APOKALIPSA

Cztery Ewangelie są tymi księgami świętymi, z którymi w stałym zostajemy kontakcie. Co niedzielę słyszymy perykopy ewangelijne z ambon naszych kościołów i treść ich jest nam dobrze znana. Forma nawet, jaką nadał im ks. Wujek w swym tłumaczeniu polskim, stała się czymś nienaruszalnym, aż do tego stopnia, że nie chcemy, jak dotąd, dopuścić do innego, nowocześniejszego tłumaczenia oryginalnych tekstów. To przywiązanie do słowa Bożego ma w sobie coś wzruszającego; a umiłowanie każdego niemal wyrazu i zwrotu świętego tekstu jest niewątpliwie rzeczą chwalebną.

A jednak, śmiem twierdzić, nie sięga nasza znajomość Pisma św. zbyt daleko; nie sięga ona mianowicie poza ewangelie św., a mówiąc ściślej, poza wyjątki z ewangelii, czytywane w niedziele i święta z ambon przed kazaniem. Inne księgi św., a nawet Nowego Testamentu, są mniej znane, lub wcale nieznane. Któż czyta np. listy Pawłowe?

Pomiędzy księgami Nowego Testamentu jest szczególnie jedna, która szerokiemu ogółowi jest niemal zupełnie nieznana; księga zamknięta na siedem pieczęci, księga tajemna i pełna mroku: Apokalipsa czyli Objawienie św. Jana. A jednak właśnie ją przeznaczył Duch Boży dla wszystkich wiernych Kościoła Chrystusowego, i dla wszystkich czasów, aż nie zjawi się Chrystus Pan po raz wtóry na ziemi, jako sędzia sprawiedliwy w blasku Bożego majestatu. „Błogosławiony, który czyta i słucha proroctwa tego” (Ap. 1, 3).

Jedyna to prorocza księga Nowego Zakonu. W gigantycznych obrazach ukazuje zdumionemu oku przyszłość ludzkości i dzieje Kościoła. Pełna jest tajemnic i dziwnych symbolów. Niestety, zbyt wielu niepowołanych zabierało się do tłumaczenia tej księgi i zaciemniało tajemnice boże cieniem chorobliwych fantazji i sennych majaków.

Niemniej jest Apokalipsa słowem Bożym, danym nam ludziom, aby niecić światło i krzepić serca. Baranek Boży zerwał siedem pieczęci, jedną po drugiej i przez sługę swego Jana objawił nam tajemnice przyszłości. Nie można dać wiary tym komentatorom, którzy ulegając trudnościom, składają broń. Apokalipsa Janowa jest przeznaczona dla ludzi, ma swój jasno określony cel, więc musi być zrozumiała przynajmniej w głównej swej treści i tendencji. Jaki jest cel Apokalipsy?

Św. Jan Apostoł otrzymał to objawienie, jak sam zaznacza, podczas swego wygnania na wyspie Patmos, za czasów panowania cesarza Domicjana (zm. 96). Srożyło się wtedy w całym imperium rzymskim krwawe prześladowanie chrześcijan. Z apostołów żył jeszcze tylko Jan, któremu Chrystus Pan przepowiedział, że nie umrze śmiercią męczeńską; był już wtedy starcem. Kiedy w samotności wygnania na skalistej wyspie Egejskiego morza rozważał losy młodego Kościoła, kiedy rozmyślał o tej małej owczarni chrześcijan, przeciwko której powstawało państwo rzymskie ze swą potęgą, wtedy lęk ściskał serce ucznia Chrystusowego, który gasnącym już okiem spoglądał na wiernych, pieczy swej powierzonych.

Wtedy to, w dzień pański tzn. w niedzielę, ukazuje Chrystus Pan św. Janowi we wspaniałych wizjach przyszłe losy Kościoła. I daje mu rozkaz, aby spisał je w księdze i przekazał Kościołowi jako słowo Boże. Wizje te obejmują czas od przyjścia Pana Jezusa aż do sądu ostatecznego i odchylają zasłonę nawet z triumfującej wieczności, do której przejdzie Kościół. Dzieje Kościoła to walka szatana i świata z Bogiem, walka między państwem tego świata a państwem Bożym, między civitas Dei a civitas mundi.

