Przed sopockim ratuszem odbył się ostry protest przeciwko odsłonięciu pomnika Paula Puchmüllera – pruskiego architekta i urzędnika, którego działalność przypadła na czas intensywnej germanizacji polskich ziem. Monument, kosztujący 350 tys. zł, ma 5,5 metra wysokości i jest już gotowy do instalacji. Mieszkańcy, radni i posłowie opozycji mówią jednak jednym głosem: „Nie chcemy tego u siebie!"
Pruski porządek i antypolonizm. Kiedy architektura staje się narzędziem ideologii...
Paul Puchmüller (1843–1903) był jednym z tych architektów, którzy wcielali w życie pruski ideał „porządku przez kulturę". Wykształcony w Królewskiej Wyższej Szkole Technicznej w berlińskim Charlottenburgu, kształtowany był w duchu neokantyzmu – filozofii łączącej etykę obowiązku z ideą państwa wychowawcy.
W reakcji na rozbiory Polski Immanuel Kant oceniał Rzeczpospolitą jako przykład państwa, które nie potrafiło utrzymać ładu i dyscypliny. W pruskiej interpretacji jego poglądów utrwaliło się przekonanie, że naród pogrążony w anarchicznej wolności potrzebuje silnego przewodnika. Ujęto to później w zdaniu, które stało się hasłem oświeconego, niemieckiego antypolonizmu:
„Dzięki pruskiemu państwu-wychowawcy Polacy oduczą się wreszcie swojej barbarzyńskiej wolności."
Choć Kant nigdy nie wypowiedział tych słów dosłownie, to właśnie w taki sposób jego filozofię odczytywano w Prusach. Z idei rozumu i prawa uczyniono moralne usprawiedliwienie rozbiorów – akt „wychowawczy", który miał narzucić Polakom porządek i dyscyplinę. Tak narodził się antypolonizm oświecony, później przekształcony w antypolonizm państwowy.
Misja cywilizacyjna Wilhelma II
W tym klimacie Puchmüller został przysłany do Sopotu przez cesarską administrację, by przekształcić dawną kaszubsko-polską osadę we wzorcowy niemiecki kurort – uporządkowany, nowoczesny i podporządkowany pruskiemu duchowi.
Cesarz Wilhelm II Hohenzollern, ostatni cesarz Niemiec, kontynuował tę ideologiczną linię. W jego polityce dominował ton ksenofobiczny i imperialny: Polak był dla niego figurą „wschodniego chaosu", który trzeba okiełznać niemiecką dyscypliną. Wysyłał więc urzędników i architektów, takich jak Puchmüller, aby w nadbałtyckich miastach urzeczywistniali program germanizacji przestrzeni.
Sopot w jego wizji stał się projektem propagandowym cesarstwa – pięknym i funkcjonalnym, a zarazem podporządkowanym idei porządku i lojalności wobec państwa. To była germanizacja nie mieczem, lecz fasadą i ornamentem, przebrana w język kultury i post.
Secesyjna dekoracyjność, tak chętnie stosowana przez Puchmüllera, pełniła funkcję estetycznej kompensacji – upiększała świat coraz bardziej techniczny i biurokratyczny. Architektura kurortowa Sopotu wyglądała jak sen o harmonii, lecz była to harmonia pozorna – przykrywająca społeczne napięcia, nierówności i militaryzm.
Jak zauważył Oswald Spengler, to moment, w którym kultura staje się cywilizacją, a twórczość – dekoracją upadku. W przypadku Puchmüllera forma zastąpiła ideę, a porządek – sens.
Mieszczaństwo i autorytet
Puchmüller był typowym przedstawicielem mieszczaństwa pruskiego – klasy, która bardziej niż wolności pragnęła bezpieczeństwa i ładu. W jej mentalności zakorzeniła się potrzeba autorytetu i przekonanie, że posłuszeństwo jest warunkiem moralności. Ten typ myślenia – lęk przed chaosem i fascynacja strukturą – stał się duchowym pomostem między pruskim państwem urzędników a totalitarnym państwem Hitlera.
Antypolonizm, obecny od czasów Kanta i Wilhelma II, w III Rzeszy został już tylko doprowadzony do logicznego końca – w ideologii biologicznej wyższości. Między oświeceniowym pruskim „państwem wychowawczym" a niemieckim, nazistowskim „państwem rasowym" istniała różnica języka, ale nie intencji: oba miały „naprawiać" świat, eliminując to, co nie pasuje do ich porządku.
Puchmueller nie był ideologiem, lecz symptomem epoki, w której architektura stała się narzędziem wychowania i dominacji. Jego styl – pozbawiony indywidualizmu, podporządkowany wspólnocie i wychowawczej funkcji przestrzeni – współbrzmiał z późniejszym ideałem sztuki państwowej propagowanym przez Goebbelsa.
U Puchmüllera, podobnie jak później w estetyce narodowego socjalizmu, piękno służyło wychowaniu i dyscyplinie, a forma miała kształtować lojalnego obywatela, nie wolnego twórcę.
Jego dzieła, choć powstały wcześniej, stały się naturalnym ogniwem łączącym pruski urzędowy racjonalizm z totalitarnym antypolonizmem, w którym architektura była narzędziem porządku, kontroli i kultu władzy.
Post scriptum
Dlaczego tak się dzieje?
W Gdańsku, Wrocławiu, Szczecinie, teraz w Sopocie?
Warto przypomnieć sobie anegdotę o „gotowaniu żaby".
Jeśli wrzucisz ją do wrzątku – wyskoczy.
Jeśli jednak podgrzewasz wodę powoli, nie zauważy, że traci życie.
Tą żabą są dziś Sopocianie, Gdańszczanie, Wrocławianie i Szczecinianie – mieszkańcy polskich miast, którzy nawet nie zauważą, że wkrótce będą nazywani Danzigerami, Sopocianerami, Einwohner von Breslau, Einwohner von Stettin.
Nie zauważą nawet, kiedy historia zostanie przetłumaczona na obcy język – łagodnie, krok po kroku, tak by wszystko znów wyglądało „porządnie".
Przypilnowane przez Brukselę i Berlin – Es muss Ordnung herrschen w Republice Federalnej Europy!
Kiedyś, dokładnie 1 września 1903 roku , w Gdańsku odsłonięto pomnik cesarza Wilhelma I, dziadka Wilhelma II, którego wkład w germanizację ziem polskich znaczą pruskie rugi. Na zdjęciu przed pomnikiem przy Bramie Wyżynnej utrwalono krewnych dziennikarza „Gazety Gdańskiej” , którzy przyjechali z Bydgoszczy. Kilka lat później zamordowano ich podczas „Bromberger Blutsonntag”,bydgoskiej krwawej niedzieli.
Może warto przynajmniej jego popiersie ustawić w gabinecie prezydenta Sopotu. Taki miły sentymentalny akcent...
