Rządzący zapowiadali polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej jako ogromną szansę na załatwienie polskich spraw. Okazuje się, że była to szansa niewykorzystana. 1 lipca prezydencję przejmie Dania, a szef polskiego rządu… czuje ulgę.
- „Może się wszyscy zdziwicie, ale ja mam wielkie poczucie ulgi, że to już koniec prezydencji. Dania, która przejmie od nas przewodnictwo, zdejmie z nas pewien ciężar i będziemy mogli znowu skoncentrować się w 100 proc. na tym, co dzieje się w Polsce”
- powiedział Donald Tusk w Brukseli.
- „Jak wiecie, jestem skoncentrowany przede wszystkim na tym, co dzieje się u nas w kraju, w Polsce”
- dodał.
Najwyraźniej chciał w ten sposób usprawiedliwić ogromną bierność, z jaką polskie władze podeszły do półrocznej prezydencji. Mimo, że trudno wskazać na konkretne, wypracowane w tym czasie korzyści, z pomocą przewodniczącemu PO przyszła szefowa KE Ursula von der Leuen.
- „Polska prezydencja w Radzie UE była trudna, ale zakończyła się sukcesem. Twoja prezydencja była trudna, ale dałeś radę”
- zwróciła się niemiecka polityk do Donalda Tuska.
Rzeczywiście, z punktu widzenia brukselskich urzędników, polska prezydencja była sukcesem. Rządowi Donalda Tuska nie udało się nawet zablokować forsowanej przez von der Leyen, katastrofalnej dla polskich rolników umowy z Mercosur.