Walka między dobrem i złem rozpoczęła się na tej ziemi już w raju i trwać ma z dopustu Bożego do dnia ostatniego. Chrystus Pan zwyciężył szatana i złamał jego moc nad światem; człowiek jest już odkupiony, lecz zbawienie może osiągnąć tylko przez współdziałanie i wspólną walkę w przymierzu z Chrystusem. Z dopustu Bożego może szatan przypuszczać szturm do duszy człowieka i do Kościoła Chrystusowego. Owszem, do czasu będzie triumfował na zewnątrz; stratuje miasto święte, wzburzy narody przeciwko Chrystusowi, spowoduje apostazję i niewiarę. Lecz Kościół Chrystusowy nie przestanie nigdy istnieć. Chrystus-Król, Słowo Boże, wyszedł na podbój świata i mieczem ducha swego zwycięża w duszach ludzkich. Liczba jego wiernych rośnie lub maleje — lecz nigdy nie ginie. Plagi z nieba spadać będą na krnąbrną ludzkość: wojny, zarazy i śmierć — i pewna część ludzi opamięta się. Innych przekona cudowna żywotność Kościoła i sprowadzi z błędnej drogi — do Boga. Aż nadejdzie ostateczna walka, straszna i krwawa, kiedy to Gog pod tchnieniem ducha piekielnego zbierze wszystkie narody do walki z Kościołem. Lecz wtedy już nadejdzie kres czasów, a Chrystus sam podąży z pomocą udręczonemu Kościołowi, pobije wrogów jego i zaprowadzi sprawiedliwość i ład, który panować będzie na wieki w niebieskim Jeruzalem.

Celem Apokalipsy Janowej jest dać nam pewność, rodzącą się ze słowa Bożego, że triumf końcowy należy się dobrej sprawie, Kościołowi Chrystusowemu; że Kościół ten aż do końca wieków przetrwa mimo prześladowań; że złość szatana i jego satelitów ziemskich w postaci pogańskiego imperium rzymskiego, czy też bolszewickiej Rosji, lub krwawego Meksyku — jest tylko dopustem Bożym i że zostanie zmiażdżona i pokonana. Do czasu trwa tylko przemoc tego świata, do czasu tylko świetność Babilonu: Rzymu pogańskiego i jego późniejszych wcieleń. Bóg trzyma już w pogotowiu gromy, aby zetrzeć węża, oraz bestie z morza i z lądu powstające: wrogie Kościołowi potęgi świeckie i duchowne.

Tak więc jest Apokalipsa księgą nadziei chrześcijańskiej, księgą, która miała ongiś podczas pierwszych prześladowań i która ma teraz i po wszystkie czasy, kiedy trwać będzie groźny bunt piekła, krzepić serca wiernych Chrystusowych, zapewnić ich, że do nich należy ostateczne zwycięstwo.

Błędne jest zdanie tych tłumaczy, którzy widzą w Apokalipsie wyłącznie opis czasów ostatecznych i sądu ostatecznego. O sądzie ostatecznym traktuje zaledwie kilka wierszy rozdziału XX. Apokalipsa obejmuje w swej części proroczej, tzn. od rozdz. IV do końca, wszystkie wieki ery chrześcijańskiej, a dopiero pod koniec mówi, i to niezbyt szeroko, o czasach ostatecznych. Tak, jak inne pisma natchnione, nie daje ona odpowiedzi na pytanie, które stawia płocha ciekawość. Nie określa więc czasu końca świata. Bo „o onym dniu albo godzinie nikt nie wie, ani Aniołowie w niebie, ani Syn, jeno Ojciec” (Mk. 13, 32). Nie daje też opisu sądu ostatecznego. To, co mówi o nim, są to przenośnie, które tłumaczą nam istotę i treść tego ostatniego i decydującego momentu w dziejach ludzkości. Pewność, że Pan Jezus przyjdzie po raz wtóry na świat jako sędzia i triumfator, oto treść tej księgi.

Trudność zrozumienia Apokalipsy św. Jana wypływa z różnych źródeł.

