„Sunak, Scholz, Macron, Norwegia, Finlandia, Polska i inni liderzy NATO trąbią: „Musimy być gotowi na wojnę z Rosją”. Choć Rosja wielokrotnie podkreślała, że ​​w planach nie ma konfliktu z państwami NATO i UE, to niebezpieczne bełkotanie wciąż trwa” – napisał dziś w mediach społecznościowych Miedwiediew.

Jego zdaniem „oczywistym powodem” tego rodzaju narracji Zachodu jest konieczność „odwrócenia uwagi wyborców, aby uzasadnić wielomiliardowe wydatki na uciążliwą banderowską Ukrainę”.

Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej postanowił jednak przestrzec, że „jeżeli – nie daj Boże! – taka wojna wybuchnie, to nie potoczy się ona zgodnie ze scenariuszem” trwającej obecnie wojny na Ukrainie.

„Nie będzie walki w okopach przy użyciu artylerii, pojazdów opancerzonych, dronów. NATO jest ogromnym blokiem wojskowym, całkowita populacja państw członkowskich Sojuszu wynosi około 1 miliarda ludzi, a ich łączny budżet wojskowy może sięgać nawet 1,5 biliona dolarów. Skoro zatem nasze zdolności militarne są nieporównywalne, po prostu nie pozostaniemy bez wyboru. Odpowiedź będzie asymetryczna” – pisze Miedwiediew.

Dmitrij Miedwiediew straszy, że „w obronie integralności terytorialnej” Rosja użyje „rakiet balistycznych i manewrujących ze specjalnymi głowicami bojowymi”.

„I to jest właśnie ta Apokalipsa. Koniec wszystkiego. Dlatego właśnie zachodni politycy muszą mówić swoim wyborcom gorzką prawdę i przestać uważać ich za bezmózgich kretynów; wyjaśnić im, co naprawdę się stanie, a nie odgrywać fałszywą mantrę ciągłego przygotowywania się do wojny z Rosją” - skonkludował przyboczny rosyjskiego dyktatora Władimira Putina.