Wszyscy uczestnicy tej uroczystości nie byli w stanie nie zauważyć, że prezydent chwiał się na nogach i wyglądał na osobę pod wpływem alkoholu. Informacje o tym, że prezydent „lekko chwiał się na nogach i dziwnie wyglądał” podała po uroczystości obecna tam dziennikarka polskiej sekcji BBC Maria Przełomiec. Była to jedyna informacja na ten temat, jaka pojawiła się w jakichkolwiek mediach. Obecne na cmentarzu ekipy telewizyjne Polsat i TVN z Tomaszem Lisem nie wyemitowały żadnych nagrań z wizyty Kwaśniewskiego na cmentarzu.
Relacje Marii Przełomiec o dającym do myślenia zachowaniu głowy państwa polskiego nagłośniły jedynie dwa media: katolickie radio Plus oraz Gazeta Polska. W tej sytuacji TVN zdecydował się na wypuszczenie na swej antenie zdjęć filmowych z kontrowersyjnego incydentu. Wtedy zareagowała kancelaria prezydenta, która w specjalnym oświadczeniu zaprzeczyła, że głowa państwa pojawiła się na cmentarzu w stanie wskazującym na spożycie. Według kancelarii zachowanie prezydenta wynikało z brania leków mających uśmierzyć ból po „pourazowym zespole przeciążenia goleni prawej”.
Najbardziej kuriozalna była reakcja Gazety Wyborczej, która tuż po wizycie w Charkowie w ogóle nie poinformowała o budzącym kontrowersje zachowaniu prezydenta, ale gdy już wybuchła afera poinformowała o dementi kancelarii prezydenckiej. Zachowanie Kwaśniewskiego wywołało ogromne oburzenie kombatantów, którzy uznali że stan zakłócenia świadomości prezydenta urągał pamięci pochowanych tam ofiar.
O tym, co wydarzyło się przed wizytą na cmentarzu, poinformował ambasador Polski w Rosji Stanisław Ciosek w swojej książce „Wspomnienia (niekoniecznie) dyplomatyczne”. Czytamy tam:
„Lecieliśmy prezydenckim Tupolewem już z Katynia z lotniska w Smoleńsku do Charkowa. W saloniku razem z Aleksandrem Kwaśniewskim siedzieli m. in.: rabin, rzymskokatolicki biskup polowy (chodzi o biskupa Sławoja Leszka Głódzia), prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego oraz kapelan Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego. A że w tradycji prawosławnej istnieje zwyczaj wypicia za dusze zmarłych (nie tylko w tej konfesji) nasz autokefaliczny duchowny wyjął z podręcznego bagażu buteleczkę z trunkiem i wzniósł stosowny do okoliczności toast. Gest wynikający z tradycji. (...) Pozostali hierarchowie dostosowali się do tradycji”. To wcale nie było bezsensowne picie do dna. Ot, rytualne toasty. Każdy się oszczędzał, bo czekały nas oficjalne obowiązki. Zresztą w klimatyzowanym wnętrzu nie odczuwało się działania alkoholu, wszystko przebiegało w należnej okolicznościom powadze. (...) Kłopoty pojawiły się jednak wtedy, gdy prezydencka maszyna wylądowała na lotnisku a steward otworzył drzwi. Z zewnątrz buchnęła a w nas fala upalnego powietrza (...) i to ciepło natychmiast zrobiło swoje. (...) Zobaczyłem jak twarz Aleksandra Kwaśniewskiego cokolwiek blednie. Tu kabina z klimatyzacją, a tu dziki upał, który najzwyczajniej w świecie w kilka minut ściął prezydenta z nóg”.
Relacja Stanisława Cioska jest ważna z jednego powodu. W kręgu polityków postkomunistycznych długi czas krążyła legenda, ze prezydent Kwaśniewski został z premedytacja upity przez biskupa polowego Sławoja Głódzia, który słynął z niezwykle mocnej głowy. Wersja podana przez Cioska wydaje się o wiele bardziej prawdopodobna.
Wszystko to nie zmienia faktu, że Aleksander Kwaśniewski - jak się zdaje - cierpiał na chorobę alkoholową. Już wcześniej dziennikarze opisywali jak w trakcie wizyty na Białorusi - podpity prezydent próbował wsiadać do bagażnika limuzyny. Także później, już po skandalu w Charkowie Aleksander Kwaśniewski we wrześniu 2007 roku wygłosił wykład do studentów w Kijowie w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Co istotne, wtedy na pytania o swój stan Kwaśniewski zareagował agresją. Wypowiadając się w Faktach TVN były prezydent mówił: „Może wypiłem jeden kieliszek wina, a może dziesięć. Mam prawo robić co chcę. Jestem wolnym człowiekiem”.
W całej sprawie istotna też była i znamienna dla tamtej epoki logika parasola ochronnego nad osobą Kwaśniewskiego. Na cmentarzu w Charkowie były ekipy TVP, Polsatu i TVN, ale żadna z nich nie wypuściła szokujących nagrań na swoich antenach. Sześć lat później za kadencji Lecha Kaczyńskiego TVN i Polsat będą wychwytywać najmniejsze niezręczności prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I nie będzie stosowana żadna taryfa ulgowa. W sprawie Kwaśniewskiego na cmentarzu tylko osobista odwaga dziennikarki BBC Marii Przełomiec spowodowała, że prawda o zachowaniu głowy państwa przedostała się do opinii publicznej. Parodniowe milczenie TVN, Polsatu oraz Gazety Wyborczej pokazywały, jak bardzo postkomunistyczny prezydent kontroluje swój wizerunek w mediach.
Odważna Maria Przełomiec zapłaciła zresztą pewną cenę za swoje odważne pojmowanie misji dziennikarskiej.
Przez kolejne lata, aż do końca kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego w końcu 2005 roku, już nigdy kancelaria prezydenta nie zgodziła się, by towarzyszyła Kwaśniewskiemu w jego zagranicznych wizytach.
Piotr Semka