Rewelacje Sinclaira są o tyle sensacyjne, że Obama w 2008 r. był prezentowany jako kandydat prezydencki, który jest „mężem i ojcem rodziny, złotoustym mówcą i człowiekiem, który miał uzdrowić relacje rasowe”. Był też politykiem, o którym niewiele wiedziano. Sinclair w rozmowie z Carlsonem twierdzi, że przyleciał do Chicago w 1999 r., by się zabawić. Najął limuzynę i wytłumaczył kierowcy, że szuka towarzystwa do rozrywki, dając mu jasno do zrozumienia, że chodzi o narkotyki i ewentualnie homoseksualny seks.

Według Sinclaira kierowca zawiózł go do lokalu, w którym przedstawił mu Baracka Obamę. Obama skarżył się na pewne problemy związane ze swoim małżeństwem. Sinclair nie wiedział, że przedstawiony mu mężczyzna był wówczas senatorem stanu Illinois. Obama za 250 dolarów, które dał mu Sinclair kupił kokainę, którą obaj zażyli z limuzynie. Ówczesny senator ją palił w fajce. Następnie obaj mężczyźni uprawiali seks. Co więcej, następnego dnia Obama zjawił się niezapowiedziany w motelu, w którym zatrzymał się rozmówca Carlsona, by ponownie zażywać narkotyki i uprawiać seks oralny.

Sinclair stwierdził, że zorientował się, z kim miał do czynienia 5 lat później, kiedy w 2004 r. oglądał konwencję wyborczą Demokratów w telewizji. „Byłem całkowicie pewny, że to on” – powiedział. Oznajmił to nawet swoim przyjaciołom. Kiedy w 2007 r. Obama został przedstawiony jako kandydat w wyborach prezydenckich, Sinclair zdecydował się działać: skontaktować z organizatorami jego kampanii wyborczej i sprawić, by polityk jasno przyznał, że zażywał w przeszłości narkotyki. Nie wspominał o homoseksualnym seksie.

Sinclair twierdzi, że kontaktując się ze sztabem wyborczym rozmawiał wówczas z Donaldem Youngiem, który był także kierownikiem chóru ze zboru, do którego należał Obama. Young miał mu sugerować, że sam również uprawiał seks z Obamą. Young został zastrzelony w swoim mieszkaniu w Chicago w Wigilię 2007 r. Według jego matki „został on zamordowany, by chronić jego przyjaciela, Obamę”, gdyż policja nie znalazła dowodów na motywy rabunkowe.

Sinclair uważa również, że Daivd Axelord, szef kampanii Obamy, dążył do zniszczenia go. Media, które odważyłyby się nagłośnić sprawę kokainowych i homoseksualnych ekscesów Obamy, miały być odcięte od dostępu do kampanii kandydata Demokratów. „Nikt nie chciał, by go wykluczono i odmówiono dostępu do historycznej kampanii” – twierdzi Sinclair. Sinclair sądzi, że Obama wciąż jest „hochsztaplerem”, a także człowiekiem odpowiedzialnym za zaostrzenie konfliktów rasowych w USA, choć sam nie wzdrygał się przed seksem z białymi mężczyznami.