– Chcemy mieć zdolność nie tylko do obrony własnego terytorium, ale również do zadania ciosu, który zmusi przeciwnika do obrony na jego własnym terenie – stwierdził Claesson w rozmowie z agencją prasową TT. Generał podkreślił, że inwestycje mają na celu przede wszystkim efektywne odstraszanie, a nie przygotowanie do ataku.

Choć generał nie podał konkretnych systemów broni, jakie mają zostać zakupione, wskazał, że interesują Szwecję środki rażenia o zasięgu od 150 do 500 km. Zasięg ten obejmuje m.in. rosyjski obwód kaliningradzki, oddalony zaledwie o 270 km od szwedzkiej wyspy Gotlandia — kluczowego punktu strategicznego na Morzu Bałtyckim.

Eksperci wskazują, że jednym z prawdopodobnych kandydatów do zakupu jest amerykański system artylerii rakietowej HIMARS, zdolny do precyzyjnych uderzeń na odległość do 300 km. Co ciekawe, Szwecja już testowała HIMARS-y wspólnie z siłami USA — w 2024 roku ćwiczenia odbywały się na Gotlandii i archipelagu sztokholmskim.

Równolegle do decyzji Sztokholmu, zbrojeniowe ambicje prezentuje także Estonia. Minister obrony Hanno Pevkur ogłosił gotowość swojego kraju do przyjęcia sojuszniczych samolotów zdolnych do przenoszenia broni jądrowej. Jego wypowiedź była reakcją na zakup przez Wielką Brytanię nowych myśliwców F-35A — maszyn, które mogą być uzbrojone w ładunki atomowe.

Estońska baza wojskowa Ämari, położona w miejscowości Vasalemma, jest jednym z głównych punktów stacjonowania sił NATO w regionie. Po modernizacji zakończonej w 2024 roku może przyjmować najnowocześniejsze maszyny bojowe.

Deklaracje z Tallina i Sztokholmu nie pozostały bez odpowiedzi. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał plany Estonii „bezpośrednim zagrożeniem dla Moskwy”. W jego opinii, NATO świadomie kreuje obraz Rosji jako „potwora”, by usprawiedliwiać rosnące wydatki wojskowe państw zachodnich. – Sojusz potrzebuje straszaka, żeby uzasadnić podniesienie nakładów zbrojeniowych do 5 proc. PKB – skomentował.

Zarówno działania Szwecji, jak i postawa Estonii wpisują się w szerszy trend zbrojeń w regionie Morza Bałtyckiego. Szwedzi już wcześniej sygnalizowali potrzebę zwiększenia potencjału odstraszającego po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Obecne decyzje, szczególnie w kontekście możliwości uderzenia w cele logistyczne na terytorium Rosji, są jednak znaczącym krokiem naprzód.

– Szwecja nie chce być tylko biernym uczestnikiem NATO. Chcemy być państwem zdolnym do realnej odpowiedzi w razie zagrożenia – mówił wcześniej premier Ulf Kristersson.

Choć deklaracje szwedzkich i estońskich władz budzą niepokój Kremla, w Europie coraz wyraźniej słychać głosy, że czasy powściągliwości wobec Rosji dobiegają końca.