„Bucza nie jest najstraszniejsza. W Borodziance jest znacznie gorzej” - ostrzegli doradcę biura prezydenta Ukrainy Aleksieja Arestowicza wojskowi przed jego podróżą do tej miejscowości. Światem wstrząsnęły obrazy z Buczy, gdzie Rosjanie dopuszczali się niewyobrażalnych zbrodni. W podkijowskiej Borodziance Rosjanie byli wcześniej niż w Buczy i nie postępowali bardziej ludzko.

- „Ile osób zginęło? Wsiądę w samochód, pojadę i policzę zawalone piwnice. W domach, które ja znam, może być około 2 tys. zabitych ludzi. To nie spalone budynki, to krypty”

- mówi w rozmowie z WP Roman Sznurenko, szef lokalnej organizacji „Przyszłość Borodzianszczyzny”.

Podkreśla, że strażacy będą musieli poświęcić wiele dni, aby dokopać się do zawalonych piwnic, a wtedy „otworzą się bramy do piekła”. Wskazuje, że to właśnie w Borodziance „ci kretyni testowali użycie mocniejszych bomb”. Po jednej z nich powstał lej głęboki na 4 metry.

- „Jak to wybuchło, to z nieba spadały urwane ręce i nogi. Z kolei po bombie fosforowej wszystko było spalone na popiół. Po ludziach nie zostały nawet kości”

- opowiada.

Relacjonuje też wjazd Rosjan do miasta. Żołnierze z opancerzonych samochód strzelali do uciekających cywilów, rozjeżdżali auta. Potem wchodzili do domów. Młodych ludzi rozstrzeliwali natychmiast.

kak/wp.pl