Jest jedna rzecz, która w obliczu epidemii koronawirusa, może wyjść ludziom na dobre. To uświadomienie sobie, jak bardzo ulotne jest nasze życie. „Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu. Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje” – pisze Psalmista, i trudno nie przyznać mu racji. Życie każdego człowieka w końcu się skończy, więc to nie wirus i choroba jest dla niego największym zagrożeniem. To, co człowiekowi może się przydarzyć najgorszego, to jego śmierć duchowa. Przypomniał o tym na swoim Facebooku ks. dr Wojciech Węgrzyniak.
Biblista przypomina perykopę, w której Jezus uzdrawia człowieka chromego nad sadzawką Owczą. Po uzdrowieniu Jezus mówi do niego: „Nie grzesz, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” (J5,14). Czy człowiekowi, który od 38. lat przez swoją chorobę jest zdany na łaskę i niełaskę innych, może przydarzyć się coś gorszego? Jezus stawia sprawę jasno, tak. Gorszy jest wirus grzechu, który powoduje chorobę zabijającą w człowieku pierwiastek duchowy, odbierającą mu życie wieczne. To właśnie grzech, jak podkreśla ks. Węgrzyniak, jest najniebezpieczniejszym wirusem i to go powinniśmy obawiać się najbardziej i przed nim najsilniej się bronić.
kak/ Facebook