Prorosyjskie tendencje części polskiej prawicy można by określić mianem „ukąszenia putinowskiego”, parafrazując słynny termin „ukąszenia heglowskiego”. „Ukąszenie heglowskie” opisywało osoby, które dały się uwieść ideologiom marksizmu i socjalizmu. Z tego powodu akceptowały w Polsce rządy komunistów, tym samym działając de facto na rzecz interesów rosyjskich.
Dzisiaj podobne uwiedzenie rosyjską władzą można obserwować wśród niektórych polityków i publicystów związanych – mówiąc umownie – z radykalną prawicą. W tym kontekście „ukąszenie putinowskie” oznacza w pewnych wypadkach otwartą akceptację polityki Kremla, w innych – świadome lub nie wpisywanie swoich poglądów w moskiewską retorykę. Narzucają się tu tak znane postacie i ugrupowania jak Janusz Korwin-Mikke, Mariusz Max Kolonko, Robert Winnicki i inni członkowie „Ruchu Narodowego”, Stanisław Michalkiewicz, a nawet Grzegorz Braun.
Przyjrzyjmy się im po kolei. W przypadku Korwina-Mikke najlepiej będzie przypomnieć fragmenty jego niedawnego oświadczenia w sprawie sytuacji na Ukrainie[1]:
„W sprawie Krymu [scil. Władimir Putin] postąpił słusznie, osiągnął sukces – i najwyraźniej uznał, że może teraz wyciągnąć jakieś dodatkowe korzyści (…).To nie nasza wojna. Domagamy się ogłoszenia désintéressement i prowadzenia polityki ścisłej neutralności.” – napisał szef Nowej Prawicy.
Z pewnością, Putin postąpił słusznie. Jednak wyłącznie z perspektywy agresywnej polityki Kremla, a nie polskiej racji stanu. Korwin-Mikke nie tylko twierdzi inaczej, ale nawołuje jeszcze w swoim oświadczeniu do bierności w konflikcie ukraińsko-rosyjskim. Tymczasem bierność wiąże się z przyzwoleniem na takie działania Moskwy, jakie mogą wkrótce obrócić się z całą mocą także przeciwko Polsce.
Co więcej, szef Nowej Prawicy podkreśla, że na Krymie „95% głosujących chciało przyłączenia do Federacji Rosyjskiej”. Po pierwsze to bardzo dziwnie brzmiący argument w ustach człowieka, który sprzeciwia się zasadzie samostanowienia narodów. Po drugie pojawiają się doniesienia o sfałszowaniu krymskiego referendum oraz o zamiarach sfałszowania plebiscytu w Doniecku. Pomimo tego brak stosownego sprostowania oświadczenia Korwin-Mikkego.
Mariusz Max Kolonko aktywnie komentował sytuację na Ukrainie już w czasie protestów na Majdanie. W nagraniu opublikowanym 15. marca podkreślał z emfazą, że rząd w Kijowie wybrał się sam, a Janukowycz jest cały czas legalnym prezydentem Ukrainy[2]. Zapewniał też, powielając tezy rozpowszechniane przez kremlowską propagandę, o wrogości Ukraińców do Polaków: „Ukraińcy to nigdy nie byli nasi bracia. Ukraińcy to bardzo często byli mordercy naszych dziadków. Ukraiński wojujący nacjonalizm się odradza i był siłą napędową kijowskiej rewolucji”. „Dlaczego Polska, i czy polskie społeczeństwo ma wspierać protestujących, którzy wychodzą na ulice, tylko dlatego, że wychodzą na ulice?” – pytał Max Kolonko, najzupełniej ignorując wszystkie racje, jakie wypływają dla Polski z reorientacji władz w Ukrainie na Zachód. Co więcej, by wywołać bardziej dramatyczny efekt, Max Kolonko przywołał przykład arabskiej wiosny, która, jak podkreślał, doprowadziła do odrodzenia Al-Kaidy. Zasugerował, że ukraińska rewolucja analogicznie doprowadzi do rozwoju agresywnego ukraińskiego nacjonalizmu, co może skończyć się atakami na obywateli Polski.
