Ekologizm jest neomarksizmem w tym sensie, że odrzuca porządek stworzenia […] To jest szaleństwo i obłęd wpisany w proces depopulacji i degradacji człowieka […] Zatarcie granicy między człowiekiem a zwierzęciem pozwala na realne ludobójstwo- mówi ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR dla portalu Fronda.pl.

 

Fronda.pl: Stan Waszyngton wprowadził niedawno prawo zezwalające na kompostowanie ludzkich zwłok, czyli używania ich jako nawozu; szwedzki naukowiec podczas międzynarodowej konferencji Gastro Summit 2019 postulował powszechny kanibalizm; natomiast lewicowa aktywistka podczas spotkania ze znaną amerykańską polityk Alexandią Ocasio-Cortez stwierdziła publicznie, że jedzenie zmarłych to za mało i trzeba zacząć jeść dzieci. Człowiek ma zostać zdegradowany do jednego z elementów łańcucha pokarmowego? Czy to przejawy szaleństwa czy projekty czekającej nas przyszłości?

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChr: To jest szaleństwo i obłęd, ale przecież wpisany w cały ten proces depopulacji i degradacji człowieka. Jeśli zdegradujemy człowieka do poziomu zwierzęcia, a zwierzęciu przyznamy prawa na wzór praw człowieka, to łatwiej jest zabić człowieka, a trudniejszym staje się eutanazja zwierząt. Świadomie używam słowa „eutanazja” w odniesieniu do uboju, bo słowo „ubój” jest niepoprawne politycznie. Powtórzę raz jeszcze– zatarcie granicy między człowiekiem, który bywa w różnych fazach życia traktowany jako „jeszcze-nie-człowiek” lub „już-nie-człowiek” a zwierzęciem, np. szczurem, któremu przyznaje się status uchodźcy w naszej ludzkiej cywilizacji pozwala nam na przyzwolenie mentalne, ale z czasem i prawne na realne ludobójstwo.

To hobbesowski pomysł Lewiatana. Odnoszę wrażenie, że ta jego idea, niemożliwa w jego czasach do realizacji, dziś staje się faktem. Bo przecież jakiś Lewiatan inspiruje te procesy zmian mentalnych i legislacyjnych, jakiś Lewiatan dąży do tego, by dokonać depopulacji. Jakiś Lewiatan wytacza wojnę człowiekowi i człowieczeństwu.

 

Ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski w wywiadzie dla telewizji Republika przytoczył to, co na temat roli i miejsca człowieka w świecie mówi od setek lat nauka Kościoła, a co z punktu widzenia kultury europejskiej powinno być oczywistością. Dlaczego kilka słów księdza arcybiskupa na temat „ideologii ekologicznej” spotkało się z tak wściekłym atakiem lewicowych „autorytetów”?

To bardzo ciekawe i bardzo ważne pytanie. Nie znajduję odpowiedzi innej, niż ta, że Ksiądz Arcybiskup, po raz kolejny dotknął niezwykle newralgicznego punktu naszego bytu. Ekologizm jest ideologią, naznaczoną skrajną irracjonalnością i zarazem radykalną antyreligijnością.

O tym, że jest to nurt roszczący sobie zastąpienie religii, zwłaszcza religii chrześcijańskiej mówi wiele elementów. Pozwolę sobie na jeden przykład – z dzieł prof. Henryka Skolimowskiego, niewątpliwego autorytetu nie tylko dla Zielonych Brygad. Profesor pisał: „Odrzuca się wprawdzie jakąś globalną i zawsze działającą "wolę Bożą", lecz nie neguje faktu, że siły Kosmosu wiele zrobiły, by nasz gatunek mógł się rozwinąć i by rozwijał się nadal […] Przyjmuje się jawnie, lub co najmniej przeczuwa, że Wszechświat jako całość i poszczególne jego składniki z osobna- są żywe, gdyż stanowią cząstki uniwersalnego i powszechnego procesu życia. Proces ten miałby być nie tylko fenomenem naszej planety, lecz immanentną cechą Kosmosu jako takiego”.

 

Jak możemy rozumieć ten cytat?

To dość prymitywny panteizm i nieskrywaną pogardę dla Boga chrześcijan. To wszystko wymagałoby osobnej rozmowy, ale wspomnę tylko to jedno: ekologizm jest w pewnym sensie neomarksizmem– w tym sensie, że odrzuca porządek stworzenia, a próbuje zastąpić go totalnym nowym opisem świata i człowieka. Jak marksizm walczył pozornie o wyzwolenie klas uciskanych, tak ekologizm walczy o rzekome wyzwolenie ziemi. W klasycznym chodziło o dobrobyt elit partyjnych, tutaj chodzi także o dobrobyt elit, które chcą stworzyć nowy raj na ziemi. Miałoby go zasiedlać około 500 milionów ludzi – przy czym 4/5 pracowałyby na rzecz tej ścisłej elity. Do tego potrzeba jednak depopulacji.

