W roku 2010 Kidawa-Błońska była szefową sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego. Wtedy poleciały pod adresem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego słowa: „kandydat specjalnej troski”, „nekrofil” i „psychopata”.

Kidawa-Błońska oceniła, że w tych słowach nie było agresji, bo – ponoć – wszystko zależy od kontekstu.

Powiedziała:

- Ja w tym nie widzę żadnej agresji

No to bardzo ciekawe. Jaki kontekst uprawnia do takich słów?

Może strach i panika przed odkryciem pełnej prawdy o tragedii smoleńskiej? Czy może tylko chęć wygrania tamtych wyborów?

W tej kampanii zresztą wcale nie jest lepiej, bo spece od "Soku z Buraka" po coś w sztabnie Kidawy-Błońskiej w końcu są i nie biorą kasy za parzenie jej porannej kawy.

 

mp/rp.pl