Według Financial Times, pomysł ten został przedstawiony w trakcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, gdzie wiceprezydent USA J.D. Vance miał sugerować, że sama obecność europejskich wojsk może nie być wystarczająca.
Jak podają źródła amerykańskie, rozmieszczenie sił pokojowych miałoby nastąpić wzdłuż przyszłej linii zawieszenia broni. Obecność żołnierzy spoza Europy, zwłaszcza z Chin i Brazylii, miałaby wzmocnić gwarancje pokoju i zabezpieczyć stabilność regionu.
Europejscy przywódcy, na czele z Emmanuelem Macronem, zaplanowali nadzwyczajny szczyt w Paryżu, który odbywa się 17 lutego. Tematem rozmów jest zapewnienie Ukrainie bezpieczeństwa, a także możliwość rozmieszczenia europejskich sił na jej terytorium.
Z kolei Waszyngton wykluczył wysłanie amerykańskich wojsk, ale jak twierdzi Financial Times, USA mogą udzielać wsparcia logistycznego dla europejskiego kontyngentu.
Prezydent Wołodymyr Zełenski ocenia, że do zabezpieczenia potencjalnej linii demarkacyjnej potrzeba co najmniej 100 tys. żołnierzy. Tymczasem według źródeł europejskich UE jest w stanie wystawić tylko 40-50 tys. wojskowych, co budzi obawy o skuteczność ewentualnej misji pokojowej.
Na doniesienia o siłach pokojowych zareagował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który stwierdził, że nie odbyły się żadne formalne rozmowy w tej sprawie.
Z kolei polski rząd, reprezentowany przez Donalda Tuska i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza, konsekwentnie powtarza, że Polska nie rozważa wysłania swoich wojsk na Ukrainę.
Pomysł Trumpa o międzynarodowym kontyngencie na Ukrainie to nowy kierunek w dyskusji o pokoju w Europie. Jeśli propozycja zostanie zrealizowana, może to oznaczać radykalną zmianę układu sił na kontynencie i nową rolę Chin w geopolityce.