Na informacje „Wprost” zareagował poseł PiS Jan Kanthak: „To nie jest skomplikowane. Posłanka PO szukająca na Pomorzu i członek sztabu Trzaskowskiego. W zasadzie desygnat może być tylko jeden”.

 

„Wprost” opisuje także planowany dalszy etap oczernienia Nawrockiego. Według tygodnika, na kilka tygodni przed wyborami pojawiła się specjalna strona internetowa o nazwie „Karol i Karolina”, na której były podane dane pewnej kobiety i sugestia, że ma ona dziecko z Nawrockim.  „Wprost” dotarł do jednego z członków sztabu Nawrockiego, który dowiedział się o planowanej intrydze i ustalił, że opisywana osoba w rzeczywistości w ogóle nie ma dzieci. Jak twierdzą przedstawiciele sztabu Nawrockiego, zgłoszono szybko stronę do NASK-u, a oni w 48 godzin zdołali ją zablokować.

W tym kontekście warto przypomnieć, że przed pierwszą turą wyborów prezydenckich ośrodek analizy dezinformacji NASK zidentyfikował reklamy polityczne na Facebooku, które mogły być finansowane zza granicy. Jak podała wtedy „Wirtualna Polska” źródło spotów było w Polsce, a trop prowadził do fundacji „Akcja Demokracja”, której prezes jest ściśle powiązany z Koalicją Obywatelską i był nagradzany przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.

 

Gdy czyta się takie informacje, staje się jasne, dlaczego dla Platformy korzystne było prowadzenie prawie miesięcznej awantury o rzekomo nieustalony wynik wyborów prezydenckich.  Im więcej debatowano nad tym, czy ponownie liczyć głosy, tym mniej było miejsca w debacie publicznej na pytania o brudną kampanię wobec Nawrockiego czy materiały wyborcze udające kampanię profrekwencyjną, w wypadku których trop prowadził do Fundacji „Akcja Demokracja”. I niech ktoś powie jeszcze, że Roman Giertych nie przydaje się Donaldowi Tuskowi.