Wiem, z jaką reakcją mogą spotkać się te słowa, ale potencjalnym krytykom pragnę wyznać, że są one parafrazą, by nie rzec cytatem z ust ludzi należących do elit. Takie poglądy znajdziemy np. u Jeffreya Sachsa. Ktoś nie lubi Sachsa? To może uzna wagę tych poglądów z ust Billa Gatesa? A jeśli ktoś nie ceni Amerykanów, to może przekona go stary, dobry Gorbaczow? Mówimy o ekstremalnej walce o przyszłość ludzkości. To dlatego głos taki, jak Księdza Arcybiskupa Jędraszewskiego budzi wściekłość. Bo trafia w punkt.

 

Ekologizm jest wspomagany coraz bardziej agresywnie upowszechnianymi ideologiami gender i LGBT, zwalczającymi rodzinę- a więc prokreację, oraz próbującymi sprowadzić człowieka tylko do jego seksualności- a więc do zrównana go ze zwierzętami. Jak społeczeństwo, księża, politycy, katolicy powinni reagować na takie działania?

Przede wszystkim musimy myśleć. Przepraszam za ten banał, ale chyba przestaje on być banałem, skoro w wielu środowiskach rządowych, politycznych, a nawet kościelnych za bohaterkę szwedzką wagarowiczkę. To raczej oznaki histerii niż myślenia. Musimy myśleć. Musimy troszczyć się o przyrodę jako dar Stwórcy dla nas.

Musimy przede wszystkim troszczyć się o człowieka, o jego życie, o sprawiedliwość społeczną, o pokój, o możliwość realizacji wartości ludzkich. Musimy także na fałszywy ekologizm odpowiadać katolicką koncepcją, choćby taką, jaką reprezentował św. Jan Paweł II w swojej integralnej wizji „ecologia humana”. Jeszcze jeden szczegół – musimy być bardzo ostrożni z nie tylko pojęciem, ale interpretacją „zrównoważonego rozwoju”, bo to pojęcie dzisiaj jest traktowane jako narzędzie w takim rozwoju, który jest niszczeniem ludzkiego życia dla progresu matki ziemi.

 

Dla współczesnych, postępowych myślicieli największą przeszkodą do osiągnięcia powszechnej szczęśliwości jest sam człowiek, stanowiący największe zagrożenie dla „matki Ziemi”, generujący CO2 i inne zanieczyszczenia. Dokąd zaprowadzi nas ekologizm?

Kluczem, który pada w Pańskim pytaniu jest spojrzenie na człowieka jako największą przeszkodę dla „matki Ziemi”. Komentując to ukażę szeroki i pozornie rozrzucony ciąg postaci i myśli. Zacząłbym od Thomasa Hobbesa, który będąc „filozofem strachu” odebrał nam naturę społeczną. Stwierdził, że człowiek jest człowiekowi wilkiem, a chcąc uniknąć niekończących się aktów agresji, musimy podporządkować się jedynemu suwerenowi, którego nazwał Lewiatanem. Hobbes nie miał natomiast odpowiedzi, czym kieruje się Bóg (bo przecież nie prawem naturalnym, skoro nie ma racjonalnej natury ludzkiej).

Na to pytanie pospieszył jakieś 200 lat później Thomas Malthus ze swoją absurdalną teorią ludnościową. Malthus zafundował nam obłędny mit o tym, że ludność podwaja się w tempie geometrycznym, co 25 lat, a środki naturalne, w tym żywność wzrasta w tempie arytmetycznym – niezrównanie wolniej. Wniosek? Grozi nam przeludnienia, zagłada z braku środków żywnościowych. I otworzyła się puszka Pandory.

Kolejny myśliciele tworzyli nowe recepty na to, jak zatrzymać ten przyrost ludności. Jeremy Bentham proponował dzieciobójstwo (tak to nazywał wprost), sterylizację i promocję związków homoseksualnych. Francis Galton, kuzyn Darwina, po przeczytaniu jego dzieła „O pochodzeniu gatunków” wraz ze słynną „walką o byt” (to pojęcie Darwin zapożyczył nota bene od Malthusa) zaproponował eugenikę. Jej współczesną postacią stała się antykoncepcja i wykorzystywanie genetyki jako narzędzia neoeugeniki.

 

Do czego prowadzą te koncepcje?

Do depopulacji. To ograniczenia liczby ludności. I zauważmy kilka ciekawych konkluzji niezwiązanych (czyżby?) ze sobą wydarzeń. Oto konferencja demograficzna w Kairze asygnuje miliardowe kwoty na aborcję, antykoncepcję i sterylizację. Kilka lat później inna zupełnie konferencja oenzetowska w Pekinie, poświęcona prawom kobiety uznaje za prawa podstawowe prawo do aborcji, antykoncepcji, sterylizacji i in vitro. Szczyt w Kopenhadze, przed bodaj 10 laty poświęcony zmianom klimatycznym, stwierdza, że by ratować matkę ziemię, trzeba dokonać poszerzenia aborcji, sterylizacji i antykoncepcji. Bo to człowiek wydziela nadmiar dwutlenku węgla i szkodzi ociepleniem ziemi.

To, co łączy te pożal się boże naukowe orzeczenia to jedno – to walka z człowiekiem, walka z ludzkością.

Dziękuję za rozmowę.