznaje, że aby zrozumieć to, co ona pisze nie wystarczy tylko racjonalny namysł, ale konieczne jest całkowite przeorientowanie swojego myślenia i skok w inną świadomość. A to jest już postulat jakiegoś wyznania wiary, który zresztą Schuessler Fiorenza formułuje stwierdzając, że albo ktoś przyjmuje, że od samego początku dziejów istniał nie dający się usunąć konflikt między kobietami a mężczyznami o władzę, a wszystko, co widzimy w naszej kulturze to próby zacierania tego nieusuwalnego konfliktu albo ktoś tego nie dostrzega, ale wtedy w zasadzie traci prawo do uczestnictwa w debacie. Mamy tu do czynienia z osobliwym dogmatyzmem, które ja również tak jak ty, nie rozumiem. Jedyne, co jest dla mnie oczywiste to to, że pewna część kobiet rzutuje współczesne stosunki społeczne dwa tysiące lat wstecz i domaga się takich form egalitaryzmu i równości od tamtych ludzi, z jakimi mamy do czynienia dziś. To oczywiście całkowicie bez sensu.
Aż trudno nie zadać pytania, dlaczego w takim razie nie uznają one, że to Jezus był kobietą, a źli mężczyźni zataili tę wstrząsającą prawdę przez ludzkością?
Można też przyjąć, że Pan Bóg jest kobietą, Boginią Matką. Ale rzeczywiście, jeśli chodzi o kobiecość Jezusa to z taką tezą jeszcze się nie spotkałem, choć teoretycznie jest to do pomyślenia. Pozwolisz jednak, że ja dla zobrazowania absurdów tego myślenia posłużę się innym przykładem. Gdyby przyjąć sposób myślenia feministek z ruchu magdaleńskiego, to można by również napisać historię wykluczania dzieci z grona uczniów Jezusa, i wciąż ponawianej walki uczniów z dziećmi. Mamy przecież w ewangeliach zapisy o tym, że uczniowie nie pozwalali dzieciom przychodzić do Pana, możemy więc spokojnie pomyśleć, że od samego początku toczyła się zażarta walka między dorosłymi i dziećmi o miejsce przy Panu Jezusie, którą ostatecznie – i to niezwykle skutecznie, bo imion dzieci nawet nie poznaliśmy, wygrali dorośli. Takich konstruktów można więc tworzyć naprawdę wiele, jeden bardziej absurdalny od drugiego.
Ale my cały czas mówimy o reprezentujących poważne uczelnie naukowcach. Te panie są z Yale, Harvarda, Princeton, trudno więc je uznać za zwykła wariatki.
Nie chciałbym wszystkich tego typu badaczek wrzucać do jednego worka. Zdarzają się wśród nich opinie i sądy poważne, a także twierdzenia, z którymi da się polemizować czy dyskutować. W swojej książce powracam do bardzo dobrej pracy niemieckiej teolożki, która bardzo trafnie pokazuje pozycję Marii Magdaleny i wskazuje na zmianę, jaką przyniosło pojawienie się Jezusa na miejsce kobiety w społeczeństwie. I gdyby to nowe spojrzenie ograniczyło się tylko do tego, to nie byłoby się o co przyczepić. Jest bowiem faktem, że Jezus – inaczej niż współcześni mu rabini – dopuścił kobiety do bycia uczniami, a także zgodził się z tym, że kobiety w jego ruchu pełniły ważne funkcje... I nie chodzi tylko o Marię Magdalenę, ale też o Maryję Jego Matkę. One zapewne pełniły także pewne funkcje apostolskie. Kobiety mogły przecież nawracać innych. I z tymi tezami części badaczek można się zgodzić. Ale inne idę o wiele dalej i zaczyna domagać się od ówcześnie żyjących kobiet przyjęcia perspektywy radykalnego, dwudziestopierwszowiecznego feminizmu.