Już styl tej książki, w przeciwstawieniu do ewangelii św. Jana, jest stylem „trudnym”. Lecz trzeba pamiętać, w jakich to warunkach Jan pisał swą Apokalipsę. Ewangelię swoją dyktował prawdopodobnie pisarzowi; miał więc czas obmyślić sobie każde zdanie i uformować je właściwie także pod względem stylistycznym. Objawienie zaś pisze na odludnej wyspie Patmos, gdzie nie ma do pomocy nikogo. Pisze pod wrażeniem potężnych wizji, które wstrząsnęły jego duchem; opisuje to, co widział w ekstazie. „Ja, Jan, brat wasz… byłem na wyspie, którą zowią Patmos, dla słowa Bożego i dla świadectwa Jezusa. Byłem w duchu w dzień pański i usłyszałem za sobą głos wielki…” (1, 9-10). Nic dziwnego, że w takich warunkach styl staje się mniej przejrzysty; jedna wizja przechodzi w drugą; obrazy zmieniają się szybko; niekiedy wyczuć można wyraźnie, jak pisarz święty mocuje się z formą.

Dlatego też posługuje się często symbolami. Symbole w części tylko oddają treść rzeczy, którą mają oznaczać. Są tylko jej obrazem, mniej lub więcej jej odblaskiem. Czerpie zaś św. Jan te symbole z różnych źródeł: a więc najpierw z apokaliptyk Starego Testamentu, z ksiąg Izajasza i Daniela, z Joela i Zachariasza. Lecz nie jest mu obca także ówczesna symbolika pogańska. Aby zrozumieć myśl św. Jana, trzeba znać znaczenie danego symbolu.

Od trafnego i właściwego tłumaczenia symbolów zależy w dużej mierze zrozumienie treści tej książki.

Błędem zasadniczym, którego trzeba się wystrzegać w tłumaczeniu Apokalipsy, to teoria, że Apokalipsa opisuje w kolejności czasowej przyszłe dzieje ludzkości i Kościoła. Apokalipsa — jako odrębny rodzaj literacki — nie jest historią. Wizje następujące po sobie, nie oznaczają koniecznie następujących po sobie periodów historycznych, lecz, zmieniając perspektywę, przedstawiają częstokroć zdarzenia równoczesne. Autor wraca w trakcie opowiadania do tych samych zdarzeń i opisuje je z innego punktu widzenia i w innych obrazach. Cała błędna historiozofia Joachima de Floris polegała właśnie na nieuwzględnieniu tej zasady.

Niewzruszona pewność ostatecznego triumfu dobrej sprawy, zwycięstwa Kościoła i chwa­lebnego przyjścia Chrystusa-Sędziego, jest tym jasnym promykiem, projektowanym przez Apokalipsę poprzez ciemności burzliwej przyszłości. Lecz równocześnie poznać można w świetle aktualnych zdarzeń lub faktów historycznych, które należą już do przeszłości, właściwe i trafne znaczenie niektórych zdań Apokalipsy. Rozdz. XIII, 16—17 mówi o zwierzęciu powstałym z lądu (symbolizującym fałszywą naukę, wrogą Chrystusowi), że „czyni, żeby wszyscy, mali i wielcy, bogaci i ubodzy, wolni i niewolnicy położyli sobie cechę na prawej ręce swojej, albo na czołach swoich. A żeby nikt nie mógł kupować ani sprzedawać, jeno ten, który ma za cechę imię bestii, albo liczbę jej imienia”. Miejsce to odnosi się najpierw do czasów starożytnych, kiedy to np. odstępcom od wiary za panowania Decjusza wręczano libelli i przez to przyjmowano na powrót do społeczności ludzkiej. Lecz któż nie przypomni sobie, czytając dziś to miejsce, bolszewickiej Rosji, gdzie prawo do życia, prawo do „kupowania i sprzedawania” ma tylko członek partii rządzącej, ma tylko ten, kto posiada znak zwierzęcia?

