Już przy pierwszym pytaniu padły poważne oskarżenia i uszczypliwości. Kandydaci mieli wskazać, jakie decyzje są gotowi podjąć wbrew sondażom, jeśli uznają je za słuszne z punktu widzenia interesu narodowego.

Trzaskowski, nie wymieniając nazwiska, próbował uderzyć w Karola Nawrockiego, nawiązując do medialnych doniesień o jego sytuacji mieszkaniowej. To nie pozostało bez odpowiedzi.

– Recydywista politycznego kłamstwa rozpoczął od ocen moralnych, a ja po prostu odpowiem na Państwa pytanie – odparował Nawrocki, wyraźnie odnosząc się do swojego kontrkandydata z Platformy Obywatelskiej. – Najpierw wbrew sondażom zostanę prezydentem, bo to nie one decydują, kto nim będzie, i nie na nie będę się oglądał – dodał.

Kandydat popierany przez Prawo i Sprawiedliwość przypomniał również swoje działania jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej oraz prezes IPN. – Podejmowałem trudne decyzje: pochowałem polskich bohaterów na Westerplatte, likwidowałem pomniki rosyjskiej propagandy, za co ściga mnie dzisiaj Rosja. Takim samym będę prezydentem – zadbam o państwa bezpieczeństwo – mówił Nawrocki.

Zdecydowanie odciął się także od pomysłów Trzaskowskiego dotyczących zaangażowania Polski w konflikt zbrojny na Ukrainie. – Nie wyślę polskich żołnierzy na Ukrainę, niezależnie od sondaży. Nie zgodzę się również na budowę NATO-bis w UE. Będę budował silny sojusz polsko-amerykański, a nie ułudę europejskiej armii sterowanej z Brukseli – zaznaczył.

Debata jasno zarysowała fundamentalne różnice między kandydatami. Trzaskowski reprezentuje opcję europejskiej integracji i liberalizmu społecznego, Nawrocki natomiast stawia na silne państwo narodowe, obronę tradycyjnych wartości i sojusz z USA. Różnice były tak wyraźne, że trudno było nie zauważyć, że nadchodzące wybory będą w rzeczywistości wyborem między dwiema skrajnie różnymi wizjami przyszłości Polski.