Na lotnisku Heathrow brytyjskie służby aresztowały wczoraj Rafała Ziemkiewicza. Polski dziennikarz przyleciał do Wielkiej Brytanii, aby towarzyszyć córce rozpoczynającej studia na Oxfordzie. Przepuszczono jego żonę i córkę, jednak publicysta został zatrzymany, a po zwolnieniu nakazano mu natychmiast opuścić Wielką Brytanię. Oficjalnym powodem miały być jego poglądy polityczne. Teraz sam Ziemkiewicz zdarzenie to komentuje w rozmowie z Pawłem Zdziarskim na łamach DoRzeczy.pl, wskazując na winę „rodzimych kanalii”.

- „Gdyby nie dotyczyło to bezpośrednio mojej córki, gdyż to miał być dla niej wymarzony dzień i nagroda za wiele lat ciężkiej pracy to powiedziałbym, że to bardzo ciekawe doświadczenie posiedzieć sobie pół dnia z imigrantami wyrzucanym niż z tzw. Wielkiej Brytanii. Co prawda część z nich nie była w stanie w żadnym cywilizowanym języku powiedzieć nic poza słowami uchodźca i Afganistan, ale niektóre opowieści były ciekawe”

- rozpoczyna swoją relację Rafał Ziemkiewicz.

Przyznaje, że Brytyjczycy mają prawo wpuszczać lub nie wpuszczać do swojego kraju kogo chcą. Stwierdza jednak, że czuje się ofiarą hejtu samych Polaków, którzy jeżdżąc po świecie i „wypisują niestworzone bzdury” również na jego temat.

- „Przecież żaden z tych Anglików nie ma zielonego pojęcia, z kim miał do czynienia, nie znają języka polskiego, a żadne moje treści nie były tłumaczone na język angielski. Wszystko, co ci ludzie o mnie wiedzieli, dowiedzieli się od osób, które Jan Krzysztof Kelus ładnie nazwał rodzimą kanalią

- mówi publicysta.

Jak wyjaśnia, są to osoby nieustannie starające się pokazywać Polskę jako „straszny, ciemny kraj”, w którym „panuje faszyzm i antysemityzm”.

- „Najbardziej nie winię za to Brytyjczyków, chociaż oczywiście to też jest skandal, że przyjmują jakieś takie donosy i nie próbują ich nawet weryfikować. Rolę sprawczą odgrywa tutaj jednak rodzima kanalia

- dodaje.

Relacjonując samo zatrzymanie, Rafał Ziemkiewicz opowiada o urzędniku imigracyjnym, który radził mu „po dobroci” przebukować bilet. Stwierdził, że dziennikarz nie jest mile widziany w Wielkiej Brytanii z powodu swoich poglądów politycznych. Nie wyjaśnił jednak, o jakie konkretnie poglądy chodzi.

- „Osobiście uważam, że więcej traci Wielka Brytania nie wpuszczając mnie, niż ja. Żal mi tylko córki, bo boję się że ją również mogą spotkać jakieś represję z uwagi na moje poglądy, a naprawdę wyłożyła ciężką pracę w to żeby się dostać na wymarzony kierunek studiów”

- wskazuje rozmówca Pawła Zdziarskiego.

Dodaje, że niewpuszczenie dziennikarza ze względu na jego poglądy polityczne jest kompromitacją dla brytyjskiego prawa.

kak/DoRzeczy.pl