10 października w stolicy Tadżykistanu Duszanbe miał miejsce szczyt krajów Wspólnoty Niepodległych państw, w którym między innym wziął udział Azerbejdżan. Państwo to, pomimo konfliktu, który w ostatnich miesiącach miał miejsce w stosunkach rosyjsko-azerskich, nadal pozostaje członkiem tej wspólnoty, którą opuściły wcześniej takie kraje, jak Ukraina, Gruzja i Mołdawia w tej chwili znajdująca się w procesie opuszczenia struktur tej organizacji zrzeszającej byłe republiki Związku Radzieckiego. Dzień wcześniej bezpośrednio przed szczytem prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. W trakcie spotkania, prezydent Putin przyznał się do zestrzelenia azerbejdżańskiego samolotu pasażerskiego nad Rosją przez rosyjskie OPL i opisał jak doszło do tej sytuacji. Wcześniej w rozmowie telefonicznej Putin przeprosił Alijewa i naród Azerbejdżanu za tę sytuację. No a wcześniej we wrześniu pojawiła się informacja o tym, że rosyjska firma ubezpieczeniowa AlfaUbezpieczenie wypłaciła narodowym liniom lotniczym Azerbejdżanu AZAL kwotę ok 12,3 mln dolarów, w tym odszkodowanie za sam samolot i wypłaty rodzinom osób, które zginęły na jego pokładzie. W ten sposób Rosja jawnie stara się obniżyć poziom eskalacji i wrogości w stosunkach z Azerbejdżanem. Co swoją drogą mocno kontrastuje z podejściem Rosji do sprawy katastrofy Smoleńskiej i Polski jako kraju w tym kontekście.
Spróbujmy zrozumieć dlaczego tak się dzieje? I czy przyczyną jest twarda postawa Ilhama Alijewa wobec Moskwy w poprzednich miesiącach czy coś jeszcze?
Żeby zrozumieć stan stosunków rosyjsko-azerskich należy umieścić je w szerszym kontekście geopolitycznym. Najważniejszym procesem, który wyznacza stosunki Rosji ze wszystkimi państwami byłego ZSRR jest oczywiście wojna na Ukrainie. Ukraina jest największym i najważniejszym państwem tego obszaru i udana „operacja specjalna” Rosji na Ukrainie w założeniu Kremla miała wzmocnić zdecydowanie jej pozycję wśród tych państw. Rosja byłaby w stanie rozmawiać z nimi z zupełnie innej pozycji i po pokazowym „ukaraniu” Ukrainy mogłaby osiągać swoje cele w zasadzie samym tylko strachem innych przed potęgą militarną Rosji. Ale sprawy potoczyły się inaczej. Rosja nie osiągnęła swoich celów na Ukrainie i po prawie 4 latach wojny rosyjska armia nadal szturmuje ukraińskie pozycje na Donbasie. A to ma wprost przeciwne konsekwencje od tych, które by mogły mieć miejsce w wypadku wygranej Moskwy. Wojna na Ukrainie w jej obecnym kształcie niszczy ambicje imperialne Rosji i jej zdolność oddziaływania na inne kraje byłego ZSRR. Widać to na przykładzie wielu sytuacji w różnych regionach. Kraje Centralnej Azji zacieśniają relacje z Chinami szukając w nich alternatywy dla Rosji, Azerbejdżan i Armenia prowadzą rozmowy pokojowe i podpisują porozumienie przy wsparciu Turcji i USA, ignorując po prostu Rosję jako aktora wpływającego na sytuację w tym regionie. Wyrzucają w ten sposób Rosjan z Kaukazu Południowego. Rosja traci swoje wpływy z tego powodu, że kraje będące niegdyś częścią jej imperium z jednej strony obawiają się, iż po Ukrainie będą następne w szeregu celów dla rosyjskiej ekspansji. Z drugiej strony Rosja obecnie zużywa wszystkie swoje finansowe i wojenne zasoby w wojnie na Ukrainie. To z kolei daje tym krajom większe pole do manewru, ponieważ wiedzą one, że w chwili obecnej i prawdopodobnie również w dłuższej perspektywie, Rosja już nie będzie miała tej możliwości nacisku i grożenia im swoją armią, jak było to przedtem. Po prostu dlatego, że samo istnienie Ukrainy i jej armii tak samo jak skonfliktowanie się Rosji z zachodem powodują sytuację w której siły rosyjskie są związane na kierunku zachodnim. Albo przynajmniej większość tych sił.
Azerbejdżan w dodatku zbudował własne sprawne siły zbrojne posiadające dość duży potencjał bojowy (co pokazała wojna o Górski Karabach) i w dodatku oparł się o sojusz z innym silnym militarnie krajem – Turcją. Wszystkie te czynniki razem dają Azerbejdżanowi wystarczająco silną pozycję, by twardo postawić się Rosji. Jest to połączenie siły samego Azerbejdżanu, która w normalnych warunkach byłaby jednak daleko niewystarczająca w starciu z Rosją... z głębokimi problemami samej Rosji, które osłabiają jej pozycje. To pozwala Baku prowadzić twarde negocjacje z Rosją. Nie należy jednak mieć wątpliwości, że w razie zmiany sytuacji i odwrócenia się tego trendu, Rosja bez wątpienia nie zapomni i nie odpuści tej sytuacji, ponieważ traktuje ją niewątpliwie jako dyplomatyczne upokorzenie, dodatkowo osłabiające Rosję.
Jakie wnioski dla nas mogą wpływać z tej sytuacji? Negocjować z Rosją można i należy to robić. Jednak Rosjanie nie mówią w języku dialogu z tym, w kim nie widzą siły. Moskwa nie prowadzi rozmowy z tymi kogo uważa za niesamodzielnego gracza, preferując bezpośredni dialog z „patronem” takiego kraju. Z krajem, który uważają za podległy oni rozmawiają w języku ultimatum, gróźb, zniewagi. Musisz posiadać własną siłę i wykazać się wolą polityczną, by zademonstrować, że stać cię na podejmowanie samodzielnych decyzji, które mogą uderzyć boleśnie w interesy Rosji. Przy czym ta siła i ta wola polityczna muszą być tym większe, im większe jest zainteresowanie Rosją tobą w ramach jej polityki imperialnej. Przykładowo Azerbejdżanowi wystarczy do twardej rozmowy posiadanie ropy naftowej, stutysięcznej armii i sojuszu z Turcją. No a Ukraina, która jest w samym centrum zainteresowań Moskwy, musi prowadzić ciężką wojnę, uderzać głęboko na tyły w obiekty energetyczne Rosji i utrzymywać milionową armię. I Rosja nadal uważa, że cena pogodzenia się z niezależnością Ukrainy jest wyższa niż te straty, które ona ponosi w wojnie.
Jeżeli zaś jest się w stanie wyliczyć sobie dobrze tą proporcję i wybudować odpowiednią siłę jako podstawę, wtedy i tylko wtedy można rozmawiać z Rosją i nawet układać sobie z nią jakąś współpracę. Natomiast obecne głosy wzywające do współpracy z Rosją i porzucenia polityki konfrontacji z nią, które słychać z ust niektórych polskich polityków, bez oparcia o realną siłę polskiego państwa... tego typu współpraca w sposób nieunikniony prowadzi do podporządkowania się Rosji i utraty na jej rzecz suwerenności. Jest to dość prosta formuła, o której warto pamiętać przed głosowaniem za partię „propokojowe”.
Mikołaj Susujew