Rozdz. XI, a potem i XII mówią pod różnymi symbolami o tym, że napór wrogich sił na Kościół będzie tak ogromny, że organizacja Kościoła, życie jego zewnętrzne zostanie niemal zgładzone; lecz nienaruszone zostanie nigdy wewnętrzne życie Kościoła: życie łaski w duszach wiernych Chrystusowych, Kościół jako szafarz sakramentów św. Ileż to razy w ciągu dziejów ziszczała się ta przepowiednia! W katakumbach i w rewolucji francuskiej, w Meksyku i Bolszewii!

Inspiratorem nienawiści do Kościoła Chrystusowego jest w Apokalipsie smok-szatan. Na jego usługach stoi bestia z morza i druga bestia z lądu powstająca; jemu służy wszeteczne Babilon i hufce legendarnego Goga. Tak jedynie można zrozumieć nienawiść nieprzyjaciół Kościoła katolickiego. Źródłem tej nienawiści nie jest tylko serce ludzkie. Niepodobna zrozumieć, jak wobec tylu jasnych dowodów miłości bliźniego, poświęcenia, wyrzeczenia się wszystkiego na korzyść drugich; jak wobec jasnej i niedwuznacznej nauki katolickiej i moralności, którą głosi Kościół, jak wobec czystej i niesplamionej przeszłości swojej może on mieć w ogóle wrogów między ludźmi, którzy wytężają swe siły, aby mu szkodzić i walczyć z nim. Powtarzam, nie można tego wytłumaczyć samą tylko złością ludzką, czy też obłędem; jest w tym wyższa siła, a mianowicie duch diabelski, który kłamie, zwodzi i oszukuje ludzi. Pod jego tchnieniem wymyśliła zwyrodniała fantazja pogańska bajkę o wszetecznych ucztach pierwszych chrześcijan, na których spożywać mieli ciała zabitych dzieci; pod jego tchnieniem zionie nienawiścią Voltaire i bluźni Nietzsche.

Ostatnie rozdziały Apokalipsy odnoszą się zapewne do czasów ostatecznych. Inne miejsca pism Nowego Testamentu zestawione z tymi rozdziałami dają obraz zgodny i harmonijny. Ów ,,człowiek grzechu” listu do Tessaloniczan, którego przyjście wstrzymuje narazie jakaś wyższa siła, a którego listy Janowe nazywają antychrystem, zjawi się zapewne podczas ostatniej walki. O tej walce zaś piszą rozdziały XIX i XX Apokalipsy (ściśle: XIX, 19-21 i XX, 7-10). Szeregi Goga i Magoga zapełnią ci, o których pisze św. Paweł: „A zjawienie jego (tzn. człowieka grzechu) dokona się mocą szatańską z wszelką potęgą, wśród znaków i fałszywych cudów, i z wszelkim oszukaniem nieprawości dla tych, co giną za to, że nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego ześle im Bóg zwodnicze moce, aby uwierzyli kłamstwu, i żeby zostali osądzeni wszyscy ci, co nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie w nieprawości” (II Tess. 9-12). A potem nastąpi sąd ostateczny, który opisuje nam nie tylko Apokalipsa, lecz także sam Pan Jezus w tzw. Małej Apokalipsie, w swej mowie eschatologicznej, podanej przez synoptyków: Mateusza, Marka i Łukasza.

Ostatnią wspaniałą wizją Apokalipsy Janowej to Niebieskie Jeruzalem: Kościół Boży, Królestwo Boże w triumfie wieczności. W to miasto na górze utkwił wzrok swój starzec — apostoł; tam skierowuje także nasz wzrok. Klęcząc na wysokiej skale, widzi świetlaną zjawę. A kiedy z zachwytu powrócił znów na ziemię, na padół płaczu, wtedy wzniósł ramiona w modlitwie, pełnej tęsknoty, powtarzał słowa najstarszej modlitwy, jaka się nam zachowała po pierwszych gminach chrześcijańskich: marana tha, przyjdź Panie nasz!

To jest ostatni akord Apokalipsy. Tak kończy się ostatnia karta Pisma św. Oko i serce ucznia Chrystusowego dąży w dal wieczności. Tam nadzieja i skarb jego. Życie i śmierć, dążenia i pragnienia swe zamyka w ostatnich słowach Objawienia: „Przyjdź, Panie Jezu!”