Rdzeniem inicjatywy jest rozwijana od wiosny 2025 r. Unia Oszczędności i Inwestycji (SIU) oraz świeżo opublikowane wytyczne, które umożliwiają bankom korzystniejsze traktowanie kapitałowe wybranych inwestycji kapitałowych (na mocy art. 133(5) CRR) realizowanych w ramach programów z komponentem publicznym. Równolegle KE zapowiada zmiany w przepisach dla ubezpieczycieli (Solvency II), aby zwiększyć ich „zdolność inwestycyjną” w projekty długoterminowe.
Jak czytamy, cel polityczny to przyspieszenie finansowania zielonej i cyfrowej transformacji oraz projektów z zakresu bezpieczeństwa i obrony, m.in. przez skierowanie większej puli prywatnych oszczędności do instrumentów rynku kapitałowego.
Nową zachętą dla banków ma być to, że wytyczne KE precyzują, kiedy ekspozycje kapitałowe w ramach „programów legislacyjnych” (z gwarancjami lub współinwestycją państwa/UE) mogą mieć niższe wagi ryzyka.
Dla sektora ubezpieczeniowego zapowiadane są zmiany w rozporządzeniu delegowanym do Solvency II, które mają ułatwiać lokowanie części aktywów (w tym emerytalnych) w długoterminowe inwestycje kapitałowe.
KE argumentuje, że depozyty gospodarstw domowych w UE sięgają bilionowych kwot i „zazwyczaj” zarabiają mniej niż inwestycje na rynkach kapitałowych. Nowa architektura ma więc zachęcić do większej ekspozycji na instrumenty ryzykowne – zwłaszcza jeśli stoją za nimi programy z komponentem publicznym (granty, gwarancje, współinwestycje). To może poszerzyć dostęp firm do kapitału, ale dla klientów polis na życie i produktów emerytalnych oznacza potencjalnie wyższe wahania wartości i zależność wyników od koniunktury rynkowej.
Warto tu wskazać na ryzyko rynkowe - nawet preferencje ostrożnościowe nie eliminują strat – zwłaszcza w inwestycjach długoterminowych, gdzie zmienność jest naturalna.
Należy też podkreślić, że przymusowe lub półprzymusowe lub wprost przymusowe kierowanie prywatnych oszczędności na finansowanie celów politycznych przypomina mechanizmy znane z epoki komunizmu i innych systemów totalitarnych. W takich reżimach państwo, w imię „dobra wspólnego” lub „postępu”, przejmowało kontrolę nad majątkiem obywateli, pozbawiając ich realnego wpływu na to, jak i gdzie lokowane są ich środki. Dzisiejsze działania Brukseli – choć opakowane w język unijnej solidarności, transformacji ekologicznej i „wspólnej przyszłości” – noszą, zdaniem wielu obserwatorów, niepokojące cechy centralnego sterowania finansami społeczeństw. U podstaw leży ten sam model: państwo decyduje, obywatel płaci, a ryzyko ponoszą ci, których nikt o zgodę nie pyta.
