Jak zauważył Stephen Kokx z „Life Site News”, amerykański duchowny wspominając w swoim tekście o „osobach LGBTQ” używa terminologii nie uznawanej przez Kościół katolicki. Niestety ten znany już na całym świecie jezuita cieszy się poparciem papieża Franciszka, mimo (z powodu?) „swojego rażącego lekceważenia niezmiennego nauczania Kościoła o homoseksualizmie, transgenderyzmie i podobnych kwestiach” – pisze publicysta.

Kokx przypomina w swoim komentarzu, że w sierpniu papież Franciszek wysłał list do o. Martina z wyrazami poparcia dla organizowanej przez niego konferencji na Georgetown University, która zgromadziła tzw. „katolików LGBTQ i ich sojuszników”. Wydarzeniu towarzyszyła skandaliczna ikona artysty Williama McNicholsa, na której papież umywa i całuje stopy Chrystusa ubranego w jeansy i bluzę z kapturem w towarzystwie dwóch par jednopłciowych. W czasie tamtego spotkania Mszę św. odprawił kard. Wilton Gregory.

Ojciec święty zaprosił też osobiście o. Martina na Synod o synodalności, odbywający się w październiku tego roku. Portal „Fronda” pisał o zgorszeniu, jakim było spotkanie zorganizowane wówczas w Rzymie przez amerykańskiego jezuitę, w czasie którego homoseksualista Christopher Vella z organizacji „katolików LGBT” o nazwie Drachma nawoływał: „Pozwólmy, by miłość mogła przemówić”. Vella żyje w związku „małżeńskim” z drugim mężczyzną.

Także tekst popełniony przez o. Martina po wyborach prezydenckich, który ukazał się na portalu „Outreach”, może wywoływać zdumienie przeciętnego katolika wiernego nauczaniu Kościoła. Pocieszając „osoby LGBTQ”, doradzając modlitwę, kontakt z przyjaciółmi, rodziną lub „współczującym księdzem, bratem, siostrą, pastorem, rabinem czy imamem” – co jeszcze od biedy można by zrozumieć – o. Martin pisze jednocześnie: „Planuj długofalowo. Nie od razu Rzym zbudowano. Tak samo jak Stonewall. Ruch ku większej akceptacji osób LGBTQ to często dwa kroki naprzód i jeden krok wstecz – a czasami nawet dwa kroki wstecz. Tak dzieje się w większych społecznościach i w kościele”. Wspominając Stonewall, o. Martin miał na myśli zamieszki z 1969 r. w Nowym Jorku, które aktywiści homoseksualni uważają za początek „ruchu praw gejowskich”.

Reagując na „strach” „osób LGBTQ”, będących „w nastroju niemal samobójczym” po wybraniu Trumpa na prezydenta USA, o. Martin radzi im: „Nie bądźcie zaskoczeni złem. Homofobia istnieje wokół od dawna i często jest wykorzystywana przez polityków jako sposób ustanowienia – na nowo – dynamiki: my przeciwko nim albo zastosowania tego, co socjologowie nazywają paniką moralną (tzn., uczuciem, że zło, w tym przypadku osoby LGBTQ, w jakiś sposób zagraża dobru społeczeństwa lub zatruwa nasz świat)”.

Oczywiście „złem”, którym „osoby LGBTQ” nie powinny być zaskoczone, są Trump i Vance, którzy w czasie kampanii „wprowadzali podział” nie tylko w społeczeństwie, ale nawet „społeczności LGBTQ”, gdyż kandydat na wiceprezydenta „wierzył, że on i pan Trump zdobędą głosy normalnych gejów”. A taki podział na „my kontra oni” „oczywiście zwalczał sam Jezus, dla którego nie było nas lub ich tylko my. A kiedy musiał opowiadać się za kimś, opowiadał się za nimi” – pisze w swoim kuriozalnym tekście o. Martin. Przywołując słynny cytat z Churchilla i okraszając to nawiązaniem do św. Pawła, o. Martin nawołuje, by „osoby LGBTQ” nigdy się nie poddawały w walce z „nieprzyjacielem homofobią”.

Stephen Kokx, powołując się na badania opinii publicznej „Washington Post”, pisze, że katolicy w przeważającej liczbie oddali głosy na prezydenta Trumpa.