Część z tych kobiet to pastorki, czy ich działania nie są przypadkiem próbą uzasadnienia tego, że ich wyznania rozpoczęły, bez odpowiedniego zakorzenienia w Piśmie Świętym święcenie kobiet. I stąd one muszą albo uznać, że to sam Jezus był seksistą, którą uległ oczekiwaniom sobie współczesnych albo, że to pierwotna gmina, Jego uczniowie wszystko zepsuli.
Przyczyny tego wysiłku sfeminizowania Ewangelii doskonale wyjaśnia Schuessler Fiorenza, która wprost zadaje pytanie: po co my to wszystko robimy, po co próbujemy odzyskiwać chrześcijaństwo dla feminizmu, zamiast zająć się stworzeniem jakiejś nowej, kobiecej religii? I odpowiada na to pytanie zauważając, że chrześcijaństwo i Biblia jest zbyt ważne dla naszej cywilizacji, by je pozostawić seksistom i męskim szowinistom. Dlatego zamiast je przekreślić, lepiej jest znaleźć w nich te elementy, które są dla współczesnego feminizmu ważne. I dlatego próbuje ona rekonstruować Marię Magdalenę, tyle, że nie taką jaką ją znała tradycja chrześcijańska, ale taką jaką chcą ją widzieć feministki, czyli jako wojowniczkę o prawa kobiet i główną konkurentkę św. Piotra.
Dlaczego akurat Maria Magdalena?
To akurat jest racjonalne i uzasadnione. Maria Magdalena wydaje się, że w otoczeniu Pana Jezusa odgrywała rolę szczególną. Dowodem na to są dwie rzeczy. Po pierwsze – na co zwrócił uwagę nieżyjący już niemiecki historyk Martin Hengel – we wszystkich katalogach, w których wymienia się uczniów Jezusa, tak jak Piotr jest pierwszy wśród mężczyzn, tak Maria Magdalena jest pierwsza wśród kobiet. Jedynym wyjątkiem jest Ewangelia św. Jana, gdzie jako pierwsza występuje Maryja Matka Jezusa, Maria Kleofasowa i jako trzecia Maria Magdalena. Ale tu taka kolejność wynika ze związku pokrewieństwa z Jezusem. We wszystkich innych przypadkach w Ewangeliach Maria Magdalena występuje jednak, jako pierwsza. I właśnie dlatego to ją wybrano za najważniejszą.
A drugi powód?
W Ewangeliach występuje ona w szczególnie ważnych momentach: przy złożeniu do grobu i przy odkryciu, że grób jest pusty. Ja mam zresztą wrażenie, że to szczególne miejsce Marii Magdaleny bierze się właśnie stąd, że w pierwotnej tradycji było absolutnie oczywiste, że to ona jako pierwsza poszła do grobu i pierwsza przyniosła wieść o tym, że grób jest pusty. Tyle, że z tego, że ktoś był pierwszym świadkiem zmartwychwstania nie wynika jeszcze, że walczył z Piotrem o władzę i wpływy.
A dlaczego nie próbowano uczynić patronki feministek z Matki Bożej?
Tego się zwyczajnie nie da zrobić. A do tego Maria Magdalena jest prostszym obiektem takiej manipulacji, bo w części pism gnostyckich ona rzeczywiście jest przedstawiana jako oponentka św. Piotra i ta, która przejęła prawdziwą naukę Jezusa. Pisma z Nag Hammadi miały być dowodem na to, że walka płci toczyła się w Kościele od samego początku, i że w ortodoksyjnym chrześcijaństwie wygrali ją mężczyźni. Tyle, że pisma z Nag Hammadi, jako znacznie późniejsze od Ewangelii, są raczej dowodem na to, że ruchy gnostyckie potrzebowały jakiegoś apostolskiego uzasadnienia dla swojego związku z Jezusem. Maria Magdalena świetnie się do tego nadawała, bo nie znajdowała się wśród uznanych nauczycieli chrześcijaństwa. Maryja Matka Boża się do tego nie nadawała, bo zawsze była Jezusowi uległa.
Rozmawiał Tomasz P. Terlikowski
Kolejna część wywiadu wkrótce.