Kryzys w kasie państwa – Tusk sięga po akcyzę, a Polacy po portfele

 

Ministerstwo Finansów szykuje poważne zmiany w polityce fiskalnej wobec producentów alkoholu. Według ustaleń „Pulsu Biznesu” od 2026 roku akcyza na napoje wysokoprocentowe i piwo ma wzrosnąć o 15 proc., a w 2027 roku o kolejne 10 procent.

Jeśli opisane plany rządu zostaną zrealizowane, to łączny wzrost obciążeń podatkowych w ciągu pięciu lat przekroczy 60 proc. Dla wielu firm – zarówno dużych koncernów, jak i mniejszych producentów – będzie to cios, który może radykalnie zmienić rynek.

Branża: „To grom z jasnego nieba”

Informacja o planowanych podwyżkach nie została jeszcze oficjalnie ogłoszona, ale przedstawiciele branży usłyszeli już w resorcie szczegóły harmonogramu. Dla producentów to ogromne zaskoczenie. Jeden z menedżerów dużej firmy powiedział anonimowo:

Decyzja spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Przygotowywaliśmy się do umiarkowanych zmian zgodnie z mapą akcyzową, a teraz okazuje się, że skala będzie trzykrotnie większa”.

Koniec akcyzowej „mapy akcyzowej”

Przypomnijmy: od stycznia 2022 roku obowiązywała tzw. mapa akcyzowa – dokument przygotowany przez poprzedni rząd, który przewidywał coroczny, stopniowy wzrost stawek podatku (o 5 proc. dla alkoholu i 10 proc. dla tytoniu). Miało to zapewnić stabilność wpływów do budżetu oraz dać firmom możliwość planowania inwestycji.

Po zmianie władzy kierunek został jednak diametralnie zmieniony. Najpierw rząd Donalda Tuska porzucił mapę akcyzową dla wyrobów tytoniowych, zapowiadając drastyczne podwyżki od 2026 roku. Teraz podobny scenariusz zaczęto kreślić dla producentów alkoholu.

Skutki dla rynku i konsumentów

Podwyżki akcyzy w Polsce od lat są narzędziem fiskalnym, ale eksperci podkreślają, że tym razem ich skala może wywołać efekty uboczne. Prof. Krzysztof Koźmiński z Uniwersytetu Warszawskiego zauważa, że rząd działa z zaskoczenia:

Mamy już końcówkę sierpnia, a tu nagle – bez konsultacji, bez sygnałów – pojawia się zapowiedź tak dużej zmiany podatkowej. To narusza zasadę przyzwoitej legislacji. Przedsiębiorcy nie mają czasu, by się przygotować” – mówi w rozmowie z portalem Fronda.

Profesor dodaje też, że argumenty zdrowotne podawane przez rząd okazują się wątpliwe:

Kiedy rządzący tłumaczą takie decyzje troską o zdrowie, a w tle mamy gigantyczny deficyt, to trudno w to uwierzyć. To klasyczne działanie fiskalne, a nie realna polityka zdrowotna”.

Ekspert przestrzega również przed skutkami dla budżetu:

Paradoksalnie może się okazać, że wpływy z akcyzy spadną. Podniesienie cen w takim tempie doprowadzi do wzrostu przemytu, rozwoju szarej strefy i kupowania alkoholu z niewiadomego źródła”.

Uderzenie w gospodarkę lokalną

Wzrost podatków to nie tylko kwestia cen dla konsumentów. W końcu sektor alkoholowy jest powiązany z rolnictwem: dostawcami zbóż, chmielu czy owoców. Branża zatrudnia dziesiątki tysięcy osób, od plantatorów po logistyków i pracowników punktów sprzedaży. Podwyżki akcyzy mogą więc przełożyć się na spowolnienie inwestycji, cięcia zatrudnienia i spadek dochodów lokalnych społeczności.

Prof. Koźmiński zwraca uwagę także na efekt psychologiczny i społeczne skutki takiej decyzji:

Jeśli ceny piwa czy wódki poszybują w górę, część konsumentów sięgnie po najtańsze, najgorszej jakości produkty albo alkohol nielegalny. To nie tylko uderzy w budżet, ale też zwiększy koszty dla służby zdrowia. Rząd tego zupełnie nie bierze pod uwagę”.

Rząd: potrzeba dodatkowych wpływów

Ministerstwo Finansów nie komentuje jeszcze oficjalnie planów, ale – jak wynika z analiz budżetowych – państwo szuka dodatkowych źródeł finansowania. Luka budżetowa rośnie, a wydatki na obronność i programy socjalne wymagają zwiększenia wpływów podatkowych. Alkohol i tytoń, ze względu na charakter „dóbr akcyzowych”, są najłatwiejszym celem.

Prof. Koźmiński dodaje jednak, że prosty mechanizm podnoszenia akcyzy nie jest właściwym rozwiązaniem:

Mamy w Polsce dostęp do narzędzi pozwalających ograniczać konsumpcję alkoholu – od ograniczenia godzin sprzedaży, po zakaz reklamy. Tymczasem reklamy piwa wiszą na przystankach, młodzi ludzie sięgają po piwa bezalkoholowe, które oswajają ich ze smakiem tego napoju. Jeśli rząd chce realnie walczyć z problemem, powinien iść w tym kierunku, a nie w najprostsze fiskalne podwyżki”.

Podatki a zdrowie publiczne

Rządzący podkreślają, że wzrost cen ograniczy spożycie alkoholu, szczególnie wśród młodych. Niemniej jednak prof. Koźmiński sceptycznie podchodzi do takich uzasadnień

Zamiast prowadzić inteligentną politykę antyalkoholową, mamy proste podnoszenie podatków. To może skończyć się nie ograniczeniem spożycia, lecz wzrostem patologii, a budżet wcale nie zyska tyle, ile planuje Ministerstwo Finansów”.

Co dalej?

Na razie propozycje Ministerstwa Finansów nie trafiły jeszcze do konsultacji społecznych. Branża zapowiada jednak, że będzie walczyć o zachowanie poprzedniego harmonogramu, argumentując, że stabilność prawa podatkowego jest kluczowa zarówno dla przedsiębiorców, jak i dla konsumentów.

Jedno jest pewne – jeśli podwyżki wejdą w życie, Polacy zapłacą za alkohol więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Warto też dodać, że Kancelaria Prezydenta już zapowiedziała, że tych zmian prezydent Karol Nawrocki nie podpisze.