[koniec_strony]
Warto wspomnieć jeszcze o środowisku Ruchu Narodowego, w którym zdarzają się bardzo niepokojące głosy akceptacji dla rosyjskiej polityki. Fronda informowała jeszcze w marcu o facebookowej grupie „Polacy popierają Rosyjski Krym”. Wśród entuzjastów tej grupy znajdował się między innymi Sylwester Chruszcz, polityk RN[3]. Ten sam działacz chwalił swego czasu rosyjskie władze, mówiąc: „Putin udowodnił, że jest dobrym przywódcą Rosji”[4]. Być może, ale co to oznacza dla Polski?
Z kolei lider narodowców, Robert Winnicki, ostro ganił zachodnią politykę względem Ukrainy[5]. Przekonywał, że Polacy próbują prowadzić przeciwko Rosji krucjatę „niczym najgorsi głupcy, bo bez wojska, pieniędzy i wpływów na arenie międzynarodowej”. Zupełnie, jakby siedzenie cicho i czekanie, aż rosyjskie czołgi staną pod naszą granicą stanowiło rozsądniejsze wyjście.
Winnicki przekonywał też, że „poddanie naszych interesów dominacji Berlina, Brukseli i Waszyngtonu, rezygnacja z prowadzenia suwerennej polityki w imię polskiego interesu narodowego, to domena zdrajców albo idiotów”. Warto zauważyć, że jest chyba niemożliwe jednoczesne poddanie się interesom: Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Niemiec. Winnicki zdaje się nie dostrzegać, że w przypadku Ukrainy Polska ma po prostu taki sam interes jak wymienione podmioty.
O zagrożeniach ukraińskiej rewolucji pisał także Stanisław Michalkiewicz, podkreślając niebezpieczeństwo, jakie niesie rzekoma możliwość przejęcia władzy w Kijowie przez „banderowców”[6]. Ponadto, jeszcze w początkach rewolucji, wyśmiewał używany w mediach termin „aktywiści”, którym określano protestujących na Majdanie. Sugerował, że de facto przynajmniej część z nich to tak naprawdę „terroryści” i „bandyci”[7]. A przecież właśnie takie określenia protestujących Ukraińców były wówczas powszechne w prasie rosyjskiej.
W podobne tony rosnącego zagrożenia uderzył także Grzegorz Braun, strasząc konsekwencjami demokratyzacji Ukrainy. W jednym z wywiadów[8] przestrzegał, że „jeżeli mają się Ukraińcy demokratycznie integrować wokół swojej idei narodowej, no to prędzej czy później będziemy mieli tutaj wojenkę”. Jego zdaniem narodowa integracja Ukrainy może doprowadzić do „kolizji” z Polską, a to będzie podobać się w Moskwie, Berlinie i Waszyngtonie. Dzięki polsko-ukraińskiemu konfliktowi dojdzie do sytuacji, w której na polskiej ziemi będą mogli „bezkarnie żerować inni”. Z kolei w wywiadzie udzielonym niedawno portalowi prawy.pl Braun zaatakował polskich polityków i media. Uznał, że w wielu wypadkach zastanawiający jest ich nagły, żywiołowy „antyputinizm”[9] - zupełnie, jakby kremlowski neoimperializm nie był obecnie największym zagrożeniem dla naszej suwerenności! Braun podkreślał też, że na Ukrainie należy dopatrywać się nie tylko działań Kremla, ale także innych mocarstw – zwłaszcza Niemiec i Stanów – które nie muszą mieć interesów takich, jak Polacy.
To prawda, nie muszą. I choć często rzeczywiście nie mają, to trudno zakładać, by było tak również w przypadku Ukrainy. W polskiej racji stanu w żadnej mierze nie leży pozostawienie tego kraju w rosyjskiej strefie wpływów. Dziwne, że tak duża część polskiej prawicy tego nie dostrzega.
Tadeusz Grzesik
[2] https://www.youtube.com/watch?v=GEXJTb3SiP0#t=175
[3] http://www.fronda.pl/a/lider-ruchu-narodowego-fanem-putina,35169.html
[4] http://www.fronda.pl/a/lider-ruchu-narodowego-fanem-putina,35169.html
[5] http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/winnicki-na-blogu-milosnicy-zachodu-to-zdrajcy-albo-idioci/tlmzy
[6] http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3061
[7] http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3033
[8] https://www.youtube.com/watch?v=E_lACmecp1g
[9] http://www.prawy.pl/z-kraju/5690-grzegorz-braun-dostrzeganie-inspiratorow-wojny-ukrainskiej-tylko-na-kremlu-to-dowod-powaznej-wady-wzroku