W rozmowie z RMF FM Hołownia ocenił „jednoznacznie”, że „jeśli ta sprawa nie zostanie wyjaśniona, to oznacza, że można w Polsce kupować wybory”. Odnosił się do informacji, że reklamy wspierające Trzaskowskiego i uderzające w jego konkurentów były finansowane przez organizację Akcja Demokracja – powiązaną z osobami bliskimi Platformie Obywatelskiej. Firma Estratos, która je zamówiła, miała w przeszłości zarzuty nielegalnego przetwarzania danych i ukrywania źródeł finansowania kampanii.

Mimo tego Hołownia – zamiast konsekwentnie odciąć się od takiego kandydata – mówi, że… nie poprze Karola Nawrockiego. A co z Trzaskowskim? „Czekam na wyjaśnienia”.

Taka postawa – krytyka bez stanowczego działania – jest szczególnie niepokojąca, gdy chodzi o fundamentalne zasady demokracji, jak równość i przejrzystość wyborów. Hołownia, który deklaruje walkę o nową jakość w polityce, powinien zachowywać się konsekwentnie. Jeśli potępia nielegalne formy wpływania na wybory – nie może jednocześnie sugerować możliwości poparcia ich beneficjenta. No chyba, że to popiera i zwyczajnie próbuje mydlić Polakom oczy.

Wszystko jednak wskazuje na to, że jego reakcja – podobnie jak w 2020 roku – to ewidentna próba lawirowania między moralną deklaracją a polityczną kalkulacją.

W obliczu możliwego nielegalnego wpływu zewnętrznych podmiotów na kampanię wyborczą Trzaskowskiego – jak sugeruje NASK i media – lider Trzeciej Drogi nie powinien ograniczać się do medialnego „czekania”. Należy wezwać odpowiednie służby do działania i jednoznacznie odciąć się od procederu, który może być początkiem legitymizowania fałszowania wyborów pod pozorem „postępu”.

Jeśli Hołownia nie widzi tej różnicy – to znaczy, że jeszcze bardziej staje się częścią układu, z którym rzekomo walczy.