Fronda.pl: Trwa w ostatnim czasie nienajlepsza passa obozu rządzącego - Trybunał Konstytucyjny orzekł, że odsunięcie prokuratora krajowego Dariusza Barskiego z jego urzędu było niezgodne z Konstytucją RP, a warszawski Sąd Rejonowy uznał, że zatrzymanie oraz przeszukanie posła Marcina Romanowskiego było nielegalne. Jak ważne są te decyzje dla naszej rzeczywistości prawno-politycznej i jaką postawę, Pana zdaniem, wobec tych decyzji przyjmie obóz władzy?
Kacper Płażyński: Obecny obóz władzy przyjął strategię reagowania na wyroki sądowe, które mu się nie podobają, poprzez dezawuowanie ich za pomocą haseł, iż zostały one wydane przez organy powołane czy tez obsadzone w sposób rzekomo niewłaściwy. Rządzący udają w tego typu sytuacjach, że żadnego problemu nie ma, ale ten problem ewidentnie istnieje. Są bowiem tworzone dwa niejako równorzędne światy prawne. I jeden z nich, uznawany przez obecną władzę wykonawczą, uważającą się za stojącą ponad prawem - jest w sposób oczywisty nielegalny. Zresztą premier Donald Tusk publicznie stwierdził, że potrzebna jest obecnie „demokracja walcząca”. A przecież doskonale wiemy, również na bazie naszych polskich doświadczeń z przeszłości, że żadna demokracja przymiotnikowa - demokracją w rzeczywistości nie jest. Nie mam więc złudzeń, że i w tym przypadku świadomość faktu, że ekipa Tuska i Bodnara łamie prawo - cokolwiek zmieni w najbliższych miesiącach. Mają oni bowiem po swojej stronie nie tylko aparat władzy i represji, ale i także aparat finansowy. I dopóki, podczas najbliższych wyborów, Polacy nie pokażą im przy urnach czerwonej kartki to działalność obecnej władzy będzie się również przekładać na uszczuplanie praw polskich obywateli.
Poza wszystkim muszę też stwierdzić, że nie dostrzegam żadnej elementarnej logiki w tego typu działaniach tej władzy. Chyba znalazła się ona już na jakimś ostrym zakręcie. I nie ukrywam, że jestem jednak zdziwiony faktem, jak szybko znalazła się ona w tego rodzaju położeniu. W niespełna rok po przejęciu władzy – tak ostentacyjne lekceważenie sprawy, z której może przecież nawet wyniknąć skandal międzynarodowy jest jednak czymś zdumiewającym.
PKW odebrała PiS subwencję z budżetu państwa, odrzucając sprawozdanie finansowe PiS za 2023 rok. Miał Pan odwagę publicznie przyznać, że to samo PiS błędną nowelizacją „otworzyło furtkę do tego, żeby w sposób skandaliczny łamać zasady demokracji i dyskryminować jedną partię polityczną kosztem drugiej”. Faktem jest bowiem, że wszystkich czterech sędziów w składzie PKW było przeciwnych odebraniu subwencji PiS, podczas gdy pięciu zasiadających tam polityków poparło takie rozwiązanie. Mowa tu o naprawdę potężnych środkach. Czy to może wpłynąć w istotny sposób na nadchodzące wybory prezydenckie?
Jasne, że kampania wyborcza kosztuje i lepiej mieć więcej pieniędzy niż mniej. Ostatecznie jednak na szczęście to nie same pieniądze wygrywają wybory, jak pokazał niedawno przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie Kamala Harris mogła przeznaczyć na swą kampanię trzykrotnie wyższą kwotę aniżeli Donald Trump, a jednak to właśnie Trump triumfował w wyborach. Ale oczywiście jest to olbrzymi problem.
Tak, uważam, że mówię sprawę dość oczywistą w kontekście tej zmiany dotyczącej składu funkcjonowania PKW. I chyba podejmując tego rodzaju zmianę legislacyjną nikt po naszej stronie nie przypuszczał, że można po prostu w tak bezczelny sposób, mając za nic przepisy obowiązującego prawa oraz całą dwudziestoletnią praktykę funkcjonowania w Polsce partii politycznych i kampanii wyborczych, podejmować tego typu jednostronne decyzje. To jest jednak rażące, że wszyscy sędziowie z PKW opowiedzieli się przeciwko odebraniu PiS subwencji, podczas gdy wszyscy nominaci z rodowodem politycznym wewnątrz PKW zagłosowali za jej odebraniem.
Mamy zatem obecnie sytuację taką, jaką mamy. Natomiast istnieje też ścieżka odwoławcza. I mam nadzieję, że na tej ścieżce uda się naszej partii odzyskać te środki, które jej się zgodnie z prawem należą, a którymi przecież dysponować mogą pozostałe formacje polityczne. Wierzę że po rozpatrzeniu odwołania przez Sąd Najwyższy jego decyzja w tej sprawie będzie respektowana. Gdyby bowiem stało się inaczej to osoby, które tego rodzaju orzeczenia by nie respektowały, trafią po prostu na listę, na której znajdują się już choćby Donald Tusk i Adam Bodnar, czyli osoby, które po zmianie władzy, do jakiej przecież prędzej czy później dojdzie, mogą mieć wskutek swojej obecnej działalności bardzo poważne problemy z wymiarem sprawiedliwości. I nie zdziwię się, jeśli będą tam kiedyś zapadać naprawdę bardzo surowe wyroki za ten zamach na porządek ustrojowy naszego państwa. A przecież w przypadku, gdyby naszemu obozowi udało się wygrać zbliżające się wybory prezydenckie, będziemy mieli zapewne do czynienia z przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Tak więc być może Tusk, Bodnar i inni będą musieli liczyć się z poważnymi konsekwencjami swoich działań, szybciej niż myślą.
