Nowe stawki oprocentowania to:
-
4,50 proc. dla obligacji rocznych,
-
4,65 proc. dla dwuletnich,
-
5,25 proc. dla czteroletnich,
-
5,75 proc. dla dziesięcioletnich.
W porównaniu z ofertą październikową, każda z tych wartości została obniżona o 0,25 punktu procentowego. Bez zmian pozostanie jedynie oprocentowanie trzymiesięcznych obligacji stałoprocentowych (2,75 proc.).
Resort finansów tłumaczy, że to „dostosowanie do warunków rynkowych”. Jednak ekonomiści i przedstawiciele opozycji wskazują, że w praktyce to ukryta forma ograniczania zysków obywateli, którzy zaufali państwu i ulokowali w nim swoje oszczędności.
Były minister finansów i poseł PiS, Andrzej Kosztowniak, w rozmowie z portalem Niezależna.pl stwierdził, że minister Andrzej Domański „celowo wykorzystał moment obniżek stóp procentowych, by ograniczyć koszty długu publicznego”.
– Minister Domański skorzystał z okazji, która się nadarzyła. Zamiast chronić interesy Polaków, wykorzystał decyzję RPP, by jeszcze bardziej uszczuplić zyski z obligacji. W ten sposób rząd Tuska przerzuca ciężar własnych problemów budżetowych na obywateli – powiedział Kosztowniak.
Według byłego ministra, takie działania sprawiają, że obligacje stają się nieopłacalne dla przeciętnego Kowalskiego, który zacznie szukać alternatywnych sposobów oszczędzania – od lokat bankowych po ryzykowne inwestycje, jak kryptowaluty.
Zdaniem ekspertów decyzja Domańskiego ma drugie dno. Obniżenie oprocentowania obligacji pozwala Ministerstwu Finansów zmniejszyć koszty obsługi zadłużenia państwa, które gwałtownie rośnie.
– To ruch czysto budżetowy. Rząd patrzy wyłącznie przez pryzmat własnego bilansu, nie interesuje go rentowność oszczędności Polaków – dodaje Kosztowniak.
Rząd Tuska boryka się z rosnącym deficytem budżetowym i kosztami obsługi zadłużenia, które według danych MF przekroczyły już 80 mld zł rocznie. Zmniejszenie oprocentowania obligacji o 0,25 proc. wydaje się drobną korektą, ale w skali roku daje miliardowe oszczędności dla Skarbu Państwa – i proporcjonalne straty dla obywateli.
