Każdy, kto chce się bawić mną i tym, co wymaga koniecznej powagi. Każdy, kto mówi, że jest mu wszystko jedno i koncentruje się na sobie. Każdy, kto odmawia współpracy i chce, żebyśmy wszyscy stali się samotnikami. Każdy, kto przypisuje mi intencje, których w sobie nie mam a nawet nie przyszły mi do głowy. Każdy, kto proponuje mnie i moim bliźnim dyktaturę relatywizmu. Każdy, kto chce mnie zgorszyć czyli wprowadzić w moje życie jeszcze więcej zła. Każdy, kto wystawia na próbę moje człowieczeństwo nie mając do tego żadnych praw. Każdy, kto sobie uzurpuje prawo do ingerencji w moje życie.

   Każdy, kto mnie osądza nie zadając pytań lub nie czeka na moje odpowiedzi. Każdy, kto sądzi, że wie lepiej i dlatego nie słucha moich argumentów. Każdy, kto uważa mnie za wroga, nie próbując wcześniej zobaczyć we mnie przyjaciela. Każdy, kto mi źle życzy lub nie życzy mi dobrze. Każdy, kto się dziwi mojemu zdziwieniu.

   Każdy, kto jest fałszywym bratem, grobem pobielanym, wilkiem w owczej skórze. Każdy, kto chce bym był bezwolnym narzędziem albo zakładnikiem strachu. Każdy, kto jest fałszywym prorokiem lub przekupionym świadkiem.

   Każdy, kto rozbudza moje słabości, by je wykorzystać lub nimi sterować. Każdy, kto chce mnie uczynić niewolnikiem doczesności, bez odniesień do rzeczy ostatecznych. Każdy, kto pragnie, bym się spłycał, zamiast zanurzać coraz głębiej. Każdy, komu przeszkadzają moje więzi z innymi. Każdy, kto wymaga posłuszeństwa tylko po to, by odebrać mi prawo do sprzeciwu i krytycznego myślenia. Każdy, kto chce mną zdalnie sterować. Każdy, kto będąc innym, chce mnie stworzyć na swój obraz i podobieństwo.

   Mam więc wielu wrogów i może kilku przyjaciół. Ale, żeby zachować uczciwość muszę przyznać, z bólem i wstydem, że dla wielu ludzi okazałem się wrogiem, może nawet śmiertelnym. Wystawiałem wiarę, cierpliwość i nadzieję wielu ludzi, na najwyższą próbę. Chcąc uszczęśliwiać unieszczęśliwiłem wielu. Przepraszam więc wszystkich, a najbardziej - niewinnych. Wybaczcie mi – waszemu, staremu nieprzyjacielowi!

   Wielokrotnie okazałem się nieprzyjacielem także samego siebie, dokonując swoistej autodestrukcji. Byłem nim wtedy, gdy realizowałem  swoje najdziksze pomysły, nie licząc się z wolą Bożą ani nawet z głosem broniącej się natury, popadając w sprzeczności swoich pragnień. Dopóki nie odkryłem wyzwalającej mocy słów mojego Zbawcy, by mieć w nienawiści samego siebie. Tak więc, nienawidząc siebie czyli pragnień „starego człowieka” i fałszywych obietnic demona, stałem się na nowo przyjacielem samego siebie. Wreszcie zrozumiałem słowa mistyka hiszpańskiego, św. Jana od Krzyża: „Jeśli umrę zanim umrę, to nie umrę, kiedy umrę”. Amen.

 

Ks. Ryszard Winiarski