Bardzo realnym problemem jest w obliczu przymrozków i nadchodzącej zimy, brak wypłat obiecanych wcześniej publicznie przez Tuska pieniędzy dla ofiar powodzi, po dwóch miesiącach od tragedii. Mamy tu do czynienia z jakąś indolencją tej władzy czy może po prostu zwyczajnym cynizmem rządzących, skoro sprawa tragicznych konsekwencji powodzi medialnie już przycichła?
Brakuje im pieniędzy na wszystko, deficyt budżetowy jest przeolbrzymi i dlatego tną wydatki, gdzie tylko się da. Myślę, że przeprowadzono w obozie rządzącym pewnego rodzaju kalkulację, że odszkodowania dla powodzian dotyczą niemałej ilości osób, ale i zarazem nie na tyle licznej, aby mogło to wpłynąć na wyniki wyborów prezydenckich. Być może to jest powód, dla którego rządzący nie spieszą się, aby te środki dla ofiar powodzi wypłacać. Z tego, co słyszałem maksymalną kwotą przeznaczoną do tej pory dla rodziny, która utraciła podczas powodzi cały swój dobytek wraz z domem, wyniosła 120 tys. zł.
Innym aspektem całej tej sprawy jest też chyba fakt, że Donald Tusk po powrocie z Brukseli do Polski wciąż jeszcze nie zdał sobie sprawy, że funkcjonuje już w zupełnie innej rzeczywistości medialnej aniżeli działo się to w czasach jego poprzednich rządów. I nawet jeśli Tusk zadecyduje dziś o tym, by spuścić na coś zasłonę milczenia to jednak pomimo dyskryminowania konserwatywnych mediów przez obecną władzę, ciężko mu domknąć ten system medialny tak, jak by chciał. Mamy już po prostu w tej kwestii zupełnie inną rzeczywistość niż przed dekadą. Tusk będzie musiał pogodzić się z faktem, że tego systemu domknąć mu się już raczej, dzięki Bogu, nie da. W efekcie więc różne niegodziwości rządzących mogą wychodzić na światło dzienne, co zresztą się dzieje.
O nominację do startu w nadchodzących wyborach prezydenckich z ramienia Koalicji Obywatelskiej ubiegali się w partyjnych prawyborach Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski. Czy któryś z nich stanowi, Pana zdaniem, większe zagrożenie dla polskich interesów aniżeli jego konkurent wewnątrz PO?
Ustrój w Polsce jest dość chory i obolały, co wynika również z tego, iż zadania władzy wykonawczej są porozmieszczane w różnych instytucjach. I choć prezydent RP dysponuje przecież potężnym mandatem społecznym to jednak realnie posiada on znacznie mniej władzy niż szef rządu. Niemniej uważam, że w przypadku kandydatów na urząd głowy państwa nie powinno być żadnych tematów tabu. Muszą to być ludzie absolutnie prześwietleni pod każdym kątem, a Polacy mają prawo dysponować pełną wiedzą dotyczącą nie tylko poglądów potencjalnego prezydenta RP, ale również jego wszelakich powiązań, także rodzinnych, gdyby istniały w tym zakresie jakiekolwiek wątpliwości. Tak to zresztą wygląda we wszystkich dojrzałych demokracjach na świecie.
I choć uważam zarówno Rafała Trzaskowskiego, jak i Radosława Sikorskiego za kandydatów niedobrych z punktu widzenia interesów naszego kraju to jednak moim zdaniem Sikorski byłby jeszcze gorszym wyborem aniżeli Trzaskowski. Myślę tu o różnych niejasnych kwestiach w życiorysie oraz powiązaniach Radosława Sikorskiego, także tych na Bliskim Wschodzie, skąd otrzymywał on przecież jakieś duże pieniądze nie do końca wiadomo za co. Tak naprawdę kompletnie nie wiemy, jakie instytucje czy nawet służby, również zagraniczne, miały wpływ na kształtowanie jego kariery politycznej. Trzeba też przyznać, że dość niepokojąco wyglądają powiązania żony Sikorskiego - Anne Applebaum z lewicowym establishmentem w Stanach Zjednoczonych.
Wydaje mi się więc, że na tle Sikorskiego, Rafał Trzaskowski jest chyba nieco bardziej obliczalny i może trochę więcej o nim wiemy. I z tego punktu widzenia wydaje się on być nieco mniej niebezpiecznym kandydatem dla Polski, aniżeli Sikorski.
A czy Pan również znajdował się w gronie potencjalnych kandydatów na kandydata, objętych słynnymi już badaniami, które miały pomóc wyłonić tego jednego, najbardziej optymalnego uczestnika wyścigu o urząd głowy państwa z ramienia PiS?
Nie, nie było mnie tam.
Bardzo dziękuję za rozmowę.