Znany reżyser Roman Polański w weekendowym wydaniu "Gazety Wyborczej" mówi o gwałcie na 13-letniej Samancie Geimer. Sytuacja miała miejsce w 1977 r., jednak reżyser nie poniósł za to odpowiedzialności. Mało tego, niektóre lewicowo-liberalne autorytety próbują go bronić.

"Odpokutowaliśmy tę sprawę. Ja, ona i jej matka – bo prasa i ją oskarżała, że umalowała córkę i do mnie przyprowadziła"-mówi reżyser w rozmowie z Jarosławem Kurskim i Adamem Michnikiem. 

"Wiele razy za to przepraszałem, wyrażałem skruchę. Była ugoda. Wielokrotnie stawałem przed sądem. Siedziałem w więzieniu. Jak widać, dla moich czynów nie ma przedawnienia"-ubolewa Roman Polański. Filmowiec skarży się, że kolejne oskarżenia o molestowanie seksualne to  „następstwa tego, co zdarzyło się z Samanthą Geimer w Los Angeles”. "ZDARZYŁO SIĘ"? Oczywiście, "samo" się zdarzyło? 

"Od 1977 r. minęły prawie 43 lata. Od tego czasu stałem się… Po angielsku nazywa się to „fair game” [idiom: łatwy łup]. Polują na mnie od 43 lat"-twierdzi rozmówca "Gazety Wyborczej". Jarosław Kurski pyta także o kobietę o pseudonimie "Robin", która wyznała przed trzema laty, że w 1973 r.,  jako nastoletnia dziewczyna, padła ofiarą napaści seksualnej ze strony Polańskiego. 

"Nie napadałem na żadne kobiety, proszę mi wierzyć. Wręcz przeciwnie, niekiedy sam musiałem się bronić, i nie mówię tego żartem, bo to nie jest temat do żartów. Powiem o Charlotte Lewis, bo to dobry przykład"-dodaje. 

"Kiedy w 2009 roku Amerykanie zażądali nagle mojej ekstradycji ze Szwajcarii w sprawie Samanthy Geimer, zrobił się światowy skandal. Wówczas ośmielona moim aresztowaniem Lewis, która grała w moim filmie „Piraci”, oskarżyła mnie o gwałt sprzed ćwierć wieku"-wspomina reżyser, cytując przy tym fragmenty wywiadów, w których aktorka twierdzi, że "pożądała" Romana Polańskiego, marzyła o tym, by być jego kochanką, a także- że już w wieku lat 14 była aktywna seksualnie. 

"Wydali na mnie wyrok. Fakty się już nie liczą, wierzą, że mają rację. A wiara nie poddaje się argumentom. Bronią praw człowieka, ale mnie ich odmawiają. Może nie jestem dla nich człowiekiem. Ale nawet w średniowieczu, kiedy czarownice palono na stosie, dawano im prawo do ostatniego słowa"-lamentuje filmowiec. 

yenn/Wyborcza.pl, Fronda.pl