Historia tego pisma dzieli się na dwie epoki. „Ład” powstał na fali ożywienia politycznego w czasie karnawału Solidarności w 1981 roku. Wydawał go Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych (ODiSS), którego czołową postacią był Janusz Zabłocki, prezes koncesjonowanego przez władze PRL polskiego związku katolicko-społecznego. Związany jednak z tym środowiskiem w 1955 roku ale potem współtworzył takie środowiska katolików jak „Więź”, „Znak” czy „Klub Inteligencji Katolickiej”. Władze PRL zgodziły się wówczas by zarezerwować część miejsc na listach wyborczych do sejmu dla grupy lub osób z tego kręgu. Był wśród nich Janusz Zabłocki, który za zgodą władz przez 20 lat (1965-1985) sprawował mandat poselski. W 1981 Zabłocki uznał, że otwiera się możliwość tworzenia przynajmniej zaczątków polskiej chadecji i miejscem dyskusji na ten temat miał być właśnie katolicki tygodnik społeczny „Ład”. Po wprowadzeniu stanu wojennego pismo zawieszono na parę miesięcy, ale Zabłocki zgłaszając swój akces do prorządowego patriotycznego ruchu odrodzenia narodowego uzyskał wznowienie jego wydawania. Było to jednak ciągle nudne pismo koncesjonowanych katolików. W 1984 roku władze odebrały środowisku Zabłockiego pismo, gdyż uznały, że znów zbyt daleko idzie w kierunku wspierania opozycji. „Ład” był wydawany bez zgody jego twórców i bez podtytułu tygodnik katolicki, bo Episkopat Polski zabronił jego używania.
W 1987 r. władze rozpoczęły powolne przygotowania do okrągłego stołu i uznały, że Zabłocki jednak może się w tym procesie przydać. Dlatego oddały pismo środowisku ODiSS, które szybko zrobiły z tego periodyku ciekawe miejsce konfrontowania różnych opinii z prawej strony. Ważną rolę wtedy odegrał Janusz Para, redaktor naczelny tego pisma, którego bardzo dynamicznym zastępcą i współtwórcą nowej linii był Maciej Łętowski. Ta dwójka stworzyła w ciągu kolejnych trzech lat 1987, 1988 i 1989 roku niezwykle ciekawe pismo, które otworzyło się na autorów z prawej strony. Ten złoty okres działania „Ładu”, to czas gdy na tych łamach publikowali tacy autorzy jak: Jack Maziarski, Witold Gadomski, Adam Hlebowicz, Wiesław Walendziak, Marcin Przeciszewski, Marcin Gugulski, Krzysztof Czabański, Andrzej Kostarczyk, Jerzy Narbutt, Szczepan Żaryn a nawet jeden swój tekst opublikował tam Donald Tusk.
Co było tajemnicą sukcesu? Po pierwsze to, że pismo ukazywało się w tzw. oficjalnym obiegu i to w solidnym 30-tysięcznym nakładzie. Oczywiście liczba egzemplarzy wynikała z tzw. nadziałów ilości papieru, którym zawiadywała komunistyczna władza. W tamtym złotym okresie redaktorzy „Ładu” szacowali, że spokojnie mogliby wtedy sprzedać 80 - 100 tys. egzemplarzy tygodniowo. Dla sporej części publicystów z prawej strony, było to pierwsze miejsce, w którym od wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 81 mogli w miarę swobodnie publikować, choć oczywiście działała jeszcze i interweniowała niekiedy cenzura. Była to pozytywna zmiana na tle coraz bardziej zasklepionego w kręgu swoich autorów z milieau „Kościoła otwartego”. Atutem „Ładu” była też grupa dziennikarskiej młodzieży – przebojowych reportażystów i autorów wywiadów, takich jak np. Adam Chlebowicz, Marcin Przeciszewski czy Jan Ruman. A nad całym tym rozgardiaszem w umiejętny sposób panował redaktor Janusz Skwara, który w tym czasie wykazywał sporo odwagi i waleczności w zmaganiach z cenzurą. W 1990 roku wydawało się, że „Ład” będzie pismem, dla którego wręcz wymarzona jest sytuacja wolności mediów.
A jednak wtedy zaczął się powolny schyłek pisma. Jakie było tego przyczyny? Po pierwsze patron „Ładu” Janusz Zabłocki chciał uczynić z pisma organ reaktywowanego przez siebie Chrześcijańsko-demokratycznego Stronnictwa Pracy, które miało być wreszcie wymarzoną polską chadecją. To natychmiast zmroziło część zespołu, która chciała wydawać dobre pismo a nie organ partyjny. Po drugie Zabłocki błędnie myślał, że skoro większość Polaków jest katolikami to poparcie dla partii chadeckiej będzie masowe. Było dokładnie inaczej i spory polityczne zaczęły dzielić się wg innych zasad niż formuła wierzący – niewierzący. Na dodatek Kościół, który miał być w zamysłach Zabłockiego naturalnym patronem takich inicjatyw zaczął dystansować się od bezpośredniej polityki.
Dodatkowo nagła swoboda wydawania prasy po 1990 roku spowodowała, że wielu autorów skazanych dotąd tylko na „Ład” zaczęło w nowej sytuacji powoli odchodzić i tworzyć własne pisma. Niemal połowa zespołu dawnego „Ładu” odeszła do katolickiego tygodnika „Spotkania”, które założył Piotr Jegliński w 1991 roku. Z kolei liberałowie spod znaku Janusza Korwina-Mikke stworzyli własny organ „Najwyższy czas”. I wreszcie autorzy wywodzący się z ruchu „Młodej Polski” na czele z Wiesławem Walendziakiem założyli tygodnik „Moda Polska”. A część autorów wyssał dziennik „Życie Warszawy”, który pod wodzą Tomasza Wołka miał ambicje reprezentować prawą stronę środowiska intelektualnego. Pismo przetrwało jeszcze do 1995 roku.
Ostatnią i nie najmniej ważną przyczyną schyłku pisma było to, że stało się to coraz bardziej anachroniczne. Takie tygodniki jak „Polityka”, „Wprost” czy nawet „Gość Niedzielny” w odpowiednim czasie zdobyły się na przejście na mały format, kolor i wykwintny papier. Natomiast „Ład” uzależniony był od kroplówki finansowej Spółdzielni „Libella” zarządzanej przez Janusza Zabłockiego. Ten coraz bardziej anachroniczny patron pisma nigdy nie zdecydował się na ryzyko zainwestowania w pismo naprawdę dużych pieniędzy, zmiany szaty graficznej periodyku i postawienia go na solidnych podstawach finansowych. Zabłocki wciąż wierząc, że wokół Wałęsy może powstać jakaś polska chadecja zakonserwował swoje pismo w starej formie i w końcu tygodnik wyzionął ducha. Historia „Ładu” stała się elementem opowieści o próbach polskiej prawicy dostosowania się do nowej rzeczywistości. W wypadku „Ładu” ten egzamin wypadł niezbyt dobrze.
