W jednym z ostatnich wywiadów dla niemieckiej rozgłośni Deutschlandfunk kanclerz Olaf Scholz jasno stwierdził, że premier Donald Tusk wdroży w Polsce pakt migracyjny, mimo że polski rząd oficjalnie zaprzecza takim planom. "Tusk wdroży" – odpowiedział Scholz na uwagę dziennikarza, który zauważył, że polski premier wielokrotnie twierdził coś zupełnie innego.

Słowa niemieckiego lidera stoją w sprzeczności z deklaracjami Tuska, który 4 lutego zapewnił, że Polska "nie będzie implementowała paktu migracyjnego ani projektów, które miałyby doprowadzić do przymusowego przyjmowania migrantów". Podobne zapewnienia padły także w Gdańsku, w obecności przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.

Sytuacja wzbudziła liczne kontrowersje, a publicystka i ekspertka ds. niemieckich Aleksandra Fedorska domaga się od premiera Tuska wyjaśnień. W rozmowie na antenie Radia Wnet zwróciła uwagę, że Scholz nie cofa swoich słów i nie ma żadnych sygnałów o ich sprostowaniu.

"Bardzo mi się to nie podoba, proszę premiera, żeby wytłumaczył, na czym polega ta sytuacja. Nie może być tak, że kanclerz Niemiec mówi Polsce, co ma robić" – podkreśliła Fedorska.

Dziennikarka zwróciła także uwagę na konsekwencje przyjęcia paktu migracyjnego, przypominając, że Niemcy zmagają się z rosnącą przestępczością wśród niekontrolowanej fali migrantów.

"Polska nie powinna powielać błędów Niemiec. Nadal mamy możliwość decydowania o własnej przyszłości, ale jeśli zgodzimy się na politykę Brukseli i Berlina, możemy szybko znaleźć się w podobnym kryzysie" – ostrzegała publicystka.

Sprzeczne deklaracje liderów budzą pytanie: kto mówi prawdę? Jeśli Scholz ma rację, oznaczałoby to, że Donald Tusk nie mówi otwarcie o planach wdrożenia paktu migracyjnego, co mogłoby spotkać się z ostrym sprzeciwem społecznym. Jeśli to jednak Scholz się myli, dlaczego nie ma oficjalnej reakcji polskiego rządu?