Fronda.pl: Mamy do czynienia z drugą już serią wymiany zdań w sprawie stacji TVN, z udziałem pani ambasador Mosbacher i polityków partii rządzacej. Czy to zaangażowanie amerykańskiego dyplomaty nie wydaje się Panu dziwne o tyle, że przecież ta stacja telewizyjna popiera raczej te siły w Polsce, które można określić jako antyamerykańskie ?

Piotr Semka: Wie Pan... Amerykanie są bardzo przywiązani do zadania chronienia swoich biznesów i ich politycy uznają, że jest to kwestia wewnętrza danej stacji, czy ma takie czy inne sympatie. Natomiast ta sytuacja jest o tyle dziwaczna, że nigdzie indziej w krajach europejskich dyplomaci nie posuwają się aż tak daleko. Szczególnie mam na uwadze wchodzenie w polemiki z politykami danego kraju, co jest przede wszystkim kuriozalne. Wygląda to tak, jakbyśmy mieli do czynienia z inną polityką Waszyngtonu a inną polityką w wydaniu ambasady USA w Warszawie. Taka prywatna wojna... Nie bardzo jestem w stanie to zrozumieć.

Poprosiłbym Pana o komentarz do sytuacji po wyborach prezydenckich. Wybór Andrzeja Dudy na drugą kadencję sprawia, że jego pozycja staje się silniejsza i samodzielniejsza. Niewątpliwie opozycyjne media będą tutaj jątrzyć i mówić o konflikcie między prezydentem a PiSem. Ale nawet osoby wewnątrz obozu niepodległościowego spodziewają się zmian w relacjach między Andrzejem Dudą a partią rządzącą...

Te zmiany będą czymś jak najbardziej naturalnym. Prezydent nie potrzebuje PiSu do kolejnej reelekcji, w związku z tym nie ma już tego elementu potencjalnego szantażu typu "jeżeli będziesz działał przeciwko naszym sugestiom, to cię nie poprzemy w kampanii". Natomiast obie strony wiedzą, że konflikt jest im niepotrzebny, zdają sobie też sprawę, że mogą sobie nawzajem dać bardzo wiele. Obie mogą stracić na ewentualnym konflikcie i, oczywiście, więcej może stracić PiS. Oczywiście to są naczynia połączone i prezydent jest świadom, że tak duże zaufanie uzyskał między innymi dlatego, że wyborcy PiSu uznali go za przedstawiciela dobrej zmiany. Myśle zatem, że to zdrowy rozsądek przede wszystkim będzie zwyciężał.

A jednak prawie połowa wyborców głosowała za Rafałem Trzaskowskim i mieliśmy tu do czynienia także z silną mobilizacją. Co by nie powiedzieć to ta propaganda "antypisu" działa, a równocześnie byłoby uproszczeniem twierdzić, że te 10 mln wyborców głosowało wprost za rewolucją obyczajową, świadomie wybierało opcję proniemiecką w polityce zagranicznej, czy popierało przywileje dla byłych esbeków. A jednak ci ludzie zagłosowali na Trzaskowskiego. Może w przekazie Dudy czy w przekazie PiS jest coś nie tak i ten przekaz nie dociera do nowych ludzi...

PiS miał w tych wyborach bardzo konkretny wybór: czy starać się "nawrócić" mieszkańców dużych miast i wyborców wspierających idee liberalne, czy też skupić się na działaniu w ramach swojego elektoratu. Wybrał to drugie i okazało się to traktyką trafną. Gdyby te czynniki mobilizacyjne się lekko wahnęły, to pewnie robilibyśmy dzisiaj wywiady, jaki to genialny program miał pan Trzaskowski. Więc to są po prostu rzeczy, które w naturalny sposób zależą od tego, czy się wygra czy się przegra. To sprawa podstawowa. Tak jak złośliwi mawiają, nikt nie pamięta, kto wszedł drugi na Mount Ewerest, tak też nikt po latach nie będzie pamiętał, kto był drugi w wyborach prezydenckich. Liczy sie tylko ten, kto wygrywa i to wygrana jest konkretem. A jeśli chodzi o wszelkie dywagacje, że w polskim społeczeństwie mamy dwie połówki... to przecież te dwie połówki są niezmienne co najmniej od 2015 roku.