Według informacji agencji Reuters, do zawalenia doszło 11 listopada. Konstrukcja, licząca 758 metrów wysokości i stanowiąca kluczowe połączenie autostradowe między centralnymi Chinami a Tybetem, została doszczętnie zniszczona przez ogromne osuwisko skalne. Tylko dzięki wcześniejszemu zamknięciu mostu – po wykryciu pęknięć w strukturze – uniknięto tragedii i ofiar śmiertelnych.

Most Hongqi miał symbolizować nowoczesność i potęgę chińskiej inżynierii. Władze w Pekinie przedstawiały go jako przykład „niezłomnej woli integracji” górskiego Tybetu z resztą kraju. Inwestycja była elementem szerszego programu infrastrukturalnego mającego wzmocnić kontrolę Chin nad regionem, w którym od dekad utrzymują się nastroje niepodległościowe.

Katastrofa obnażyła jednak słabość tego symbolu. W wyniku ruchów tektonicznych i intensywnych opadów ziemia zaczęła się osuwać, co doprowadziło do nagłego załamania filarów mostu. Na nagraniach opublikowanych w chińskich mediach społecznościowych widać, jak potężna masa skał i ziemi uderza w konstrukcję, która następnie znika w tumanach pyłu, spadając do rzeki Dadu.

Dla władz Chin upadek mostu to nie tylko utrata kosztownego projektu, ale także poważny cios w wizerunek państwa, które stawia się w roli światowego lidera technologii i infrastruktury. W chińskich sieciach społecznościowych część internautów ironicznie określa katastrofę jako „metaforę współczesnej propagandy sukcesu”, inni zaś zwracają uwagę, że to kolejny przypadek, gdy polityczne ambicje przeważyły nad inżynierską ostrożnością.

Eksperci cytowani przez lokalne media sugerują, że w rejonie Syczuanu i Tybetu ryzyko osuwisk jest wyjątkowo wysokie, a budowa tego typu obiektów wymaga znacznie dłuższych badań geologicznych. Władze zapowiedziały śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy i ewentualnych błędów konstrukcyjnych.